Przegrana Małopolska

Rozmowa z Romanem Stebleckim, byłym reprezentantem kraju i olimpijczykiem z Calgary oraz napastnikiem Cracovii.


Czy mogę prosić o pańskie refleksje o sezonie zasadniczym nim będziemy rozmawiać o play offie?

Roman STEBLECKI: – Liga poczyniła krok do przodu i rywalizacja była ciekawa. Mamy pięć zespołów, które prezentują wysoki poziom i każdy z nich mógł się pokusić o wygraną. Oczywiście, że miały one lepsze i słabsze momenty w rozgrywkach. Ekipa z Jastrzębia miała słaby początek sezonu, a potem zdecydowanie lepiej prezentowała się w meczach z silniejszymi rywalami niż tymi słabszymi. Grała w „kratkę” i to był jej największy mankament w tym sezonie. Jednak w play offie pokazała się z jak najlepszej strony i była bliska awansu. Zaskoczeniem była słabsza postawa GKS-u Katowice na finiszu rozgrywek i w rezultacie dopiero czwarte miejsce. Jednak, jak się później okazało, z tej pozycji też można awansować do finału. GKS Tychy na swoim poziomie, ale też miał momenty lepsze i gorsze. Dwie małopolskie drużyny od początku rozgrywek nie ukrywały swoich wysokich aspiracji. Prezentowały równą formę i dwa czołowe miejsca po sezonie zasadniczym nie było zaskoczeniem. Cracovia, wedle obserwatorów i fachowców, uchodziła za zdecydowanego kandydata nie tylko do gry w finale, ale do mistrzowskiego tytułu. Układ tabeli był czytelny i niektórzy przepowiadali derby Małopolski w finale. A i owszem będą, ale w meczach o brązowy medal.

Mocno krwawiło pańskie serce po ostatnim przegranym meczu przez Cracovię?

Roman STEBLECKI: – Krwawiło, ale trudno się dziwić skoro jestem wychowankiem klubu i spędziłem w nim wiele pięknych chwil. Pewnie długo będę rozpamiętywał to, co się wydarzyło…

Co było przyczyną porażki Cracovii w półfinale?

Roman STEBLECKI: – O szczegółową diagnozę proszę pytać trenera Rudolfa Rohaczka, bo on jest najbliżej drużyny i może nam najlepiej przedstawić co się stało. Nie jestem tak blisko, ale oczywiście staram się oglądać wszystkie spotkania tej drużyny. Na papierze wszystko się zgadzało, bo przecież Cracovia posiadała najsilniejszy teoretycznie skład, jednak praktyka dowiodła czegoś innego. Fani „Pasów” mogą być zawiedzeni, bo przecież spodziewali się gry o złoto. Zespół z Katowic był lepiej przygotowany pod względem fizycznym oraz mentalnym. Byłem mocno zaskoczony jak prezentuje się zespół po 13 twardych, trudnych spotkaniach w play offie. O GKS-ie krążyły informacje w środowisku, jak się okazuje niesprawdzone, o nieporozumieniach i niesnaskach w drużynie. Te wszystkie opowieści można teraz wsadzić między bajki. Katowiczanie to niezwykle solidna, doświadczona drużyna, dobrze ułożona i, co najważniejsze, przygotowana do rywalizacji w play offie. 14 meczów w tej fazie o tym świadczy. One również potwierdzają wcześniejsze słowa o wyrównanej lidze i o tym, że przed decydującymi meczami nie należy rozdzielać ról poszczególnym zespołom i te słowa kieruję do wielu ligowych fachowców. Byłem zaskoczony postawą hokeistów Cracovii, bo prezentowali się mizernie. Owszem, atakowali, ale bez odpowiedniego tempa, błysku i trudno było mówić o jakimś elemencie zaskoczenia. Trener katowiczan, Jacek Płachta, doskonale przygotował ich taktycznie. By jednak plan został zrealizowany musiał mieć odpowiednich wykonawców. Wszyscy mieli nakreślone role i je realizowali. Jestem pod wrażeniem postawy GKS-u, który prezentował się okazale i zasłużył na grę w finale. Jeżeli wygrywa trzy mecze na wyjeździe, a ostatni 4:0, to jest to wystarczająca rekomendacja.

Był pan zaskoczony przegraną hokeistów z Oświęcimia?

Roman STEBLECKI: – Byłem przekonany, że poradzą sobie z GKS-em Tychy, nie przypuszczałem nawet, że dojdzie do siódmego meczu. Unia, podobnie jak Cracovia, nie wykorzystała atutu własnego lodu, a zwycięstwa u siebie są niezbędne, by odnieść końcowy sukces. Zespołowi z Oświęcimia w tych kluczowych momentach zabrakło lidera. Tak było w ubiegłym roku w finale z Katowicami i teraz w półfinale z Tychami. Zarówno Cracovia, jak Unia nie będą więc mile wspominali finiszu tegorocznych rozgrywek. Trzeba natomiast skierować słowa uznania pod adresem obu GKS-ów, które w najważniejszych momentach wzniosły się na wyżyny swoich umiejętności. Jako człowiek związany z Cracovią będę teraz z pewnym spokojem… (śmiech) oglądał mecze finałowe. I oby tylko w finale drużyny pokazały to co mają najlepsze. Bo przecież hokej zagości w telewizji.


Na zdjęciu: Miny trenerów oraz zawodników w boksie Cracovii mówią same za siebie.
Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus.pl