Podtrzymać dobrą passę

W czterech z pięciu ostatnich konkursów drużynowych na MŚ nasi skoczkowie stawali na podium. Złoto zdobyli raz. Trzykrotnie wywalczyli brązowe medale.


Cztery medale zdobyli do tej pory polscy skoczkowie w konkursach drużynowych na mistrzostwach świata w narciarstwie klasycznym. Złoty w 2017 roku w Lahti, a także trzy brązowe. Na najniższym stopniu podium nasz zespół stawał w 2013 roku w Val di Fiemme, dwa lata później w Falun i przed dwoma laty w Oberstdorfie. W pięciu ostatnich konkursach nasi zawsze liczyli się w walce o medal. Nie zdobyli go tylko raz, podczas MŚ w Seefeld w 2019 roku, a konkretnie na skoczni Bergisel w Innsbrucku, kiedy bronili tytułu. Zajęli jednak najgorsze z możliwych, czyli dopiero czwarte miejsce. Medalowa passa została przerwana, ale W Oberstdorfie „biało-czerwoni” wrócili na „pudło”. Wszystko zaczęło się jednak przed 10 laty we Włoszech. A okoliczności zdobycia brązu są bardzo osobliwe. Tuż po konkursie wyniki wskazywało bowiem na to, że Polacy zajęli czwarte miejsce. O 0,8 punktu za Norwegami.

Medal dzięki Morgensternowi

Nasi skoczkowie byli sfrustrowani. Kamil Stoch, świeżo upieczony mistrz świata w konkursie indywidualnym, podczas rozmowy przed kamerami, miał łzy w oczach. – Nie wierzę w to, to jest niemożliwe… – mówił z wyraźnie ściśniętym gardłem. A Maciej Kot winę za brak medalu wziął na siebie. Chodziło mu o słabszy pierwszy skok. Dawid Kubacki podkreślił, że żal jest, ale każdy z zawodników dał z siebie wszystko. Smutny był również zazwyczaj uśmiechnięty Piotr Żyła. Smutek, po kilkunastu minutach, przeobraził się jednak w ogromną radość. A wszystko zawdzięczaliśmy… Thomasowi Morgensternowi. Austriak zwrócił uwagę na to, że sędziowie źle policzyli punkty Norwegowi, Andersowi Bardalowi.

Mistrz świata z Val di Fiemme skakał z 21 platformy, a dodano mu 4,5 punktu, czyli tyle, ile otrzymałby rozpoczynając najazd na prób z platformy 20. – Widziałem, że coś jest nie tak, ale nie byłem pewny. Poprosiłem o przeanalizowanie zapisu wideo. Okazało się, że miałem rację. Sędziowie pomylili się – mówił po konkursie „Morgi”. Co ciekawe dla Austriaków nie miało to najmniejszego znaczenia. Wygrali bowiem konkurs w cuglach, przed Niemcami, a Norwegowie, po sędziowskiej analizie, wylądowali za Polakami o 3,7 punktu. Piotr Żyła, po ogłoszeniu ostatecznych wyników, był tak rozradowany, że obiecał Austriakowi słynną już flaszę i po kilku latach swoją obietnicę spełnił. – Mówiłem, że musimy mieć ten medal – cieszył się po wszystkim Stoch.

Dominacja w Lahti

To właśnie ci dwaj zawodnicy są jedynymi, którzy mają na swoim koncie komplet medali wywalczonych w zawodach zespołowych na MŚ, jeżeli chodzi o Polaków. W Falun, w 2015 roku, nasi skoczkowie nie byli w najlepszej dyspozycji. Do Szwecji w ogóle nie poleciał Maciej Kot, a Dawid Kubacki wystąpił tylko na dużej skoczni i był dopiero 29. W zawodach indywidualnych nasi skakali generalnie słabo. 9. na normalnej skoczni był Jan Ziobro, a 8. miejsce na dużej zajął Żyła i były to najlepsze wyniki Polaków. Na medal w drużynie raczej nie liczyliśmy. Trener Łukasz Kruczek do Stocha, Żyły i Ziobry dołączył Klemensa Murańkę i trzeba przyznać, że dość nieoczekiwanie, ale jednocześnie pewnie, „biało-czerwoni” zdobyli brąz. Co więcej do srebra dużo nie zabrakło, bo z Austriakami, Polacy przegrali o nieco ponad 5 punktów.

W 2017 roku nasza reprezentację prowadził już Stefan Horngacher i trzeba przyznać, że występ czwórki z Val di Fiemme – bo do drużyny wrócili Kot i Kubacki – to był koncert. Polacy już indywidualnie spisywali się świetnie, ale mieli pecha i skończyło się „jedynie” na brązowym medalu na dużej skoczni Żyły. W rywalizacji zespołowej prowadzili jednak od pierwszego do ostatniego skoku. Cały czas utrzymywali bezpieczną przewagę nad resztą, a robotę, świetnym skokiem, wykończył Stoch. Niesamowita była nasza regularność w tym konkursie. W pierwszej serii trzech z czterech naszych skoczyło po 130,5 metra, a Kubacki uzyskał 129 metrów. W drugiej kolejce warunki wietrzne spowodowały, że tak równo już nie było, ale 25,7 punktu przewagi nad Norwegami, to był prawdziwy nokaut.

Trzy medale, pięć zespołów

W 2019 roku na Bergisel nasi należeli do faworytów konkursu. Indywidualnie piąty był Stoch, ale trener Horngacher miał mały problem z czwartym zawodnikiem, bo Kubacki i Żyła też spisywali się solidnie. Postawił na Stefana Hulę, kosztem Jakuba Wolnego, i – jak się później okazało – to był błąd. Doświadczony skoczek nie udźwignął presji. Skakał wyraźnie najsłabiej i do brązowych Japończyków straciliśmy 11,1 punktu. Frustracja była spora, bo na pewno medal był w zasięgu. Powrót na podium po niepowodzeniu w Austrii nastąpił dwa lata temu w Oberstdorfie.

Do Stocha, Kubackiego i Żyły dołączył Andrzej Stękała, który miał wówczas sezon życia. Polacy mieli nawet szanse na coś więcej, aniżeli brązowy medal. Fenomenalnie skakał Żyła – dwa razy po 139 metrów – ale przypomnijmy, że był świeżo upieczonym mistrzem świata na normalnej skoczni, a na dużej zajął 4. miejsce. Przed ostatnią serią, kończył w naszym zespole Kubacki, Polacy zajmowali drugie miejsce z niewielką stratą do Niemców. „Mustaf” skoczył jednak słabiej i nie tylko wyraźnie przegrał z Karlem Geigerem, ale również ze Stefanem Kraftem. Austriacy zdobyli srebro, a Niemcy złoto. Brąz jednak ucieszył, z wyraźną przewagą nad czwartymi Japończykami, szczególnie Stękałę, który od dwóch sezonów nie może nawiązać do tamtej dyspozyji.

Jak będzie w Planicy? Polacy na pewno są w gronie kandydatów do miejsca na podium. Wydaje się, że o medale rywalizować będzie 5 ekipy. Prócz Polaków oczywiście Niemcy i Austriacy, a także gospodarze – Słoweńcy, i Norwegowie. Którzy wprawdzie słabo spisali się na normalnej skoczni, ale duża wyraźnie bardziej im pasuje. Przypomnijmy jeszcze, że w tym sezonie rozegrano jedną drużynówkę. Wygrali w Zakopanem reprezentanci Austrii przed Polakami i Niemcami.

11
Razy
w konkursach drużynowych na MŚ startowali Kamil Stoch i Adam Małysz. Skoczek z Zębu zostanie dziś samodzielnym liderem naszej krajowej klasyfikacji wszech czasów.



Na zdjęciu: Lahti 2017, czyli chwila chwały. 6 lat temu, jedyny raz w historii, Polacy zostali drużynowymi mistrzami świata.

Fot. Martyna Szydłowska/PressFocus