Zapraszamy na stadiony. Coś wielkiego w powietrzu

Nie wierzyłem już w GKS Tychy. Notorycznie grał poniżej oczekiwań, tracił worek bramek i w którymś momencie zaczęło wydawać się, że owszem, wmiesza się w trudną walkę, ale o utrzymanie, a nie żaden awans. No i nastąpił zwrot.


Oddech ulgi zaczerpnięty przez tyszan po odejściu Ryszarda Komornickiego, który przy Edukacji nie był ani trenerem, ani dyrektorem, dał w ostatnich tygodniach nawet lepsze owoce aniżeli mogłaby dać nawet szeroko pojęta stabilizacja, bo wskoczyli do szóstki przed kluczowym momentem sezonu. Nigdy tego nie liczyłem, ale na nowym tyskim stadionie widziałem pewnie ze 40 meczów.

Takiej atmosfery, jak podczas środowej konfrontacji z Bruk-Betem, wcześniej jednak tam nie doświadczyłem. To coś niemierzalnego, niezdefiniowanego, ale w powietrzu zaczęło wisieć coś wielkiego. Od momentu oddania do użytku tego obiektu walka o ekstraklasę nigdy nie przybrała tak realnych kształtów. Czuć wielką jedność.


Czytaj jeszcze: Atak na szóstkę


Zapieprzających zawodników, walczących niczym o życie, czego symbolem niech będzie niezmordowany na boku obrony wychowanek Dominik Połap – i doceniających to zapieprzanie kibiców.

Miło patrzyło się, jak po meczu Maciej Mańka wyściskał się z Jarosławem Zadylakiem. To dopiero byłaby historia, jeśli w tak szalonym sezonie, w którym wszystko długo wskazywało na rozczarowanie, wprowadziliby swój kochany GKS do ekstraklasy.

Umiejętności w tym zespole są i tego nikt nie kwestionował, a teraz doszło do tego wielkie serce. Jutrzejszy mecz w Legnicy będzie niczym kolejny finał, ale przecież w Tychach życzyliby sobie, by wcale tak nie było. Takowym mają być dopiero baraże.

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus