Podbeskidzie. Mały progres jest

Kamil Biliński, kapitan „górali”, prosi, by w stosunku do zespołu nie używać słów „kryzys” i „faworyt”, bo pod Klimczokiem drużyna się dopiero buduje.


Więcej czasu, aniżeli pierwotnie zakładano mają „górale” na przygotowanie się do kolejnego meczu ligowego. W poniedziałek, a nie jak pierwotnie zakładano w piątek, zmierzą się ze Skrą Częstochowa i – z całą pewnością – trenerzy bielskiego zespołu, czyli Piotr Jawny i Marcin Dymkowski, są z tego faktu zadowoleni, bo wiadomo, że na początku sezonu bielszczanie nie są w zbyt komfortowej sytuacji, jeżeli chodzi o przygotowanie fizyczne. Chociaż akurat w miniony wtorek, podczas meczu z GKS-em Tychy, było pod tym względem lepiej niż w poprzednich spotkaniach.

Wygrać, po raz pierwszy w sezonie, się jednak nie udało.

– Żałujemy tego, że w meczu z GKS-em Tychy nie udało się strzelić gola i zgarnąć trzech punktów – powiedział po meczu Kamil Biliński, kapitak Podbeskidzia.

– Ale rywal może powiedzieć to samo. Spotkały się dwa zespoły, które się szanują. Nie chciały stracić bramki i się odkryć. Nie było w tym spotkaniu wielu klarownych sytuacji. Wydawało się, że kto pierwszy strzeli gola, ten wygra. Notujemy kolejny mecz bez zwycięstwa. Cały czas musimy szukać automatyzmów w naszej grze. Zbyt mało jest tego, czego byśmy chcieli. Mały progres jest, ale potrzeba czasu, by ten zespół funkcjonował na sto procent – podkreślił napastnik zespołu spod Klimczoka.

Po wspomniany meczu „Bila” został zapytany o to, przez reportera Polsatu Sport, czy zespół jest w kryzysie. Trzeba przyznać, że doświadczony zawodnik wykazał się niemałą błyskotliwością, a jego opinia na te temat jest jednoznaczna. I nie sposób się z nią nie zgodzić, choć nie chodzi przecież o to, by tłumaczyć zespół, który nie wygrał żadnego z siedmiu ostatnich spotkań o stawkę, licząc poprzedni sezon.

– Nie powiedziałbym, że Podbeskidzie jest w kryzysie. Ten zespół się buduje, nie róbcie z nas faworyta tej ligi. To nie jest drużyna, która awansowała do ekstraklasy w 2020 roku i nie jest to ekipa, która występowała na najwyższym poziomie rozgrywkowym. To kompletnie inny zespół. Nowi ludzie, którzy są ze sobą kilka tygodni. Porównywanie nas do faworytów tej ligi jest troszeczkę na wyrost. Mamy swoje rzeczy, które chcemy realizować, ale potrzeba na to czasu. Cały czas wszystkim dookoła tłumaczę, że musimy pracować i wierzyć w siebie. A wszyscy muszą wierzyć w nas. Może w trakcie rozgrywek to się zmieni i będziemy bić się o coś więcej – podkreślił Kamil Biliński, który od początku tego sezonu wyrasta na zdecydowanego lidera w szatni bielskiego zespołu. Nie przez przypadek to właśnie on został nominowany przez trenerów kapitanem drużyny. Przypomnijmy, że wiosną poprzedniego sezonu opaskę nosił Filip Modelski, który jednak – po spadku z ekstraklasy – odszedł z Podbeskidzia.



– Mam duże doświadczenie i potrzebuję, aby tych chłopaków napędzić. Do ciężkiej pracy i do tego, żeby było lepiej. I będzie lepiej! Uwierzcie mi, że tak się stanie. Trzeba do tego podejść spokojnie, a Podbeskidzie na pewno będzie jeszcze wygrywać. Nie używajmy słów „kryzys” i „faworyt” w stosunku do naszego zespołu – to raz jeszcze Biliński, który stara się również szukać pozytywów.

– Za nami dopiero cztery kolejki. Cieszy mnie to, po meczu z Tychami, że nie straciliśmy bramki. Pierwszy raz w tym sezonie. Zresztą to było naszym mankamentem od samego początku. Mecz na zero z tyłu, to fajny promyk nadziei, że można w defensywie dobrze pracować – zakończył kapitan „górali”.


Na zdjęciu: Kamil Biliński, jak na kapitana przystało, ma swoje zdanie. I bardzo dobrze, bo ktoś taki jest w Podbeskidziu potrzebny.

Fot. Krzysztof Dzierżawa/Pressfocus