Punkt… widzenia. I nic więcej

Dla Skry bezbramkowy remis to powód do zadowolenia, a dla GKS-u Tychy kolejne rozczarowanie.


Wprawdzie trenerzy obydwu drużyn, które w sobotni wieczór spotkały się na murawie Stadionu Miejskiego w Tychach, po ostatnich występach swoich zespołów odczuwali wielki niedosyt, ale tylko Artur Derbin zareagował na porażkę rotacjami w składzie.

W porównaniu do jedenastki, która rozpoczęła przegrany 1:2 mecz ze Stomilem, nastąpiły dwie roszady. Kamila Szymurę, który doznał urazu zastąpił na środku obrony przesunięty z drugiej linii Wiktor Żytek, a jego pozycję defensywnego pomocnika zajął Oskar Paprzycki.

Druga zamiana nastąpiła na skrzydle, gdzie za 20-latka Kacpra Janiaka pojawił się inny młodzieżowiec Marcin Kozina. Natomiast Jakub Dziółka uznał, że porażka 0:1 w Opolu, po golu w ostatnich sekundach, nie obciąża konta wyjściowej jedenastki i zostawił ją bez zmian.

W pierwszej połowie ten manewr wydawał się skuteczny, bo częstochowianie skoncentrowani na obronie dość szybko i w miarę płynnie wyprowadzali swoje akcji. Kończyli je jednak przed polem karnym, albo strzałami z okolic 16 metra, a Konrad Jałocha nie miał problemu ze skutecznymi interwencjami.

Za to gospodarze potrzebujący więcej czasu na przygotowanie swoich akcji najgroźniej zbliżyli się pod bramkę przeciwników w 35 minucie. Chwilę po tym jak murawę z powodu kontuzji opuścił Maciej Mańka i zastąpił go Dominik Połap, trójkolorowi zaatakowali lewą stroną boiska.

Dośrodkowana przez Jakuba Piątka piłka, której lot przedłużył Tomas Malec, trafiła pod nogę Koziny, ale doświadczony Mateusz Kos nie dał się pokonać, choć uderzenie było z bliska. A pozostałym groźnym strzałom tyszan brakowało celności i na przerwę obydwie drużyny schodziły bez dorobku bramkowego.

Żeby go zmienić od początku drugiej połowy tyszanie rzucili się do szturmu i momentami zamykali częstochowian nie tylko na ich połowie, ale wręcz wpychali w pole karne. Tam jednak brakowało miejsca do oddania strzału, choć w 50 minucie, po dalekim wyrzuceniu piłki z autu i przedłużeniu jej lotu przez Malca bliski szczęścia dosłownie i w przenośni był Kozina. Skrzydłowy tyszan główkował bowiem z 2 metrów, ale ostemplował słupek.

Uderzenie zostało więc zaliczone do niecelnych, tak samo jak ostatni strzał w meczu, oddany przez Jakuba Piątka wolejem z narożnika pola bramkowego w boczną siatkę tuż przed końcowym gwizdkiem.

W sumie GKS oddał w tym spotkaniu 28 strzałów, z czego 10 było celnych, ale żaden nie znalazł drogi do siatki i dlatego tyszanie schodzili z boiska ze spuszczonymi głowami, a częstochowianie mogą powiedzieć, że wywieźli punkt z trudnego terenu.


GKS Tychy – Skra Częstochowa 0:0

GKS: Jałocha – Mańka (31. Połap), Nedić, Żytek, Wołkowicz – Kozina (77. Janiak), Paprzycki (67. Steblecki), J. Piątek, Biel (77. Jaroch) – Grzeszczyk, Malec. Trener Artur DERBIN.

SKRA: Kos – Napora, Krzyżak, Mesjasz, Brusiło, Lukoszek (61. Niedbała) – Stromecki (73. Sajdak), Szymański, Kwietniewski, Nocoń (90. Bronisławski) – K. Wojtyra (73. Mas). Trener Jakub DZIÓŁKA.

Sędziował Tomasz Wajda (Żywiec). Widzów 1600. Żółte kartki: Mańka, Steblecki, J. Piątek – Szymański, K. Wojtyra,

Piłkarz meczu – Marcin KOZINA.


Fot. Łukasz Sobala/PressFocus