Pierwszy akt. Raków rusza na podbój Europy

Mistrzowie Polski rozpoczynają dzisiaj swój marsz w stronę europejskich pucharów. Raków, przynajmniej w pierwszej rundzie ma łatwe zadanie.


Raków i eliminacje Ligi Mistrzów:


Rywalizacja z Florą Tallinn będzie swoistym nowym początkiem Rakowa Częstochowa. Dla klubu, jak i jego szkoleniowca wszystko będzie nowe, choć już wcześniej widziane. W porównaniu do poprzednich lat zespół z Limanowskiego ma pewien bufor. Teraz przegrany dwumecz nie oznacza od razu odpadnięcia z pucharów. Mimo to im więcej wygranych, tym lepiej. Celem powinno być zwycięstwo najpierw z Florą, a następnie w drugiej rundzie eliminacji. Wówczas Raków będzie pewny miejsca w fazie grupowej europejskich pucharów.

Rzucony na głęboką wodę

Gdy w kwietniu Marek Papszun ogłosił, że z końcem sezonu odchodzi z klubu rozpoczęły się dywagacje, na kogo powinien postawić właściciel zespołu. Michał Świerczewski miał do wyboru szerokie grono kandydatów i następców trenera odpowiedzialnego za największe sukcesy Rakowa w ostatnich latach. Zdecydował się jednak, mając w głowie choćby eliminacje Ligi Mistrzów, na Dawida Szwargę.

Młody, perspektywiczny i szalenie inteligentny oraz analityczny, jednak niedoświadczony trener. Szkoleniowiec Rakowa na pewno ma ogrom zalet, dzięki którym góruje nad wieloma swoimi kolegami po fachu. Ma zadatki na bardzo dobrego trenera. Pytanie jednak, czy Dawid Szwarga podoła wyzwaniu. Już pierwszy debiutancki mecz może być dla niego niezwykle trudny. Nie chodzi jednak o poziom rywala. Flora jest zdecydowanie w zasięgu Rakowa, a porażka z estończykami powinna być traktowana w kategoriach blamażu. Chodzi jednak o brak doświadczenia.

Trener Szwarga oczywiście był już w sztabie Marka Papszuna, gdy ten prowadził częstochowian w eliminacjach Ligi Konferencji Europy. Zarządzanie meczem było jednak na głowie byłego szkoleniowca Rakowa. Teraz to spada na barki nowego trenera. W dodatku oczy wielu będą zwrócone właśnie na niego. Dawid Szwarga wchodzi o gigantyczne buty pozostawione przez trenera Papszuna. Ten w Częstochowie będzie pamiętany latami, a nawet dekadami. Nowy szkoleniowiec będzie więc musiał na każdym kroku mierzyć się nie tylko z przeciwnikiem, ale i ogromnymi oczekiwaniami. Otrzymał jednak od właściciela poparcie, jak również solidną kadrę, choć posiadającą mankamenty.

Ofensywa da radę?

Kadra Rakowa, w porównaniu do poprzedniego sezonu, przeszła lifting. Na ten moment nie było w niej wielkiej rewolucji, a raczej ewolucja. Z zespołem pożegnali się w zdecydowanej większości zawodnicy drugiego szeregu, nie mający decydującego znaczenia o losach spotkania. Klub zakontraktował także kilku nowych zawodników, którzy mogą podnieść jakość zespołu.

Problemy są jednak dwa, w tym jeden zasadniczy. Tym łatwiejszym do rozwiązania jest kontuzja Ivana Lopeza. Owszem, to gwiazda ligi, od której wiele zależy. Raków stracił go na kilka miesięcy, o ile nie dłużej. Będzie bardzo trudno zastąpić Hiszpana i jego nieszablonowe myślenie. Mimo to ofensywa Rakowa, wzmocniona jeszcze Johnem Yeboahem, nie powinna być osłabiona.

Szczególnie że dobrą formę w czasie sparingów pokazywał się Władysław Koczerhin. Problemem na pewno jest późny transfer Yeboaha, ale za kilka dni, maksymalnie tygodni, powinien być już w pełni dyspozycji. Inna sprawa to braki bezpośrednio w ataku. Poza kadrą znalazł się Vladislavs Gutkovskis, który dzień przed eliminacjami zmienił klub. W kadrze znaleźli się Fabian Piasecki i Łukasz Zwoliński. Obaj w czasie zgrupowania prezentowali się dobrze. Na Florę powinni wystarczyć, ale po awansie Raków musi dokonać wzmocnienia i na tej pozycji. Jak pokazuje obecna kadra, nie tylko na tej.

Kontuzja, czyli domek z kart

Zdecydowanie bardziej problematyczna stała się defensywa. Wśród zgłoszonych do rywalizacji z Florą Tallinn znalazło się ledwie czterech stoperów. Warto jednak zaznaczyć, że Bogdan Racovitan okres przygotowawczy spędził na zgrupowaniu młodzieżowej reprezentacji Rumunii, która walczyła w mistrzostwach Europy do lat 21. Dodatkowo ten, który miał być jednym z liderów linii obrony, Adnan Kovacević, doznał kontuzji, która wykluczyła go na kilka tygodni z gry.

Poprzednie spotkania wskazują, że Raków albo zagra klasycznym zestawieniem, a więc: Stratos Svarnas, Zoran Arsenić i Milan Rundić lub z Franem Tudorem w miejsce jednego z nich. Wystarczy jednak odrobina nierozwagi i linia defensywna Rakowa będzie dziurawa jak ser szwajcarski. Owszem, może w niej pojawić się choćby Giannis Papanikolaou. Nie zmienia to jednak faktu, że linia obrony mistrza Polski jest zdemolowana. Dodając do tego plotki dotyczące odejścia Vladana Kovacevicia (zdaniem dyrektora sportowego Rakowa, Roberta Grafa nieprawdziwe) można odnieść wrażenie, że kluczowa formacja mistrza Polski potrzebuje wzmocnienia.

To jednak nie następuje. O ile częstochowianie wzmocnili środek pola czy nawet lewe wahadło, czego nie udało im się zrobić w ciągu ostatnich kilku okienek, tak sytuacja w obronie wzbudza niepokój. Defensywa mistrza Polski od dłuższego czasu miała pewne braki. Jedynie fakt, że omijały ją kontuzje sprawiał, że wszystko było w porządku. Sytuacja jest na tyle nieciekawa, że w treningu z pierwszym zespołem uczestniczył Jordan Courtney-Perkins. To gracz, który nie przebił się do składu Warty Poznań, a poprzedni sezon spędził na wypożyczeniu w Brisbane Roar. Tam owszem, grał, ale szału nie robił. Można mieć spore obawy o sytuację w defensywie. Ratunkiem jest dobrze przepracowany okres przygotowawczy oraz zmiany taktyczne, które mogą częstochowianom wiele dać.


Czytaj więcej o Rakowie


Ewolucja, nie rewolucja

Dawid Szwarga od początku zapowiadał, że nie ma zamiaru zmieniać wszystkiego, co zostało wypracowane przez poprzedniego szkoleniowca Rakowa. Marek Papszun bardzo wiele uwagi przykładał do pressingu, ponownego odbioru piłki po stracie czy specyfice obronny pola karnego. Częstochowianie doskonale również przyswoili sobie sztukę dośrodkowań i stałych fragmentów gry. W przypadku defensywy mistrzowie Polski kryją strefowo. Można wyliczać i wymieniać więcej elementów, które Raków stosował przy poprzedniego szkoleniowca.

Teraz dojdzie do pewnych korekt, co zresztą było widoczne w dwóch z trzech sparingów (rywalizacja z Universitateą Cluj była zamknięta dla wszystkich, a sztab Rakowa nie chciał zdradzić nawet składu personalnego na spotkanie). Widoczne jest pewne uwolnienie zawodników ustawionych tuż za plecami napastnika, ale i poniekąd środkowych pomocników.

Obie te grupy w zasadzie nie oddawały strzałów z dystansu. Raków albo dośrodkowywał piłkę lub też próbował poprzez silne boczne sektory boiska centrować i dostarczyć piłkę do rosłego napastnika. Gdy ofensywny pomocnik znalazł się w dogodnej sytuacji do oddania strzału, to i tak wolał dograć do kolegi z zespołu, co często powodowało stratę piłki i okazji. Teraz jednak sytuacja ta ulegnie pewnej korekcie.

Pozwolenie na strzelanie

Pomocnicy ofensywni otrzymali swoiste przyzwolenie na oddawanie strzałów z dystansu. W obecnej chwili można więc wykorzystać potencjał drzemiący w Koczerhinie. Wbrew pozorom ukraiński pomocnik jest jednym z najlepszych w zespole z Limanowskiego. Ma jednak zdecydowane kłopoty z ustabilizowaniem formy. Niezależnie od tego Koczerhin może być niezwykle niebezpieczny, gdy zostawi się mu wolne pole przed polem karnym. Pokazywał to w meczach sparingowych czy w poprzednim sezonie.

Podobnie w przypadku Giannisa Papanikolaou. Grek jednak od pewnego momentu nie pokazał uderzenia choćby po części podobnego do tego, jakie zaprezentował w meczu z Radomiakiem. Tak więc można mieć obawy, czy nie był to jednorazowy wystrzał. Gdyby jednak gola zdobył, to byłaby to dobra wiadomość, szczególnie w kontekście meczu domowego. Raków w przypadku awansu do kolejnej rundy najprawdopodobniej nie będzie już grał przy Limanowskiego.

Dom… w Sosnowcu

Pierwsza runda eliminacji Ligi Mistrzów zostanie rozegrana przy Limanowskiego. Kolejne jednak (najprawdopodobniej) w Sosnowcu. Stosowna umowa między klubem i zarządzającymi obiekt został podpisana. Co gorsza na tym może się nie zakończyć. Raków w końcu przymierza się do przebudowy stadionu. Oznacza to kolejną w ciągu ostatnich lat wyprowadzkę z obiektu przy Limanowskiego.

Oczywiście jest to problematyczne szczególnie dla kibiców. Będą zmuszeni wybrać się w prawie godzinną podróż do Sosnowca, co oznacza wcześniejszy wyjazd i późniejszy o podobny czas powrót. Będzie to też ogromna trudność dla zawodników, dla których każdy dodatkowy kilometr spędzony w autokarze czy samolocie to utrudnienie w regeneracji. Częstochowianie mieli czas się już do tego przyzwyczaić. Do wiecznej gry na wyjeździe także. Raków gra w Sosnowcu czeka dopiero w przyszłości. Teraz mają przed sobą spotkanie z Florą Tallinn. Będzie to zarazem egzamin dla Dawida Szwargii i jego zespołu. Porażka nie wchodzi w grę.


Fot. Jakub Ziemianin/Raków Częstochowa


Pamiętajcie – jesteśmy dla Was w kioskach, marketach, na stacjach benzynowych, ale możecie też wykupić nas w formie elektronicznej. Szukajcie na www.ekiosk.pl i http://egazety.pl.