Raków Częstochowa. Maraton trwa nadal

Raków po trudnym i wymagającym spotkaniu pokonał Wisłę Kraków. Częstochowianie nie mają jednak czasu na odpoczynek. W czwartek zagrają z Rubinem Kazań w Lidze Konferencji Europy.


Podopieczni Marka Papszuna w niedzielę wyszli zdecydowanie mocniejszym zestawieniem niż tydzień wcześniej w Białymstoku. Mimo to po pierwszej połowie przegrywali z Wisłą. Dodatkowo od 50 minuty musieli sobie radzić w okrojonym składzie po czerwonej kartce dla Giannisa Papanikolaou.

Wynagrodzona konsekwencja

Częstochowianie musieli bardzo długo przebijać się przez szczelną defensywę Wisły. Gospodarze po czerwonej kartce dla Rakowa podchodzili do niego inaczej niż wtedy, gdy oba zespoły rywalizowały ze sobą w pełnych składach personalnych. Brak zaangażowania Wisły skończył się dla niej źle. – Według mnie nie było tak, że lepiej graliśmy w dziesięciu. To Wisła grała coraz gorzej w przewadze. Do straty bramki nie daliśmy za dużo pograć rywalowi. To się zmieniło po strzeleniu przez nią gola. Wtedy zgubiliśmy intensywność. Przewaga liczebna nie jest jednak często przewagą na boisku. Z mojej perspektywy Wisła miała duże problemy z organizacją gry w drugiej połowie i my to wykorzystaliśmy – powiedział po spotkaniu Marek Papszun.

Częstochowianie kolejny raz pokazali charakter na boisku i wręcz wyszarpali punkty Wiśle. To duże osiągnięcie zważając na sporą liczbę spotkań, jaką podopieczni Papszuna rozegrali w ostatnim miesiącu. – To był nas siódmy wyjazdowy mecz w ciągu 23 dni. Szybko wracamy do Częstochowy, ale nie na długo, bo za chwilę czeka nas bardzo ważny mecz pucharowy. Musimy walczyć i znowu z tarczą wrócić do Częstochowy – dodaje trener Rakowa, dla którego zwycięstwo z Wisłą było przyjemnym prezentem na 47. urodziny.

Debiutant dał radę

Na słowa uznania po niedzielnym spotkaniu zasługuje 17-letni Kacper Trelowski. Wychowanek Ajaksu Częstochowa, który przy Limanowskiego gra już od siedmiu lat, po raz pierwszy wystąpił w meczu ekstraklasy. Choć musiał skapitulować po uderzeniu Yawy Yeboaha, to kilkukrotnie ratował zespół i całkiem dobrze zastąpił Vladana Kovacevicia. – Gratuluję naszemu bramkarzowi świetnego debiutu. Wejść do bramki na Wiśle, przy tak żywiołowej publiczności, nie jest łatwe dla młodego chłopaka. Wiedziałem, że sobie poradzi, ale nie spodziewałem się, że aż tak dobrze. Wybronił w pierwszej połowie świetną sytuację, w drugiej zatrzymał strzał Jana Klimenta – chwalił swojego zawodnika Papszun.



Jak się okazuje, trener Rakowa dał odpocząć swojemu podstawowemu bramkarzowi nie tylko z powodów częstej gry. – Absencja Vladana Kovacevica nie była spowodowana tylko chęcią dania mu odpoczynku. Mamy pewne problemy, ale nie chciałbym o tym mówić – kontynuuje Papszun. Wypowiedź trenera wlewa niepokój w serca kibiców sugerując, że jeden z głównych architektów zdobycia Superpucharu Polski i awansu z Suduvą Mariampol może mieć kłopoty zdrowotne. W takim przypadku jego występ w czwartek może nie być pewny.

Pamięta, jak się strzela

Na szczególne brawa zasługują jednak napastnicy Rakowa. Po łącznie 787 minutach gry wszystkich „snajperów” we wszelakich rozgrywkach w końcu byli w stanie pokonać bramkarza. Dodatkowo zrobił to ten najbardziej krytykowany napastnik – Vladislavs Gutkovskis. Nie chcę wyjść na nieskromnego, ale najwyraźniej Łotysz miał okazję przeczytać tekst na swój temat w „Sporcie”. Perspektywa pracy przy budowie trybun musiała zmobilizować go do większej skuteczności. Mówiąc jednak poważnie – bramka z Wisłą może dodać Gutkovskisowi pewności siebie, a napastnik powoli zacznie wracać do swojej dyspozycji z początku ubiegłego sezonu.


Na zdjęciu: Zawodnicy Rakowa mieli w niedzielę powody do radości. Mimo gry w osłabieniu zdołali pokonać Wisłę Kraków.

Fot. Krzysztof Porębski/Pressfocus