Przełajowej ikonie ciągle mało

Marek Konwa 10 razy z rzędu zdobył mistrzostwo kraju i nadal jest w wysokiej formie.


Kibice zgromadzeni wokół trasy w Parku Harcerskim w Mikołowie z zapartym tchem śledzili niemal godzinną walkę dwójki kolarzy o zwycięstwo w 1. Superpucharze Polski UCI C2. Na czele praktycznie od startu byli bowiem Marek Konwa i Simon Vaniczek. Polsko-czeska rywalizacja z każdą 2900-metrową pętlą nabierała rumieńców, bo zawodnik CEZ Cyklo Team Tabor, mimo prób „szarpnięć” przełajowca UKS-u Krupiński Suszec, dzielnie trzymał się 10-krotnego mistrza Polski. Na przedostatnim okrążeniu nastąpił jednak decydujący atak i właściciel koszulki z biało-czerwoną flagą i orzełkiem samotnie dotarł do mety.

– Wyścig był ciężki – stwierdził po zejściu z podium zdobywca 1. miejsca, pamiątkowego trofeum i 350 euro (zgodnie z cennikiem UCI). – Przyjechało tu bowiem dwóch bardzo mocnych zawodników z Czech, a w dodatku trasa była trudna. Duża ilość podjazdów każdemu dała się we znaki, ale z drugiej strony taki jest właśnie urok tej dyscypliny. Cieszę się, że pogoda dopisała, bo wokół trasy zgromadziło się sporo kibiców i to wszystko razem sprawiło, że wyścig mogę uznać za udany. Taktyka była prosta. Długo jechaliśmy razem z Simonem Vaniczkiem, ścigając się na trasie, ale na ostatnich rundach udało mi się uzyskać kilka metrów przewagi. Wystarczyło to utrzymać i dojechać do mety.

Około 30 startów w sezonie

Występ w Mikołowie można potraktować jako mocny akcent na progu przełajowego sezonu, który rozpoczął się we wrześniu. Za Markiem Konwą już 6. miejsca w Niemczech i w Czechach oraz 4. i 3. na Słowacji, a dodajmy, że polscy kibice jeszcze dwukrotnie zobaczą w akcji zawodników walczących o punkty UCI.

– Sezon kończymy na początku lutego, więc mogę powiedzieć, że się rozkręcam – dodał z uśmiechem 10-krotny z rzędu przełajowy mistrz Polski i brązowy medalista mistrzostw świata do lat 23. – W poprzednim sezonie cztery razy wygrałem wyścigi UCI, więc w tym także chciałbym się prezentować jak najlepiej, ale zdaję sobie sprawę, że rywale nie śpią. Mobilizuje mnie jednak to, że aż trzy razy w tym roku zawody zaliczane do światowego rankingu odbywają się w Polsce. Mikołów już za nami, a przed nami wyścig w Suszcu i w Gosięcinie.

Myślę, że szczyt formy powinien przyjść w styczniu, bo w połowie tego miesiąca będą mistrzostwa Polski, a w pierwszy weekend lutego mamy mistrzostwa świata w Holandii. W sumie planuję około 30 startów, więc mam nadzieję, że zdrowie będzie dopisywać. Miałem z nim trochę problemów, bo miesiąc temu zaatakował mnie covid i tydzień przeleżałem w łóżku. Na szczęście dość szybko udało mi wrócić na trasę. Co prawda nie mam jeszcze formy sprzed choroby, ale sezon jest długi, więc myślę, że na najważniejsze starty w tym sezonie będę w najwyższej dyspozycji, tym bardziej że urodziłem się w Zielonej Górze, a mistrzostwa Polski będą w Drzonkowie, więc w rodzinnych rejonach chciałbym się pokazać z jak najlepszej strony.

Natomiast w mistrzostwach świata chciałbym się uplasować w pierwszej dwudziestce, bo w rankingu UCI jestem na 35. miejscu i poprawa tego miejsca jest dla mnie priorytetem, mobilizującym do każdego startu.

Pomagać młodzieży

Określenie „z jak najlepszej strony” w przypadku Marka Konwy ma jednoznaczne brzmienie. W 2011 roku został mistrzem Polski młodzieżowców i powtórzył ten sukces w następnym roku, a od 2013 roku wygrywa rywalizację wśród seniorów.

– Z takim dorobkiem mogę się chyba czuć ikoną polskiego kolarstwa przełajowego – powiedział 32-latek. – Zapisałem się w historii tej dyscypliny i mogę już myśleć o pomaganiu młodzieży. Z tą myślą nie tylko sam trenuję, latem uczestnicząc w wyścigach szosowych oraz w MTB, ale ważne są też zajęcia w siłowni i bieganie czy pływanie, w zależności od tego, jaki wyścig się zbliża. W przełajach najlepsze jest to, że cały czas coś się dzieje i jest to bardzo widowiskowa konkurencja, choć kolarstwo górskie, w którym też się specjalizowałem i wywalczyłem 5 tytułów mistrza Polski oraz wicemistrzostwo świata U-23 w 2011 roku w Champery, a także zająłem 16. miejsce na igrzyskach olimpijskich w Londynie w 2012 roku, również mogę uznać za moją ulubioną konkurencję. Szczególne start na szwajcarskiej trasie był dla mnie wyjątkowy, bo po defekcie na początku zaatakowałem z 10. miejsca i zdobyłem srebro.

Trzeba chcieć

– Nie zamierzam jednak odcinać kuponów, tylko cieszyć się tym co robię, bo każdy sport można uprawiać, ale przede wszystkim trzeba chcieć. Jak widać na moim przykładzie, daje się to pogodzić z życiem rodzinnym i pracą. Mieszkam w Bielsku-Białej, w Żorach mamy firmę „Konwa bike”, składającą i sprzedającą rowery, a w Suszcu UKS Krupiński. Raz w tygodniu prowadzę zajęcia z młodzieżą i dwa razy w tygodniu z żakami. Razem z Pawłem Pietrzakiem mamy w sumie około 30 podopiecznych we wszystkich kategoriach wiekowych i próbujemy wyłowić talenty. 26 listopada organizujemy wyścig UCI 2, na który już teraz serdecznie zapraszam – kończy Marek Konwa.


Na zdjęciu: Marek Konwa nie ma zamiaru zsiadać z roweru.

Fot. Dorota Dusik