Piłkarska Europa 2018. Galijski kogut zapiał po 20 latach

Henryk Górecki

Był to szczególny rok, w którym rozegrano dwa turnieje – mundial i premierową edycję Ligi Narodów. Dotąd po finałach mistrzostw świata rozpoczynały się eliminacje mistrzostw Europy i te „rozbiegowe kolejki” trudno było traktować jak coś miarodajnego. Podstawowym kryterium w naszej klasyfikacji był udział w mundialu i uzyskane tam wyniki.

„Oranje” lepsi od mistrzów

Teraz trzeba uwzględnić także Ligę Narodów, której mocną stroną jest to, że rywalizują w poszczególnych Dywizjach zespoły zbliżone poziomem. Tu nie ma obijania słabych. Najlepsza trójka mundialu nie wygrała swoich grup w LN. Francja i Belgia przegrały tylko raz, w ostatnich meczach i zajęły drugie miejsca. Nieobecna na mundialu Holandia okazała się lepsza od dwóch ostatnich mistrzów świata, Francji i Niemiec. Co ciekawe, „Oranje” załatwiali jednego przeciwnika grając z drugim. Pokonując Francję 2:0 spuścili do Dywizji B Niemcy, a remisując z Niemcami 2:2, przekreślili nadzieje Francji na Final Four.

Szwajcaria w decydującym o awansie spotkaniu dokonała imponującej „remontady” – od 0:2 do 5:2 z Belgami. Wicemistrz świata Chorwacja spadła do Dywizji B, o czym także przesądził ostatni mecz z Anglią.

Trzej muszkieterowie

Mistrzostwo świata zdobyła Francja, która na piłkarski szczyt powróciła po 20 latach. Grała tak, jak należy grać na turnieju, na który jedzie się nie po to, żeby wyjść z grupy, ale żeby go wygrać. Ekonomicznie, oszczędzając siły, wydatkując ich tyle, żeby przejść do następnej rundy. To kibicom się nie podoba, ale inaczej się nie da. Tylko dwukrotnie została sprowokowana do innej gry i musiała pokazać inne, ofensywne oblicze. Było to w meczach z Argentyną i w finale z Chorwacją.

Zmuszona do wymiany ciosów pokazała, że jest do tego gotowa i strzeliła po cztery bramki. Na mundialu wykreowała się ich nowa gwiazda, Kylian Mbappe. Dotąd znany z transferu za 180 milionów i z partnerowania Cavaniemu i Neymarowi w ataku Paris SG. Teraz 19-latek był najmocniejszym ofensywnym atutem „trójkolorowych”. Zdobył 9 goli, Antoine Griezmann 7, a Olivier Giroud tylko 4. Rok wcześniej Giroud był królem polowania z 8 trafieniami. Szanse były równe, wszyscy zagrali 18 razy i nie opuścili żadnego meczu reprezentacji Francji.

Ostatni dzwonek

Chorwacja w finale spotkała się z Francją, z którą w szczególny sposób była związana. Gdy „Les Bleus” przed 20 laty po raz pierwszy zostali mistrzami świata, Chorwacja odniosła największy sukces zajmując trzecie miejsce. I to ciążyło na następnych pokoleniach piłkarzy, którzy nie byli w stanie nawiązać do chlubnej przeszłości.

Wydawało się, że obecna generacja też niczego nie osiągnie. Luka Modrić, Ivan Rakitić i Mario Mandżukić najlepsze lata mieli już poza sobą, stuknęła im trzydziestka i sukcesy odnoszone w klubach nie miały rezonansu w reprezentacji. To był dla nich ostatni dzwonek i zagrali tak, że przeszli do historii. Ich niesamowite boje w fazie pucharowej, dogrywki, rzuty karne sprawiały, że w miarę zbliżania się do finału grono ich sympatyków rosło. Ale jednocześnie sił ubywało i to dało znać o sobie w decydującym meczu mundialu.

Przegrali, ale osiągnęli więcej niż pokolenie Davora Szukera, teraz prezesa Chorwackiego Związku Piłki Nożnej. Modrić do końca roku zbierał nagrody dla najlepszego piłkarza mundialu, sezonu, świata. Witano ich w kraju jak bohaterów, a potem był szokujący debiut w Lidze Narodów – 0:6 z Hiszpanią. Nastawieni na ofensywę Chorwaci tracili sporo gol i mieli ujemny ich bilans (24:26). Pod tym względem należeli do najgorszych w Europie po Islandii (34) i Litwie (28).

Cios w ambicje

Chorwaci nie błyszczeli w eliminacjach mundialu. Zajęli w grupie drugie miejsce za Islandią, dopiero w ostatnim meczu zapewnili sobie udział w barażach, gdzie pokonali Grecję. Za to w finałach zajęli wyższe miejsce od Belgii, której w kwalifikacjach szło jak z płatka. Pierwsza w Europie zapewniła sobie awans już na początku września, w 10 meczach uzyskała 9 zwycięstw i remis. Strzeliła 43 gole, tyle ile Niemcy, którzy wygrali w swojej grupie wszystkie mecze. Ale obrońcy tytułu na rosyjskich boiskach polegli z kretesem, a Belgowie trzymali poziom. Porażka z Francją w półfinale była dla nich ciosem, z którym nie mogli się pogodzić. Imponujący skutecznością „Czerwone Diabły” nie tylko nie dały rady francuskiej defensywie, ale jedynego gola strzelił im obrońca – Samuel Umtiti. W meczu o trzecie miejsce pokonali Anglików, odnieśli największy sukces w historii, ale… spodziewano się więcej.

Nie rozumieli, ale wygrali

Natomiast Anglicy ze swojego czwartego miejsca na mundialu są zadowoleni. Tak długo czekali na jakiś znaczący wynik na mistrzostwach, że nawet dwa przegrane mecze o finał i trzecie miejsce nie popsuły im humorów. Okazało się na koniec roku, że tylko oni dobrze spisali się na obu turniejach. W Lidze Narodów „Synowie Albionu” zrewanżowali się Chorwatom za porażkę w półfinale mistrzostw świata i wygrali grupę. Nie zraził ich nieudany początek i porażka 1:2 z Hiszpanią na Wembley. Było to trzecie z rzędu ich niepowodzenie, ale potem już nie przegrali żadnego z pięciu spotkań. Wygrywając rewanż w Sewilli 3:2 przerwali trwającą dwa lata zwycięską passę „La Roja”. Rozgrywki, które na początku były dla Anglików niezrozumiałe, okazały się ratunkiem dla… Wembley. Po stadion już sięgali Jankesi ze swoim amerykańskim futbolem, ale awans do Final Four sprawił, że świątynia angielskiej piłki została obroniona.

Bez Ronaldo też można

Portugalia na mundialu zapisała się właściwie tylko dzięki hat trickowi Cristiano Ronaldo, który uratował jej remis z Hiszpanią. Poza tym w roku dominowały remisy i minimalne sukcesy, ale one właśnie zapewniły jej podwójny zysk w Lidze Narodów. Wygrała grupę i prawo organizowania Final Four, w pobitym polu pozostawiła Włoch i Polskę, które też do tego kandydowały. Jest godne podkreślania, że uzyskała to bez żadnej pomocy Cristiano Ronaldo, który jesienią opuścił wszystkie zgrupowania z powodów adaptacyjnych i… obyczajowych. Szwecja na mundialu doszła do ćwierćfinału, co jak na zespół awansujący na turniej dopiero po barażach, jest całkiem dobrym osiągnięciem. W Lidze Narodów udanym finiszem, pokonując w ostatnim meczu Rosję, wygrała grupę i awansowała do Dywizji A.

Klasyfikujemy ją wyżej od Szwajcarii, gdyż wyeliminowała ją z mundialu, ale z drugiej strony trzeba pamiętać, że Helweci też wygrali grupę i to w Dywizji A, w ostatnim meczu gromiąc Belgię. Odrobili lekcje z eliminacji mundialu, gdzie byli liderami do ostatniego meczu i spadli na drugie miejsce po porażce z Portugalią.

Między farsą i cyrkiem

Dania do finałów weszła przez baraże i zagrała na miarę swoich możliwości. „Dynamit” to nie był, ale solidność i konsekwencja. Jedyna nie przegrała z Francją, odpadła po rzutach karnych z Chorwacją. Na mundialu nie przegrała meczu, w pozostałych trzy razy była pokonana, ale tak… nie do końca. W styczniu, czyli poza terminami FIFA, kadra udała się do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Był to zespół nazywany Denmark League XI, można go uznać za drugą reprezentację. Doznała porażek ze Szwecją 0:1 i Jordanią 2:3. Dla Duńczyków oba mecze są nieoficjalne, ale Szwedzi zaliczyli sobie to zwycięstwo i dzięki temu mają pozytywny bilans roku. Kuriozalna sytuacja była w towarzyskim meczu ze Słowacją. Duńscy piłkarze byli w konflikcie z federacją, nie chcieli grać, więc skombinowano zespół złożony z zawodników trzeciej ligi i futsalu. Słowacy z zażenowaniem przyjęli wygraną 3:0, a media obu krajów pisały o cyrku i farsie.

Strzał w stopę

Hiszpania to wielkie oczekiwanie i… wielkie rozczarowanie. Sama wszystko zepsuła. Jeśli selekcjoner Julen Lopetegui pracuje z zespołem dwa lata i nie przegrywa żadnego meczu, a dwa dni przed turniejem zwalnia się go, bo dogadał się z Realem, o czym prezes federacji dowiedział się z mediów i poczuł się urażony, to przypomina strzał w stopę. Pod ręką był Fernando Hierro i on poprowadził zespół na mundialu, „La Roja” jednak nie była sobą. Chociaż nie doznała porażki i odpadła przegrywając „karną loterię” z Rosją, to jednak niedosyt w kraju byłych mistrzów świata i Europy był duży. Taka kadra powinna osiągnąć półfinał.

Po mistrzostwach przyszedł Luis Enrique i zaczął imponująco, ogrywając Anglię na Wembley i deklasując Chorwację. Jednak odbudowywany powoli prestiż w ciągu miesiąca rozpadł się jak domek z kart. Odzwyczajeni od porażek Hiszpanie przegrali dwa razy z rzędu w rewanżach LN i ich absencja w Final Four jest niespodzianką.

Odrodzenie „Oranje”

Nieobecna na mundialu Holandia zamyka pierwszą dziesiątkę. W lutym nowym selekcjonerem został Ronald Koeman, w debiucie przegrał z Anglią, ale trzy dni później „Oranje” pokonali mistrzów Europy Portugalczyków 3:0. To był zwiastun odnowy. Potem był remis z Włochami, drugim wielkim nieobecnym mundialu i wygrana z finalistą mistrzostw świata Peru. Premiery nie są mocną stroną Koemana, bo pierwszy występ w Lidze Narodów Holandia przegrała z Francją 1:2, doznając drugiej ale zarazem ostatniej porażki. Wydawało się, że w grupie z byłym i aktualnym mistrzem świata będzie im ciężko. Tym bardziej, że Niemcy bardzo chcieli odegrać się na mundial.

Niemcy tak złego roku jeszcze nie mieli. Mistrzostwa nie obronili, dali też plamę w Lidze Narodów. Fot. PressFocus

Tymczasem „Oranje” dali im kolejny powód do zmartwienia, gromiąc 3:0. Miesiąc później pokonali Francję 2:0 i na koniec zrobili coś, co zupełnie dobiło Niemców. Zespół Joachima Loewa chciał przynajmniej godnie zakończyć fatalny rok i pożegnać się z kibicami i Ligą Europy zwycięstwem. Po 20 minutach prowadził 2:0, ale Holandia pokazała, że gra do końca to już nie niemiecka, ale jej specjalność. Strzeliła dwa gole, drugiego w 91 minucie i wygrała grupę. Połowę z 16 bramek, jakie zdobyła w ubiegłym roku, uzyskała w końcowych minutach pierwszej lub drugiej połowy.

Oni się podniosą

Nie ma wątpliwości, kto był największym przegranym roku. I to zupełnie nieoczekiwanym. Niemcy w 2017 roku byli bezdyskusyjnie najlepszą reprezentacją w Europie. Po raz pierwszy od 20 lat nie przegrali meczu. Strzelili 43 gole, stracili tylko 12. Na Puchar Konfederacji wysłali drugą reprezentację i zwyciężyli. Byli bezbłędni w eliminacjach mundialu. Teraz przeżyli kataklizm, który trudno racjonalnie wytłumaczyć. Doznali 6 porażek, najwięcej w historii. Bramek zdobyli 14, a stracili 17. Tylko 4 zwycięstwa: na mundialu ze Szwecją 2:1, dzięki bramce w 95 minucie, oraz w meczach towarzyskich z Arabią Saudyjską, Peru i Rosją. Każdy z tych sukcesów miał być zapowiedzią poprawy, ale tak nie było. – Myślę, że Niemcy nie powinni panikować. Za bardzo przyzwyczaili się wygrywać, ale wciąż mają dużo talentów i z czasem się podniosą – uważa Ronald Koeman. Będą to robić znów w towarzystwie Holandii, obie reprezentacje znalazły się w jednej grupie eliminacji Euro 2020.

Na zdjęciu: Francja triumfowała na mundialu, duża w tym zasługa ofensywnego duetu Antoine Griezmann (z lewej) i Kylian Mbappe.