Porażka z dobrą twarzą

Przez większość czasu grę w tym meczu prowadziła Warta. Beniaminek zdecydowanie mógł się podobać, jednak za urodę – przynajmniej w futbolu – punktów się nie dostaje.


Poznańska drużyna mogła przypominać ubiegłoroczny ŁKS. Łodzianie po awansie za wszelką cenę starali się grać piłką i budować swoje akcje w ataku pozycyjnym – i podobną strategię obrała Warta. Nie mogło to dziwić, bo trener Piotr Tworek został tam zatrudniony właśnie po to, aby „Duma Wildy” grała ofensywnie.

Lechia bez wrażenia

W pełni polski i relatywnie mało doświadczony w ekstraklasie skład od początku starał się dyktować boiskowe warunki. Gdańszczanie wyglądali zaskakująco słabo na tle jednego z głównych kandydatów do spadku, który cierpliwie starał się budować swoje akcje, co szło mu naprawdę dobrze. Gospodarze – grający tymczasowo na stadionie Groclinu w Grodzisku Wielkopolskim – mogli imponować swoim spokojem i odwagą. Nie przełożyło się to jednak na liczbę sytuacji podbramkowych.

Najlepszą Warta stworzyła w 37. minucie, kiedy po kapitalnym rozklepaniu Lechii Jakub Kuzdra dograł przemyślanie w pole karne, gdzie Robert Janicki trafił w słupek. „Zieloni” w niektórych momentach wykazywali pewne braki, które są naturalnym elementem w grze beniaminka, ale starali się nadrabiać je walecznością i podejściem do spotkania, bo zdawało się, że mocny rywal nie robi na nich żadnego wrażenia.

„Mistrz” symulacji

Nieduża liczba okazji i brak gola spowodowały jednak, że swoją jedyną szansę w spotkaniu wykorzystali bardziej doświadczeni gdańszczanie. W 66. minucie mieli oni rzut wolny, po którym piłkę pod nogi Łukasza Zwolińskiego zgrał Michał Nalepa. 27-letni napastnik uderzył bez chwili zastanowienia i trafił do siatki tuż przy słupku.

Stracony gol spowodował, że Wartę zaczął opuszczać entuzjazm. Lechia z większym spokojem utrzymywała się przy piłce i wydawało się, że bramka Zwolińskiego w praktyce zakończyła spotkanie. Poznaniacy po kilku minutach zebrali się jednak do kupy i wrócili do swojej gry, starając się rozpracować gdańską defensywę, co wychodziło im dobrze, ale… tylko pola karnego. We własnej „szesnastce” królowali już przyjezdni.

W 81. minucie beniaminek skomplikował swoją sytuację, ponieważ drugą żółtą kartkę i drugą za symulowanie (!) zobaczył Michał Jakóbowski. W sieci pojawiły się złośliwe komentarze dotyczące tego, że – zdaniem niektórych – Warta w barażu o ekstraklasę pokonała Radomiaka przy pomocy sędziowskich kontrowersji, co w ekstraklasie, przy VAR-ze, nie będzie miało miejsca. Mimo osłabienia „Duma Wildy” nadal atakowała, ale Duszan Kuciak nie dał się pokonać i beniaminek ostatecznie przegrał, choć jego gra dawała powody do optymizmu. Pozostaje tylko dokręcić kilka śrubek i dbać o to, aby zawodników nie zawiodła ich własna psychika.


Fot. Paweł Jaskółka/Press Focus