Pracuję dla drużyny

Rozmowa z Patrykiem Makuchem, zawodnikiem Cracovii, który przełamał serię pięciu meczów bez strzelonego gola.


Pana trafienie w końcówce meczu ze Stalą Mielec zapewniło Cracovii drugie w tym roku zwycięstwo na swoim stadionie. Nie było łatwo, ponieważ rywale w pierwszej połowie niespodziewanie objęli prowadzenie.

Patyk MAKUCH: – Wygrana jest zasługą całej drużyny. Budujące jest to, że potrafiliśmy odrobić stratę z pierwszej połowy. Bardzo dużo dobrego dali zmiennicy. Do przerwy też naciskaliśmy, mieliśmy sytuacje na gola, tymczasem Stal strzeliła po jednym lepszym ataku. Na drugą połowę wyszliśmy równie mocno skoncentrowani i pewni swego, by doprowadzić do zwycięstwa. Choć straciliśmy bramkę, nie zaczęliśmy panikować, ale konsekwentnie robiliśmy swoje.

W końcu potrafiliście pokazać wyższość w spotkaniu z rywalem, który zajmuje w tabeli niższe miejsce, nie jest faworytem w rywalizacji z Cracovią. Stal miała tyle samo punktów co wy, jednak nie jest to przeciwnik z górnej półki. Z takimi zespołami jesienią mieliście wiele problemów, traciliście punkty.

Patyk MAKUCH: – Naprawdę nie robi nam różnicy, z kim gramy. Zawsze jest pełne zaangażowanie. W ostatnim meczu chcieliśmy pokazać, że potrafimy prowadzić grę, budować akcje w ataku pozycyjnym. Kluczowe było utrzymanie odpowiedniej koncentracji. Zależało nam też, by wyjść na boisko z takimi samym zaangażowaniem jak przeciwko Legii Warszawa. Teraz jedziemy do Gliwic i nie możemy się bać. Będziemy pracować, by wywieźć stamtąd trzy punkty.

Z Górnikiem Zabrze i Koroną Kielce wchodził pan na boisko z ławki, z Legią rozegrał 70 minut, a ze Stalą całe spotkanie. Czy po chorobie nie ma już śladu i może pan powiedzieć, że wrócił do najwyższej formy fizycznej?

Patyk MAKUCH: – Ospa nie ułatwiła mi przygotowania do drugiej rundy, nie przyszła w dobrym momencie. Gdy już mogłem trenować, to po konsultacji z trenerami sam robiłem więcej, by jak najszybciej dojść do siebie. Teraz czuję się bardzo dobrze i bez problemów wytrzymuję 90 minut.

Przypomnijmy, że w czasie zgrupowania w Turcji zagrał pan tylko 45 minut w wysoko przegranym sparingu z Hansą Rostock. Potem przyszła choroba, a po wyzdrowieniu dochodził pan do siebie, powoli zwiększał obciążania. Jak pan zniósł najtrudniejszy czas?

Patyk MAKUCH: – Najgorsze były pierwsze trzy dni, gdy zaczęły się objawy. Miałem wysypkę, wysoką gorączkę i bardzo źle się czułem. Musiałem być odizolowany od reszty drużyny. Otwierałem drzwi od pokoju i miałem zostawione jedzenie. Z biegiem czasu zacząłem trochę ćwiczyć indywidualnie, potem wróciłem do zajęć. Nie było tak, że zupełnie nic nie robiłem.

Wytypował pan podejrzaną osobę, od której się zaraził?

Patyk MAKUCH: – Nie mam pojęcia, natomiast wiem, że nie chorowałem na ospę w wieku dziecięcym. Kto by pomyślał, że w dzisiejszych czasach zachoruję akurat na tę chorobę.

Na czwartego gola w tym sezonie czekał pan od 30 października, czyli wyjazdowego meczu z Zagłębiem Lubin. Przełamanie będzie dodatkową motywacją?

Patyk MAKUCH: – Na pewno będzie bodźcem, który upewni mnie w przekonaniu, że dobrze pracuję. Zmotywowany jestem cały czas. Nie mogę teraz pomyśleć, że wszystko jest dobrze, tylko nadal skrupulatnie pracować.

Miał pan problem z faktem, że mijały kolejne mecze, a licznik z golami się zatrzymał? Trener Jacek Zieliński powiedział, że nie był pan oszczędzany między innymi w mediach.

Patyk MAKUCH: – Z tyłu głowy miałem myśl, że chciałbym strzelić bramkę, ale w ostatnich meczach – a wydaje mi się, że nawet w większości w tym sezonie – nie grałem na pozycji numer dziewięć. Wiem, że mam łatkę napastnika i nikt nie patrzy na mnie przez pryzmat „dziesiątki”, co po części rozumiem. Nie mogłem się jednak tym przejmować, bo wiedziałem, że mam do wykonania pracę dla drużyny.

Jest pan zawodnikiem, który toczy w ekstraklasie najwięcej, pojedynków, sporo z nich wygrywa. Często walczy pan w powietrzu i zgrywa piłki do kolegów. Kibice Cracovii zwracali uwagę na brak goli, bo tak się zdarzyło, że w kilku meczach z rzędu nie trafił również Benjamin Kallman.

Patyk MAKUCH: – Zależy nam, by przede wszystkim cała drużyna odpowiednio funkcjonowała. Gdy tak się dzieje, prędzej czy później skutkiem ubocznym dobrej gry będą sytuacje strzeleckie.


Na zdjęciu: Patryka Makucha tak ucieszyła 4 bramka w sezonie, że z radości zdjął koszulkę, za co obejrzał żółtą kartkę.
Fot. Marta Badowska/PressFocus