Powiew świeżości na skrzydle

Przemysław Płacheta, 20-latek, który latem podpisał dwuletnią umowę z Podbeskidziem, musiał sporo popracować, aby wywalczyć sobie miejsce w składzie „górali”. Od czwartej kolejki sezonu, sporadycznie, wchodził na boisko z ławki rezerwowych, a szansę od pierwszej minuty otrzymał dopiero w ostatnim meczu ligowym, w którym bielszczanie zremisowali u siebie z Sandecją 1:1. To był więcej niż przyzwoity występ.

Na lewym skrzydle dynamiczny zawodnik sprawiał rywalom sporo problemów. Pokazał znakomitą szybkość i kilka razy gracze z Nowego Sącza po prostu za nim nie nadążali. Oprócz tego błysnął pod względem technicznym. Popisał się nawet celnym dośrodkowaniem… krzyżakiem, ale do pełni szczęścia zabrakło bramki albo asysty.

Szkolna „czwórka”

Po meczu nie wypadało zatem nie zapytać trenera Krzysztofa Bredego o to, dlaczego tak późno zdecydował się dać szansę Płachecie od pierwszej minuty. – Nie uważam, że to jest późno – odpowiedział szkoleniowiec „górali”. – Mamy wyrównany zespół młodych i zdolnych ludzi, do których zalicza się Przemek, ale czasem potrzeba trochę czasu, aby zrozumieć pewne rzeczy. Aby toś zafunkcjonował w grupie. Przemek zimą przyjechał do Polski z RB Lipsk. W Pogoni Siedlce pewnie nie wszystko ułożyło mu się tak, jak chciał. Latem podjęliśmy działania, aby sprowadzić go do Podbeskidzia i w niego inwestować. Aby się rozwijał i żeby klub miał z niego dużo radości. Chciałbym, żeby z każdym meczem coraz więcej ludzi było za nim – wyjaśnił szkoleniowiec bielskiej ekipy, który jednocześnie wysoko ocenił Płachetę za występ przeciwko Sandecji.

– Generalnie nie oceniam indywidualnie swoich piłkarzy, ale zrobię wyjątek. W skali szkolnej, od 1 do 6, oceniam go na 4. Czyli uważam, że to był dobry występ. To zawodnik ofensywny. Należy do niego zdobywanie bramek i asystowanie. Tego nie było, choć miał dwie dobre sytuacje. Tak samo rozliczam ofensywnych graczy za niezdobycie gola, ja obrońców i bramkarzy za popełniony błąd. Wiem, że Przemka stać na więcej – podsumował występ swojego podopiecznego opiekun Podbeskidzia, który po raz kolejny desygnował zawodnika do pierwszego składu na mecz Pucharu Polski przeciwko MKS-owi Kluczbork.

Niewdzięczny suwalski teren

Tym razem Płacheta wywiązał się ze swoich obowiązków jak należy. Zaliczył bowiem asystę przy golu Adriana Rakowskiego, kiedy to przytomnie odegrał z pierwszej piłki. Po starciu pucharowym zawodnik był zatem zdecydowanie bardziej zadowolony, aniżeli po ligowym debiucie. – Na pewno byłby znacznie lepszy, gdybyśmy wygrali. Po meczu z Sandecją pozostał niedosyt, ale cenne było to, że podnieśliśmy się po nieudanym wcześniejszym spotkaniu z ŁKS-em – oto opinia Przemysława Płachety, który okazał się zawodnikiem godnym zaufania.

Pokazał, że ma atuty, o których mowa wyżej, i w najbliższym czasie powinien do gry Podbeskidzia wnieść sporo dobrego, a można nawet zaryzykować stwierdzenie, że będzie powiewem świeżości. Nie ma wątpliwości, że przyda się w Suwałkach, bo to teren dla „górali” bardzo niewdzięczny. Do tej pory Podbeskidzie grało na Wigrach dwukrotnie i oba te mecze przegrało zdecydowanie, a na dodatek nie było w stanie strzelić bramki.

– Cóż, trochę tych punktów w tym sezonie potraciliśmy, dlatego cel na najbliższe spotkanie jest tylko jeden – stanowczo zaznacza Bartosz Jaroch, prawy obrońca Podbeskidzia, który ostatnio stracił miejsce w składzie na mecze ligowe, na rzecz Filipa Modelskiego, ale zagrał w środowym starciu pucharowym.