Udane otwarcie

Polska – Estonia. Siedem goli na inaugurację Pucharu Niepodległości na pewno cieszy, a jeszcze prawie wszystkie były efektowne.


Biało-czerwoni w poprzednim roku awansowali do elity, zaś Estonia gra na trzecim szczeblu rozgrywek mistrzowskich. I tę różnice było widać w inauguracyjnym spotkaniu turnieju O Puchar Niepodległości. Na tafli w Sosnowcu polscy hokeiści zaaplikowali rywalom siedem goli, ale stracili trzy, w tym jeden grając w przewadze. To zabolało, bo błędu można było uniknąć.

Przed inauguracyjnym spotkaniem z Estonią byliśmy ciekawi jak trener Robert Kalaber zestawi poszczególne formacje. Pierwsze dwie, składające się z hokeistów bardziej doświadczonych i o większym stażu reprezentacyjnym, odpowiadały za siłę uderzeniową. Niemal wszystkie gole były ich dziełem. Z kolei Paweł Dronia, kapitan zespołu, mający za sobą wiele ważnych bojów, wspierał trzecią piątkę, w której występowało trzech debiutantów: obrońca Oliwier Kurnicki oraz napastnicy Igor Smal i Adam Kiedewicz. Tę formację uzupełniał Jakub Bukowski, który przecież ma niewielki staż w zespole narodowym.


Czytaj również: Pierwszy przystanek


– Oczywiście był dreszczyk, ale miałem wsparcie Pawła Droni, który ma najdłuższy staż w reprezentacji – mówił debiutant z Torunia. – Różnica między młodzieżowym i seniorskim hokejem jest spora i wcale nie dotyczy fizycznej gry. Starałem się, jak mogłem, ale błędów nie uniknąłem. Debiut mam za sobą i, mam nadzieję, będzie coraz lepiej.

Od początku byliśmy przekonani o wyższych umiejętnościach biało-czerwonych i ze spokojem przystąpiliśmy do oglądania meczu. Ledwo się zaczęło, a na listę strzelców wpisał się Bartosz Ciura, który chyba sam był zaskoczony takim obrotem sprawy. W 2 min rzucił krążek w stronę bramki i ten wpadł od siatki. Ślamazarna interwencja Villema-Hernika Koitmy sprawiła, że tyski obrońca mógł się cieszyć z gola. Przewaga była po stronie naszych hokeistów, ale w 10 min Mark Viitanen miał szansę na wyrównanie, jednak David Zabolotny nie dał się zaskoczyć. Dariusz Wanat podwyższył na 2:0 strzałem z bliskiej odległości i biało-czerwoni mieli wszystko pod kontrolą. Mecz toczył się w przyjaznej atmosferze, ale w 16:11 min Kamil Wałęga za zahaczanie powędrował do boksu kar i nieszczęście gotowe. Po 56 sek. kary Robert Rooba dość łatwo ograł Mateusza Zielińskiego i nie dał szans naszemu bramkarzowi.


Czytaj także: Rodzinne ślady…


Druga odsłona toczyła się pod dyktando ekipy Roberta Kalabera i w efekcie objęliśmy wysokie prowadzenie. Dwoma trafieniami, w tym w przewadze, popisał się Bartłomiej Jeziorski. Przy pierwszym precyzyjnie uderzył i Koitmaa był bez szans. Z kolei przy drugim Dominik Paś uderzył i krążek odbił się od bandy. „Jezior” posłał go do „pustaka”.

– Początkowo gra była trochę szarpana, ale później było coraz lepiej – mówił po Bartłomiej Jeziorski. – Sezon rozpoczęliśmy udanie, zdobyliśmy dwa gole w przewadze, podobnie jak w mistrzostwach świata w Nottingham. Trochę boli strata bramki w przewadze, ale wynikła z naszego błędu.

Piąta bramka, Filipa Komorskiego, to było dzieło całego ataku, czyli Patryka Krężołka i Alana Łyszczarczyka. Ten tercet zgodnie współpracował i dwaj skrzydłowi pojawili się na liście strzelców.

W trzeciej tercji na lodzie nie pojawił się środkowy Kamil Wałęga i jego miejsce zajmowali rotacyjnie zawodnicy z kolejnych formacji. Na pewno jakość gry spadła i goście zdobyli dwa gole, w tym w osłabieniu. Błąd w tercji rywala sprawił, że goście mieli sytuację 2 na 1 i nie mieli problemu z jej wykorzystaniem.

– To początek sezonu i mieliśmy zaledwie cztery treningi – podkreślił trener Kalaber. – Na wszystko potrzeba czasu, ale w sumie jesteśmy zadowoleni z przebiegu meczu. Było kilku debiutantów oraz młodych zawodników i z ich postawy jestem zadowolony. Oczywiście, że mamy sporo do poprawy, ale z nadziejami patrzę w przyszłość.


Polska – Estonia 7:3 (2:1, 3:0, 2:2)

1:0 – Ciura – Łyszczarczyk – Komorski (1:23), 2:0 – Wanat – Horzelski – Tyczyński (15:04), 2:1 – Rooba – Kombe – Sleesarewski (17:07, w przewadze), 3:1 – Jeziorski – Paś (23:18), 4:1 – Jeziorski – Paś (27:06, w przewadze), 5:1 – Komorski – Krężołek – Łyszczarczyk (29:25), 5:2 – Arrak – Embrich – Viitanen (45:25), 6:2 – Łyszczarczyk (48:48), 6:3 – Łowkow – Kiik (52:20, w osłabieniu), 7:3 – Krężołek – Łyszczarczuk – Komorski (56:46, w przewadze).

Sędziowali: Uldis Buss i Rafał Noworyta – Mateusz Kucharewicz i Andrzej Nenko. Widzów 1000.

POLSKA: Zabolotny: Kostek – Wanacki, Jaśkiewicz – Ciura, Kurnicki – Dronia, Horzelski – Zieliński; Jeziorski – Wałęga (2) – Paś (2), Krężołek – Komorski – Łyszczarczyk (2), Bukowski – Smal (2) – Kiedewicz, Wanat – Krzemień (2) – Tyczyński. Trener Robert KALABER.

ESTONIA: Koitmaa; Lehesalu (2) – Sleesarewski (2), Osspiow (2) – Kulincew, Kookmaa – Nowikow, Tammeorg; Jurgens – Kombe (2) – Rooba, Viitanen – Embrich – Arrak, Kiik – Łowkow – Linde, Puzakow – Fedorowic – Fursa. Trener Petri SPIRKO.

Kary: Polska – 10 min, Estonia – 8 min.


Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus