Podbeskidzie. Nawet przecieków o nowym trenerze brak…

Nowy dyrektor sportowy objął stery pod Klimczokiem, ale na to, że prędko poda nazwisko nowego trenera się nie zanosi.


7 czerwca, czyli w najbliższy poniedziałek, Podbeskidzie Bielsko-Biała ma rozpocząć przygotowania do nowego sezonu. Przypomnijmy, że wczoraj pracę pod Klimczokiem oficjalnie rozpoczął nowy dyrektor sportowy klubu, czyli Łukasz Piworowicz. Wkrótce ma przedstawić nazwisko nowego szkoleniowca, który w następnych rozgrywkach poprowadzi „górali” w rozgrywkach zaplecza ekstraklasy.

Coraz więcej wskazuje jednak na to, że nowy trener nie zostanie ogłoszony do końca bieżącego tygodnia. To jeszcze nie wszystko. Może się okazać tak, że do 7 czerwca, czyli do dnia rozpoczęcia treningów, nazwisko nie zostanie podane do wiadomości.

Warto przypomnieć, że trener Robert Kasperczyk, z którym umowa nie zostanie przedłużona, ma ważny kontrakt z bielskim klubem do 30 czerwca. Do tego dnia obowiązują również umowy kilkunastu zawodników. Doszłoby jednak do absurdalnej sytuacji, gdyby zarówno szkoleniowiec, jak i piłkarze, na początku przyszłego tygodnia stawili się w klubie i odbyli zajęcia treningowe. Czegoś takiego po prostu, się nie praktykuje.

Wracając do tematów trenerskich, to niewiele da się pod Klimczokiem usłyszeć. Gdy pod koniec zeszłego roku zwalniano z Podbeskidzia Krzysztofa Bredego, to niemal automatycznie pojawiały się kolejne kandydatury. Wiedzieliśmy, że klub zastanawiał się nad zatrudnieniem m.in. Artura Skowronka, czy Ireneusza Mamrota, aż ostatecznie zdecydowano się na angaż Roberta Kasperczyka.

Teraz jest inaczej, a giełda nazwisk praktycznie nie istnieje. Pod koniec zeszłego tygodnia, gdy w Podbeskidziu nie było jeszcze Łukasza Piworowicza, jedna z kandydatur się pojawiła. Chodziło o Marka Gołębiewskiego, który od 6 sierpnia 2020 roku do 17 maja 2021 był trenerem Skry Częstochowa. Z której został zwolniony po serii 9 meczów bez zwycięstwa.

Trudno w takiej sytuacji zaryzykować stwierdzenie, że trener, który na poziomie II ligi zaliczył wspomnianą serię, mógłby dostać pracę w klubie, który niedawno grał w ekstraklasie.

Z drugiej jednak strony pod koniec zeszłego roku Podbeskidzia zastanawiało się nad zatrudnieniem Łukasza Surmy, który nadal pracuje w II-ligowej Garbarni Kraków. I nie jest przesądzone, że pod Klimczokiem do tego tematu nie powrócą. Byłaby to, z całą pewnością, opcja bardzo odważna, a jednocześnie ryzykowna. Surma, który na najwyższym poziomie rozgrywkowym wystąpił w 559 meczach i jest rekordzistą pod względem liczby rozegranych spotkań w ekstraklasie, ma ambicje, by pracować wyżej, aniżeli w II lidze.

Sęk jednak w tym, że Garbarnia rozegra w tym sezonie jeszcze co najmniej dwa mecze. 5 czerwca zmierzy się z Błękitnymi Stargard, a 12 czerwca zagra ze Skrą Częstochowa. A jeżeli zakończy rozgrywki w pierwszej szóstce, to następnie trafi do baraży o I ligę. Na razie mistrz Polski z 1931 roku zajmuje siódme miejsce w tabeli i całkiem możliwe, że pozostanie w grze o promocję na drugi poziom rozgrywkowym w naszym kraju. Biorąc zatem na logikę zatrudnienie Łukasza Surmy pod Klimczokiem mijałoby się z celem. Chyba, że 44-latek opuściłby drużynę, którą ma szansę wprowadzić na wyższy poziom rozgrywkowy.

Zarówno opcje z Markiem Gołębiewskim, jak i z Łukaszem Surmą – z całym szacunkiem dla tych szkoleniowców – nie robią na kibicach Podbeskidzia większego wrażenia. Ale skoro takie nazwiska się pojawiają, to oznacza, że na niewiele więcej sympatycy drużyny spod Klimczoka liczyć nie mogą. „Mocnej” trenerskiej persony pod Klimczokiem raczej spodziewać się nie należy.
(KuK)