Play off PlusLigi. Mecz ostatniej szansy

Zrobimy wszystko, by przedłużyć rywalizację – zapowiada Mateusz Malinowski, atakujący Aluronu CMC Warty Zawiercie. – Nie chcemy wracać do Jastrzębia – odpowiada przed rewanżowym ćwierćfinałem Lukas Kampa, rozgrywający Jastrzębskiego Węgla.


W pierwszym meczu ćwierćfinale ekipa z Jastrzębia-Zdroju nadspodziewanie łatwo, bo 3:0, pokonała u siebie „Jurajskich rycerzy”, którzy mają czego żałować, bo w pierwszym secie prowadzili 22:20. – Szkoda tej partii. Jedna czy dwie piłki były kluczowe. Gdybyśmy je wygrali, jeszcze bardziej uwierzylibyśmy w siebie i nasza gra byłaby lepsza – ocenił atakujący Aluronu CMC Warty Mateusz Malinowski.

Teraz rywalizacja przeniosła się do Zawiercia (sob. godz. 14.45). Gospodarze stoją pod ścianą. By przedłużyć rywalizację, muszą wygrać. Drugie zwycięstwo Jastrzębskiego Węgla da mu awans do strefy medalowej.

Zrobić drugi krok

Cel goście mają jasny. – Pierwszy krok już zrobiliśmy. Zrobimy wszystko, by zamknąć tę walkę w dwóch meczach. W ten sposób mielibyśmy cały tydzień spokojnych przygotowań do kolejnego spotkania, już w półfinale – ocenił [Lukas Kampa], rozgrywający Jastrzębskiego Węgla.

Jastrzębianie zdają sobie jednak sprawę z trudności zadania. Gospodarze zrobią wszystko, by przedłużyć swoje nadzieje na medale. – To będzie inny mecz. Mam wrażenie, że w naszej hali w grze rywali czegoś brakowało. My graliśmy nieźle, ale możemy prezentować się jeszcze lepiej. Będzie walka. Dla zawiercian to jest mecz ostatniej szansy, więc szykujemy się na trudne spotkanie – podkreślił Kampa.

– Jedziemy do Zawiercia, a tam z pewnością będzie trudno. To jest zespół, który czasem potrafi wspiąć się na naprawdę fantastyczny poziom, zwłaszcza we własnej hali, która jest trochę specyficzna. O meczu w Jastrzębuu już zapomnieliśmy, bo to jest play off. Trzeba wygrać co najmniej dwa, a może nawet trzy razy – wtórował mu Jakub Popiwczak, libero jastrzębskiej drużyny.

Wiara jest

Zdaniem zawiercian kluczem do ewentualnego sukcesu będzie przyjęcie zagrywki. – W Jastrzębiu graliśmy dobrze w pierwszym i drugim secie. Dotrzymywaliśmy gospodarzom kroku. Oni bardzo mocno serwowali. Jeśli chcemy wygrać, musimy poprawić przyjęcie. Umiemy sobie radzić z mocnymi zagrywkami. Trzeba też poprawić obronę. To z kolei powinno przełożyć się na naszą efektywność ataku w pierwszej akcji – tłumaczy [Flavio Gualberto], brazylijski środkowy Aluronu CMC Warty, który po pierwszym starciu nie stracił nadziei na sukces. – Musimy wierzyć do końca i walczyć o każdą piłkę, jakby była tą ostatnią. Bardzo dobrze trenowaliśmy w ostatnim tygodniu i możemy pokonać jastrzębian. Wszyscy musimy zagrać bardzo dobrze, skupiać się na każdej akcji, walczyć o każdą piłkę. Trzeba zagrać tak, jakby był to finał – zdradził receptę na sukces.

Formalność ZAKSY?

Po sukcesie i heroicznym boju z Zenitem Kazań w Lidze Mistrzów, kędzierzynianie udali się na drugi koniec Polski do Suwałk, na starcie ze Ślepskiem Malow (niedz. 14.45). Są zdecydowanymi faworytami, choć zmęczenie po środowym trzygodzinnym horrorze i długa podróż mogą zrobić swoje. Fachowcy są jednak zgodni. Siła ZAKSY jest tak duża, że strata nawet jednego seta będzie niespodzianką.


Na zdjęciu: Na razie górą są jastrzębianie – w ataku Mohammed Al Hachdadi – czy tak będzie po dzisiejszym starciu?

Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus


Gospodarze pod ścianą

W innych ćwierćfinałach Asseco Resovia podejmuje PGE Skrę Bełchatów (sob. 20.30), a Verva Warszawa Orlen Paliwa – Trefl Gdańsk. Gospodarze, by zachować szansę na półfinał, muszą wygrać. Trudne zadanie czeka zwłaszcza rzeszowian. W pierwszym meczu Skra zwyciężyła 3:1, prezentując efektowną i ciekawą siatkówkę. Zagrała zdecydowanie lepiej niż w w fazie zasadniczej, gdy częściej zawodziła niż zachwycała. – 50 procent drogi za nami, ale przed nami drugie 50, które będzie dużo trudniejsze. Dlatego nie nazwałbym tego dopełnieniem formalności – ocenił Jakub Łomacz, rozgrywający drużyny z Bełchatowa.

– W drugim secie dostaliśmy gonga, ale cieszy to, że potrafiliśmy się otrząsnąć i wygraliśmy kolejne dwa sety. Nie było to łatwe, ale udało nam się. Chwała nam za to, bo trudno jest wrócić po tak przegranym secie – stwierdził [Mateusz Bieniek], środkowy PGE Skry. – Zrobiliśmy pierwszy, mały kroczek, jedziemy do Rzeszowa z dobrym nastawieniem. Mam nadzieję, że tam uda się zakończyć rywalizację. Na pewno Resovia się nie położy. Będą walczyć w Rzeszowie jeszcze bardziej niż tu – dodał.

Rzeszowianie mają potencjał, by przeciwstawić się sile Skry. Nicolas Szerszeń, Fabian Drzyzga, Klemen Cebulj czy Karol Butryn to zawodnicy z najwyższej półki. Jeśli się wstrzelą… drżyjcie rywale.