Poprowadził ich do zwycięstwa

 

Wychowanek LKS Goczałkowice zapowiedział, że swoją karierę zakończy w macierzystym klubie. Zdaje się, że nie będzie to w jakiejś niskiej lidze.

Trener Piszczek

W Goczałkowicach inwestuje jak się da. Założył tam futbolową szkołę, Akademię Borussii Dortmund im. Łukasza Piszczka. To pierwsza tego typu akademia BVB poza granicami Niemiec. Akademia docelowo ma szkolić dzieci i młodzież w wieku od 4 do 19 lat. Wszystko według najlepszych i sprawdzonych niemieckich wzorów, gdzie akurat wiedzą, jak pracować z najmłodszymi.

– Goczałkowice są mi bliskie, nie tylko dlatego, że interesują mnie mecze LKS, ale bardziej dlatego, bo tu się wychowałem. Tu ukształtował się mój charakter, który doprowadził mnie do miejsca, gdzie jestem – podkreślał przy okazji otwarcia piłkarskiej szkoły piłkarz, który dzisiaj zagra ostatni mecz w narodowych barwach.

Jak zależy mu na rozwoju piłki w „swoich” Goczałkowicach widać było w sobotę wieczorem, kiedy w meczu na szczycie IV ligi grupy drugiej LKS przyjechał do Wodzisławia Śląskiego. To było spotkanie o mistrza jesieni. Po zażartej walce goście wygrali z Odrą 1:0.

Można powiedzieć, że tym, który poprowadził drużynę z Goczałkowic do triumfu był właśnie Piszczek. Choć oficjalnie grającym trenerem LKS jest kolega z boiska, jeszcze z czasów Gwarka Zabrze Damian Baron, to „Piszczu” stał przy linii i instruował zawodników, jak mają grać. Cenne uwagi pomogły, bo po efektownym trafieniu w końcówce Dawida Ogrockiego jego drużyna odniosła cenną wygraną.

Przed meczem na stadionie przy ulicy Bogumińskiej żegnający się dzisiaj oficjalnie z reprezentacją Polski Piszczek, miał okazję do spotkania z Mariuszem Zganiaczem. Obaj grali razem w juniorskiej reprezentacji Polski. – Przede meczem podszedłem do niego i powiedziałem: „Piszczu” już mnie chyba nie pamiętasz. On na to z uśmiechem, że jakby mógł zapomnieć – opowiada z uśmiechem „Zgani”.

Wystarczyło mu rzucić długą piłkę

Z tamtego okresu obaj mają świetne wspomnienia. – Graliśmy razem ze sobą w czasie, kiedy Łukasz występował jeszcze w ataku. Wystarczyło mu rzucić długą piłkę, a on już wiedział co zrobić, bo był bardzo szybki. Jaką był osobą? Bardzo spokojny i fajny chłopak – mówi o Piszczku Zganiacz.

Mariusz Zganiacz (nr 10) grał razem w Łukaszem Piszczkiem (nr 11) w juniorskiej reprezentacji Polski. Fot. Archiwum Mariusza Zganiacza

Po sobotnim spotkaniu wrzucił na swój profil na Facebooku wspólne zdjęcie z Piszczkiem i z kolegą z drużyny Piotrem Szymiczkiem, a także z jednego z meczu juniorskiej reprezentacji Polski.

– To bodajże ze spotkania z Hiszpanią, które przegraliśmy 0:1. Grał wtedy i Łukasz Piszczek i Jakub Błaszczykowski czy Jakub Rzeźniczak. To była bardzo mocna ekipa – opowiada Zganiacz, który sam na boiskach ekstraklasy, w barwach Legii, Świtu, Odry, Korony i Piasta rozegrał 177 ekstraklasowych gier, w których zdobył 12 bramek.

Po sobotnim meczu były ligowy zawodnik nie mógł odżałować porażki. – Zagraliśmy słabiej w pierwszej połowie, w drugiej było już lepiej, ale to rywal wykorzystał tą jedną sytuację i zwyciężył. Mamy teraz do nich cztery punkty straty, ale jeszcze nie wszystko skończone. Ta strata jest do odrobienia – podkreśla 35-letni dziś pomocnik, który z zespołem z Goczałkowic zagrał w końcówce. To wszystko efekt kontuzji wiązadeł krzyżowych, której nabawił się na początku sezonu.

– Obyło się bez operacji, ale noga jeszcze trochę boli. Rozgrywki już się jednak skończyły więc będzie okazja do całkowitego wyleczenia się – mówi „Zgani”.

Na zdjęciu: Wspólne zdjęcie Mariusz Zganiacza (z prawej) i Piotra Szymiczka z Łukaszem Piszczkiem. Fot. Archiwum Mariusza Zganiacza.
2.
Mariusz Zganiacz (nr 10) grał razem w Łukaszem Piszczkiem (nr 11) w juniorskiej reprezentacji Polski.