Przeciwko Lechowi gdańszczanie w pierwszym składzie

Czy rozpędzony Lech Poznań wywiąże się z roli faworyta i awansuje do finału Pucharu Polski?

Po ostatnim zwycięstwie w ligowym meczu z Legią Warszawa drużyna poznańskiego Lecha jest bardzo bliska zapewnienia sobie miejsca w rozgrywkach europejskich pucharów w kolejnym sezonie. „Kolejorz”, który po wznowieniu rozgrywek prezentuje się dobrze – przegrał tylko jeden mecz – zmierzy się dziś w półfinale Pucharu Polski z Lechią Gdańsk i jeszcze bardziej może przybliżyć się do międzynarodowych zmagań w następnych rozgrywkach.

Zespół trenera Dariusza Żurawia jest faworytem dzisiejszej konfrontacji. Za Lechem przemawia m.in. fakt, że w ostatnich dwóch meczach ekstraklasy z Lechią przed własną publicznością za każdym razem udawało się wygrać. W lutym tego roku poznańska drużyna wygrała 2:0, a w maju zeszłego roku było 2:1 dla gospodarzy.

Puchar Polski rządzi się jednak swoimi prawami, choć Lech ma na dzisiejszy mecz jasno sprecyzowany cel. – Trzymamy rękę na pulsie. Po meczu z Legią nastąpiła odnowa zawodników, którzy grali więcej niż 30 minut. Przeprowadziliśmy badania pod kątem zmęczenia. Rotacje w składzie są brane pod uwagę, ale nie nieodzowne – powiedział wczoraj [Karol Bartkowiak], asystent trenera Żurawia, który zdradził, że jedynym zawodnikiem, z którego sztab szkoleniowy poznańskiego zespołu nie będzie brany pod uwagę przy ustalaniu składu jest Thomas Rogne. – Mamy plan na zatrzymanie całej Lechii Gdańsk. Analizowaliśmy rywala na podstawie kilku poprzednich spotkań. Wiemy, czego możemy się spodziewać – to raz jeszcze trener Bartkowiak.

Lechia do batalii o drugi z rzędu finał Pucharu Polski przystępuje po dosyć zaskakująco wysokiej porażce. W sobotę, przed własną publicznością, „biało-zieloni” ulegli Cracovii aż 0:3. W meczu tym, w ataku drużyny trenera Piotra Stokowca zabrakło zarówno Flavio Paixao, jak i Łukasza Zwolińskiego. Najbardziej wysuniętym zawodnikiem gdańskiego zespołu był Ze Gomes. – Nie powiedziałbym, że zagraliśmy w tym meczu w eksperymentalnym ustawieniu – mówi opiekun gdańskiego zespołu.

– Na każdy mecz wychodzi w miarę optymalnym składem. Wobec kłopotów zdrowotnych Łukasza i po wcześniejszych meczach z Cracovią chcieliśmy spróbować czegoś innego. Dlatego też postawiliśmy na Ze Gomesa, czyli na zawodnika bardziej lokomocyjnego, częściej wbiegającego za linię obrony – zdradził Piotr Stokowiec, który dodał, że wymienieni napastnicy są już do gry.


Czytaj jeszcze: Brawo dla „Kolejorza” i Kamińskiego


– Zarówno Paixao, jak i Zwoliński, są gotowi na sto procent i będą do mojej dyspozycji na mecz z Lechem. Jakub Arak ma uszkodzoną chrząstkę w stawie kolanowym i czeka go jeszcze rehabilitacja. Przerwa potrwa jeszcze kilka tygodni. To zawodnik, na którego liczymy, bo kiedy gra, to zawsze dodaje nam dynamiki – podkreślił trener Lechii, który dodał, że starcia ligowego nie potraktował w kategoriach przetarcia przed meczem PP.

Stokowiec dodał jednocześnie, że dzisiejsze spotkanie jest niezwykle istotne. Co ciekawe Lechia, w nadchodzącej kolejce ligowej, ponownie zmierzy się z Lechem w Poznaniu. Pierwotnie był nawet taki pomysł, aby zespół z Gdańska został w pobliżu stolicy Wielkopolski. Ostatecznie jednak po dzisiejszym spotkaniu drużyna wróci na Wybrzeże.

– Wszystkie rozgrywki są dla nas bardzo ważne. Taki jest charakter naszej pracy. Gramy co trzy dni i szybko musimy się regenerować i reagować na to, co się dzieje. Rok temu było zresztą podobnie. Graliśmy z Legią, a następnie – za kilka dni – rywalizowaliśmy w finale Pucharu Polski. Przed nami kolejna, bardzo ważna bitwa.

Musimy wyciągać wnioski i szybko przechodzić do kolejnego meczu. Nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej. Jesteśmy gotowi. Ostatnio przegraliśmy z Cracovią. Szykujemy się do meczu, który – w tej chwili – urasta do rangi meczu sezonu – podkreślił Stokowiec.


Półfinał Pucharu Polski

Środa, 8 lipca, godz. 20.00
Lech Poznań – Lechia Gdańsk

Sędziuje Tomasz Musiał (Kraków).



Na zdjęciu: Lech jest rozpędzony i w takich okolicznościach poradzić sobie z nim będzie musiała Lechia Gdańsk.

Fot. Damian Kościesza/Pressfocus