Stanaszek: Kibicom zależy na naszym klubie

Przedwczoraj doszło do podpisania nowej umowy partnerskiej z Jastrzębską Spółką Węglową. Cała społeczność GKS-u Jastrzębie chciałaby, aby to wsparcie było jeszcze większe. To możliwe?
Dariusz STANASZEK: – Nie jest tak, że przychodzi sponsor i rzuca milionami. Wszystko jest pewnego rodzaju transakcją. Jako klub zobowiązujemy się, aby coś pokazać. W ostatnim czasie pokazaliśmy, że jesteśmy wiarygodnym i odpowiedzialnym partnerem. Cały czas staraliśmy się to udowodnić, a przecież nie było tak, że wszyscy się pchali do nas, aby sponsorować klub. Trzeba mieć ofertę handlową, w której musi być zawarte to, że partner może zyskać. Najlepszym przykładem jest Grupa Żywiec.

Ten nasz sponsor podchodził do sprawy z lekkim niedowierzaniem. Ale my, wspólnie z kibicami, pokazaliśmy, że to może wypalić. To projekt, który warto powtórzyć w innych klubach. Obecnie prowadzimy rozmowy na temat kolejnej umowy, która – mam nadzieję – zostanie podpisana. Chcę jednak wyraźnie zaznaczyć, że nasza prawidłowość sponsorska nie zatrzymała się na tym, co mamy. Są podejmowane działania, aby ją rozwijać. Aby potencjał wykorzystywać i aby nasz partner był zadowolony. Kiedy pokaże się określony schemat działania, to partner podchodzi do tego zupełnie inaczej. Przecież nie można powiedzieć „chodźcie i dajcie”.

Radość po awansie GKS Jastrzębie. Prezes Dariusz Stanaszek
Foto Pawel Andrachiewicz / PressFocus

W zarządzie GKS-u 1962 Jastrzębie znajduje się wiceprezes Paweł Duszyński. To przedstawiciel kibiców. Jak podchodzi pan do tej współpracy, bo w świetle ostatnich wydarzeń związanych z Wisłą Kraków sama obecność takiej osoby potrafi zaniepokoić. Jak to jest w Jastrzębiu?
Dariusz STANASZEK: – Na to, co stało się w Krakowie należy spojrzeć z innej strony. Przecież tam „kibole” działali w ten sposób, aby utopić swój klub, aby sprzeniewierzyć pieniądze. Nie można w tej sytuacji powiedzieć, że to jest kibic Wisły. Rządził tam po prostu bandyta, ale życzę Wiśle, aby wyszła z tych problemów. Jednego przypadku nie można jednak przenosić na inne kluby, czyli na nasz. U nas trzeba spojrzeć na to, co kibice robią dla naszego klubu. Ja, od początku swojej kadencji w GKS-ie, współpracuję z kibicami na podstawie jasno określonych zasad.

Bo jeżeli coś chcemy zrobić, to robimy to wspólnie. Przecież właścicielem 100 procent akcji są kibice, a ja jestem ich pracownikiem. Każdemu z chłopaków, którzy przychodzą na trybuny, zależy, aby ten klub się rozwijał. Żeby coś zrobić więcej. Jeżeli chodzi o Pawła Duszyńskiego, to jego zaangażowanie jest ogromne. Być może jest mu ciężko, bo przecież jest w zarządzie, a czasami kibiców trzeba stopować. Niemniej nasza współpraca jest bardzo owocna. Nasi kibice pokazują, jak należy działać. Przecież w zeszłym roku wydali 106 tysięcy złotych na pomoc potrzebującym. Prowadzą akcje, pomagają dzieciom w szkołach. To trzeba powiedzieć, bo wizerunek „kibola” w mediach jest taki, a nie inny. Nasi kibice wspierają nasz klub. Nie ma rozrób na stadionie, bo wszystkim nam zależy na tym, aby było widowisko.

Nigdy nie usłyszał pan od kibiców jasnej deklaracji, jak np. w Legii Warszawa? Kibice powiedzieli wprost, że prezes ma zabezpieczyć 2 miliony złotych na kary związane z ich działalnością. Chodzi przede wszystkim o pirotechnikę…
Dariusz STANASZEK: – Nigdy nie doszło do takiej sytuacji. Budując klub praktycznie od podstaw nie jesteśmy sobie w stanie pozwolić na takie rzeczy i kibice to rozumieją. Przecież na takim poziomie kary są już dotkliwe. Do tej pory nie zostaliśmy ukarani przez PZPN za kibiców i z tego powodu bardzo się cieszę. Niezwykle szanuję to, że zachowanie naszych kibiców ma na to ogromny wpływ. Gdybyśmy dostali karę, to szkoda jakichkolwiek pieniędzy. Wiem, jak wygląda współpraca z fanami w innych klubach. I dochodzę do wniosku, że trzeba znaleźć złoty środek.

W rozmowach i wspólnym działaniu. Nie da się stworzyć współpracy z grupą ludzi, która będzie doprowadzała klub na skraj problemów finansowych. We wszystkim należy zachować umiar. Jestem przekonany, że ta nasza wspólna praca do czegoś prowadzi. Kibice muszą się czuć odpowiedzialni za to, co można zrobić w przyszłości. Zawsze powtarzam, że w zarządzaniu jakimkolwiek przedsiębiorstwem ludzie są najważniejsi. Stabilizacja jest kluczem do wszystkiego.

Na początku środowisko piłkarskie w Jastrzębiu-Zdroju podchodziło do pana sceptycznie. Niemniej przez szereg inicjatyw, które pan podjął z całą społecznością GKS-u, udowodnił pan, że jest człowiekiem godnym zaufania. To przecież nie jest łatwe, prawda?
Dariusz STANASZEK: – Zgadza się. Ale to była prosta rzecz. Jeżeli podjąłem się takiego zadania, to wiedziałem, że jestem w stanie. Gdybym wtedy odpowiedział sobie na pytanie, że nie poradzę sobie w danej sprawie, to wówczas bym się tym nie zajął. Zasada jest jedna. W miarę możliwości należy dobrać specjalistów. Tak się złożyło, że po jakimś czasie ludzie, z którymi współpracuję, zaczęli traktować klub, który mają w sercu, jako normalną pracę. Czasami muszą zostać dłużej, bo są terminy i dane zadanie należy zrealizować. Od zespołu oczekuję tego, że pracę wykona i nikt nie ma z tym problemu.

Ale to już kwestia odpowiedniego podejścia do danego człowieka. Bo przecież to się nie bierze z niczego.
Dariusz STANASZEK: – Oczywiście. Jak w każdym zakładzie. Mamy szereg ludzi, którzy ciężko pracują. W okresie meczowym zatrudniamy przecież 200 osób. Przychodząc do GKS-u miałem podobne doświadczenia w pracy z tak dużą ilością ludzi i też osiągnęliśmy wspólnie sukces. Cóż, takie wyzwania lubię. To jest coś, co mnie cieszy.

Rozmawiamy w budynku przylegającym do Stadionu Miejskiego w Jastrzębiu-Zdroju, który liczy sobie 30 lat. Biuro jest świeżo wyremontowane, ale… każdy kibic marzy o tym, aby zasiąść na nowym stadionie. Jaka jest pańska wiedza na temat postępu prac związanych z tym projektem?
Dariusz STANASZEK: – Temat nie jest prosty, bo my też byśmy chcieli. Jest to element budowania strategii na przyszłość. Potencjał infrastrukturalny jest niewielki. Mamy przecież akademię i szkołę mistrzostwa sportowego. Największą na Górnym Śląsku. Cały czas chcemy podnosić nasz poziom, a możliwości są niewielkie. Wiemy, że ma zostać podzielone boisko przy ul. Kościelnej. Tak, aby powstały dwa boiska.

To jest ciągle mało. Brakuje nam np. hali pneumatycznej w okresie zimowym. Wspólnie z miastem musimy zadać sobie pytanie co chcemy zrobić. Sami nie możemy wiele, bo nie jesteśmy właścicielami tych obiektów. Niemniej trzeba o tym myśleć. Mam nadzieję, że dojdzie do spotkań. Po to, aby realnie pomyśleć o budowie stadionu. Chcę jednak podkreślić, że odkąd tutaj jestem podchodziłem realnie do współpracy. Nie chciałem i nie chcę nadwyrężać budżetu miasta. Tak trzeba do tego podchodzić, chociaż nasze potrzeby są większe.

Gracie w I lidze, a nie w okręgówce…
Dariusz STANASZEK: – Jasne, ale wiele rzeczy przygotowaliśmy. Przejęliśmy akademię, której budżet kształtuje się obecnie powyżej pół miliona złotych. Biorąc na siebie taką odpowiedzialność nie chcieliśmy być gołosłownymi, bo przecież szkółka piłkarska MOSiR prowadziła ten projekt przez 25 lat. Słabo wyglądałoby to, gdybyśmy coś takiego zaprzepaścili. Chcemy to robić, wraz z rodzicami, którzy inwestują w swoje dzieci. Strategia została odpowiednio przemyślana. Musimy patrzeć na to, że to nie jest jednorazowe rozwiązanie.

Wracając do tematu stadionu. Będzie czy nie?
Dariusz STANASZEK: – Musimy sobie wspólnie odpowiedzieć na ważne pytanie. Postawimy stadion i co dalej? Trzeba całościowo to przemyśleć. Głównie z tej perspektywy, jak to wszystko później zagospodarować. Przecież są to miejsca pracy, nawet przy samej budowie. Czy następnie powstaną np. hale, bo należy też rozmawiać z przedsiębiorcami. Tak to trzeba zrobić. Aby miasto, społeczeństwo i mieszkańcy mogliby się z tym identyfikować.

Dookoła się można rozejrzeć i wszyscy stadiony mają, albo będą mieć…
Dariusz STANASZEK: – Jako klub na takim poziomie wiemy, w jakim kierunku idzie polska piłka, czego wymaga PZPN. Trzeba myśleć o tym, co za tym pójdzie dalej. Kiedy powstaje stadion, boiska treningowe, to przedsiębiorca jest zainteresowany tym, aby postawić hotel. My wyjeżdżamy w okresie przygotowawczym. I niech tak zostanie, ale ktoś inny przyjedzie do nas. Wszystko wykorzystuje się biznesowo. Skoro przyjeżdżają do Jedłownika czy Kamienia, to dlaczego nie mogą przyjechać do Jastrzębia? Trzeba to przemyśleć i porozmawiać, aby ten plan był realny, aby miasto mogło na tym skorzystać.

 

Na zdjęciu: Prezes Dariusz Stanaszek doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jaka siła tkwi w kibicach GKS-u Jastrzębie.