Raków pomaga Podbeskidziu

Stal Mielec umiejętnie broniła się w meczu z Rakowem. Częstochowianie na kilkanaście sekund przed końcem meczu zdobyli bramkę na wagę zwycięstwa.


Mimo, że częstochowianie byli faworytem meczu w Mielcu to Stal była zdecydowanie groźniejszym rywalem niż podopieczni Marka Papszuna. W pierwszej, jak i w drugiej części spotkania gospodarzy na prowadzenie mógł wyprowadzić Marcin Flis. Pech chciał, że w bramce Rakowa kolejne świetne spotkanie rozegrał Dominik Holec. Najpierw na początku pierwszej połowy obrońca Stali trafił w bramkarza częstochowian. Warto zaznaczyć, że gospodarze okazję wykreowali po rzucie z autu, a więc jednym ze swoich atutów. Przez deszczową pogodę trudniej było jednak wyrzucić piłkę zza linii bocznej boiska. Stąd przy nich pojawiły się… ręczniki. Dzięki temu zawodnicy gospodarzy mogli bezproblemowo dostarczać piłkę w pole karne i tworzyć zagrożenie w polu karnym Holca.

Kolejną okazję Stal miała chwilę po przerwie. Słowacki bramkarz Rakowa fantastycznie odbił uderzenie z dystansu Flisa. To dzięki postawie Holca Raków nie przegrywał w Mielcu. Podopieczni Papszuna poza początkowymi fragmentami spotkania mieli ogromne kłopoty z wykreowaniem dobrej sytuacji. Taką mieli w drugiej połowie. Wiktor Długosz zagrał bardzo dobrą piłkę przed pole karne. Gdyby nie rykoszet od nogi Ivana Lopeza, to Petr Schwarz cieszyłby się z bramki. Na swoje nieszczęście Czech tylko patrzył jak piłka przez niego uderzona odbija się od słupka bramki Rafała Strączka.

Dopiero w okolicach 65 minuty częstochowianie zaczęli częściej sygnalizować swoją obecność w okolicach pola karnego Stali. Podopieczni Włodzimierza Gąsiora przyjęli więc taktykę, by zniechęcić częstochowian do ataków faulami. Najczęściej dostawało się Marko Poletanoviciowi i Jakubowi Arakowi. Tego drugiego to nie zniechęcało, bo mimo ataków potrafił założyć „siatkę” jednemu z rywali. Nie zmieniało to jednak sytuacji na boisku. Najwyraźniej zmęczenie spowodowane maratonem meczów w ekstraklasie oraz finałem Pucharu Polski dało w końcu o sobie znać. Mimo to szczęście uśmiechnęło się w końcówce do częstochowian. Faulowany przez jednego z defensorów Stali był Kamil Piątkowski. Do rzutu karnego podszedł Lopez i pewnie pokonał Strączka. Częstochowianie nie dali wyrwać już sobie kompletu punktów. Dzięki temu zwycięstwu Raków wyprzedził Pogoń Szczecin i został wiceliderem. Zawodnicy Stali nie mogli pogodzić się z wynikiem spotkania, co nie może dziwić. Jeden punkt zdobyty z Rakowem przybliżyłby ich do utrzymania. Teraz podopieczni trenera Gąsiora muszą w starciach z Legią i Śląskiem wywalczyć cztery „oczka” by pozostać w ekstraklasie.

Stal Mielec – Raków Częstochowa 0:1 (0:0)

0:1 – Lopez, 90+3 min (rzut karny)

STAL: Strączek – Getinger, Flis, Czorbadziński, De Amo, Granlund – Domański (77. Żyro), Tomasiewicz, Forsell – Mak (77. Prokić), Kolew. Trener: Włodzimierz GĄSIOR. Rezerwowi: Gliwa, Sadłocha, Jankowski, Dadok, Zjawiński.

RAKÓW: Holec – Arsenić, Niewulis, Piątkowski – Długosz (76. Cebula), Poletanović, Schwarz, Kun, Tijanić, Wdowiak (56. Lopez), Arak (90. Szelągowski). Trener: Marek PAPSZUN. Rezerwowi: Pindroch, Malinowski, Papanikolaou, Kaczmarski, Jach, Mikołajewski.

Sędziował: Wojciech Myć (Lublin). Asystenci: Marcin Lisowski (Warszawa),Tomasz Niemirowski (Ostrów Mazowiecki). Czas gry – 94 min (45+49). Żółte kartki: Czorbadziński (78. faul) – Piątkowski (34. faul)

Piłkarz meczu – Dominik HOLEC