Podbeskidzie. Zagrać skuteczniej

Wygrywając z Radomiakiem drużyna Podbeskidzia, na 99 procent, „pozbędzie się” tego rywala z bezpośredniej walki o ekstraklasę.


Punkt wydarty z gardła rywala, a jednocześnie niedosyt. Tego typu emocje są niezwykle częste wśród kibiców Podbeskidzia po wznowieniu rozgrywek. Siedem spotkań rozegrało po restarcie sezonu, trzy wygrało, cztery zremisowało i za każdym razem odrabiało straty w końcówce. W niemal wszystkich tych przypadkach, może poza meczem w Tychach, „górale” mogli wcześniej zapewnić sobie korzystny wynik. Tak było w Bełchatowie, ale zabrakło skuteczności.

– W futbolu jest ona bardzo istotna – podkreślił trener Krzysztof Brede. – Mój zespół dwoił się i troił. Grał tak, jak planowaliśmy, ale byliśmy skuteczni tylko na jedną bramkę. Do końca walczyliśmy i brawo za to. W grze dominowaliśmy, jeżeli chodzi o statystyki. Strzały, posiadanie piłki, dośrodkowania, rzuty rożne. Trzeba umieć zdobyć bramkę. Mieliśmy jednak taki dzień, że albo bramkarz kapitalnie bronił, albo trafiliśmy w poprzeczkę.

W Radomiu to wiedzą

Szkoleniowiec Podbeskidzia w Bełchatowie, kolejny raz w tym sezonie, zobaczył żółtą kartkę za zbyt głośne wygłaszanie swoich racji. Dotrwał jednak na na ławce do końca spotkania, a przecież zdarzało się, że był odsyłany na trybuny. Tymczasem po meczu bardzo delikatnie, jak na siebie, skomentował sędziowską kontrowersję, która kolejny raz została rozstrzygnięta na niekorzyść jego drużyny.

– Sam już nie wiem… Była ręka, sędzia nie gwizdnął. Widocznie tak musiało być, że podjął dobrą decyzję. Wierzyliśmy w trzy punkty. Zdobyliśmy jeden i go szanujemy. Dalej musimy grać, bo kolejny mecz przed nami. Ich natłok jest duży. Teraz gramy u siebie i chcę, aby to był dobry, skuteczny z naszej strony mecz – powiedział trener Podbeskidzia. A będzie to jeden z ważniejszych, o ile nie najważniejszy mecz w tym sezonie.

Wystarczy spojrzeć na tabelę. Bielszczanie zmierzą się z czwartym Radomiakiem. To ostatni zespół, który ma realną szansę bezpośredniego awansu do ekstraklasy.

Podopieczni Dariusza Banasika mają 50 punktów, a zajmująca piąte miejsce Miedź Legnica 43. Rachunek jest prosty. Gdyby radomskiej drużynie udało się pod Klimczokiem wygrać, to wówczas zbliży się do Podbeskidzia na trzy „oczka” i wszystko będzie jeszcze możliwe. Wygrywając bielszczanie, na 99 procent, „pozbędą” się Radomiaka z walki o pierwsze lub drugie miejsce na koniec sezonu.

W Radomiu doskonale zdają sobie z tego sprawę. – W końcówce meczu z Wigrami (wygranym 3:1 – dop. red.) nie chcieliśmy forsować tempa, bo za chwilę wyjeżdżamy na bardzo ważny mecz do Bielska-Białej – powiedział szkoleniowiec Radomiaka, Dariusz Banasik.

Siłą rezerwowych

Po wznowieniu rozgrywek było kilka takich sytuacji, że dany zespół miał przed meczem dwa dni wolnego więcej od rywala. Tym razem nie będzie żadnych wymówek. Zarówno Podbeskidzie, jak i Radomiak, swoje spotkania w 29. kolejce rozgrywały w czwartek, a odległość z Radomia i Bełchatowa do Bielska-Białej jest porównywalna.

W związku z natłokiem spotkań aspekt ten jest ważny, a w związku z powyższym obie drużyny – przed arcyważnym spotkaniem – mają równe szanse. Nieraz w takich spotkaniach decydują detale. Albo forma… rezerwowych. Pod Klimczokiem jest z tym całkiem dobrze. Weźmy pod uwagę mecze, które „górale” remisowali.

W starciu przeciwko Puszczy Niepołomice gola na 2:2 strzelił wprowadzony z ławki Mateusz Sopoćko, a sporo w tym meczu dała „góralom” zmiana Tomasza Nowaka. W Tychach, z kolei, Nowak też wszedł na plac gry w drugiej połowie i zaliczył asystę. Do innego z rezerwowych – Kamila Bilińskiego.

W Bełchatowie doświadczony pomocnik Podbeskidzia grał już od pierwszej minuty. To on posłał piłkę w pole karne w doliczonym czasie gry, a tam kluczowe było zagranie piłki głową Marko Roginicia. Chorwat, który był żelaznym zawodnikiem bielskiego zespołu, dwa ostatnie spotkania… spędził na ławce rezerwowych. – Nie ma chwili zwątpienia. Mamy silny zespół i ci zawodnicy, którzy wchodzą na boisko zawsze pomagają. Dzięki temu odrabiamy te niekorzystne wyniki – to opinia Tomasza Nowaka.



Trzy pytania do… Kornela Osyry, obrońcy Podbeskidzia

Nie możemy się zadowalać

1. W Bełchatowie kolejna już taka sytuacja tej wiosny, że Podbeskidzie przegrywa i w końcówce meczu odrabia straty…
– Zgadza się. Punkt, w takich okolicznościach, cieszy, musimy jednak iść do przodu. Nie możemy patrzeć na to, że nie przegraliśmy i udało się zremisować. Skoro w przyszłym roku chcemy grać w ekstraklasie, to musimy mieć więcej jakości. Nie wiem, czy koledzy podzielą moje zdanie, ale musimy od siebie więcej wymagać. Za każdym razem. Nie możemy zadowalać się takimi meczami, jak w Bełchatowie. Zostało pięć spotkań, w każdym trzeba dać z siebie maksa.


Czytaj jeszcze: Zawsze grają do końca


2. Zdobył pan premierowego gola w barwach Podbeskidzia. Jakaś specjalna dedykacja?
– Bardzo się cieszę, bo chyba po dwóch latach przerwy strzeliłem w końcu bramkę. Gola dedykuję żonie. „Płakała”, że nie robię dla niej serduszka i była w końcu okazja. Mam nadzieję, że telewizja to uchwyciła. Szkoda, że nie na zwycięstwo. Ale wydaje się, że na ważny remis. Jak było widać grało nam się ciężko. Dobrze, że mamy ten punkt, ale nie ma już co o tym meczu myśleć, bo w niedzielę gramy kolejny. To będzie bardzo ważne starcie z Radomiakiem i musimy powalczyć o pełną pulę.
3. Właśnie, mecz niezwykle istotny, a czasu na regenerację mało. Trzeba się również zmotywować…
– Zbliża się końcówka. Wiadomo, że wszyscy opadamy z sił. Ale wierzę, że kibice licznie w niedzielę zjawią się na stadionie. Serducha nam nie zabraknie. Najważniejsze jest to, abyśmy walczyli za klub i wspólnie szli do góry.




Na zdjęciu: Mecz Podbeskidzia z Radomiakiem ma istotne znaczenie w kontekście walki o bezpośredni awans do ekstraklasy.

Fot. Adam Starszyński/Pressfocus