Reprezentacja Polski. Zespół rodził się w bólach

 

9 października 1999 roku reprezentacja Polski, po porażce 0:2 ze Szwecją na wyjeździe, straciła szanse na awans do Euro 2000. To był ostatni mecz tak świetnie, bo od zwycięstw po 3:0 nad Bułgarią i Luksemburgiem, rozpoczętych przez nasz zespół eliminacji. Później jednak było dużo gorzej.

W sześciu kolejnych spotkaniach nasza drużyna wygrała jeszcze tylko dwa razy. Pokonała tych samych przeciwników, ale na Anglików i Szwedów sposobu drużyna Janusza Wójcika nie znalazła. Trzecie miejsce w grupie równało się z utratą jakichkolwiek szans, a „Wójt” po raz ostatni poprowadził zespół we wspomnianym meczu przeciwko Szwecji.

Zastanawiano się wówczas, kto powinien zastąpić trenera wicemistrzów olimpijskich z Barcelony na stanowisku opiekuna pierwszego zespołu? Do najpoważniejszych kandydatów należeli Franciszek Smuda i Henryk Kasperczak. Pierwszy z wymienionych miał jednak ważny kontrakt z Legią Warszawa, a drugi pracował w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.

Polski Związek Piłki Nożnej nie należał wówczas do finansowych krezusów. I m.in. dlatego, dość niespodziewanie, drużynę narodową powierzono Jerzemu Engelowi. Który od 1998 roku pracował, wspólnie z Dariuszem Wdowczykiem, w Polonii Warszawa.

Fatalni pod względem fizycznym

Formalnie nowy selekcjoner objął stery nad reprezentacją 1 stycznia. Niespełna cztery tygodnie cztery tygodnie później debiutował na nowym stanowisku. W Kartagenie mierzyliśmy się z Hiszpanią. Drużyną szalenie mocną, choć od wielu lat pozostającą bez sukcesów. Gospodarze zajmowali czwarte miejsce w rankingu FIFA. My?

Plasowaliśmy się na 32. pozycji i niewielu łudziło się, że Engel uzyska w debiucie korzystny rezultat. W drużynie rywala nie zabrakło takich piłkarzy, jak Luis Enrique, Fernando Hierro, Pep Guardiola czy Raul i to właśnie ostatni z wymienionych, po koszmarnym błędzie Jacka Krzynówka, dał gospodarzom prowadzenie.

Rywal dochodził do kolejnych sytuacji z dużą łatwością. Strzelił jeszcze dwa gole, choć wynik powinien być wyższy. Jednym z bardzo nielicznych pozytywów w naszym zespole była postawa Radosława Majdana w bramce.
Był on jednym z sześciu debiutantów w naszej drużynie i spisał się najbardziej przyzwoicie. Po tym spotkaniu trener Engel nie miał zbyt wesołej miny.

– Byliśmy fatalnie przygotowani do tego meczu pod względem fizycznym – powiedział selekcjoner. Warto zaznaczyć, że mecz rozgrywany był w styczniu i zawodnicy, co zresztą podkreślał trener, byli na różnym poziomie przygotowania motorycznego. Tak, czy inaczej selekcjoner miał o czym myśleć. Licząc końcówkę przygody Janusza Wójcika z kadrą nasz zespół nie zdobył gola w trzecim kolejnym spotkaniu. A takich meczów będzie jeszcze więcej.

Przełamali złą passę

Niespełna miesiąc po starciu z Hiszpanią nasz zespół udał się na tern ówczesnych mistrzów świata. Obaw przed starciem z Francuzami było mnóstwo. Tymczasem nasz zespół prezentował się, na tle „Trójkolorowych” bardzo dobrze. Legendarny francuski stoper, Laurent Blanc, wybijał piłkę z linii bramkowej po strzale Bartosza Karwana, a w kolejnych sytuacjach brakowało naszej drużynie szczęścia.

Francuzi też mieli swoje okazje, ale znakomicie spisywał się Jerzy Dudek. W końcu jednak, uderzając z rzutu wolnego na raty, drogę do siatki znalazł wielki Zinedine Zidane i Francja wygrała 1:0. Z kronikarskiego obowiązku dodajmy, że po raz pierwszy w historii w tym samym meczu reprezentacji Polski wystąpili bracia – bliźniacy, czyli Michał i Marcin Żewłakowowie.
Minął kolejny miesiąc. Po starciach z mocnymi europejskimi drużynami przyszedł czas na konfrontacje z zespołem w naszym zasięgu.

W Debreczynie zmierzyliśmy się z Węgrami. Nasz bilans spotkań przeciwko temu zespołowi, u schyłku poprzedniego stulecia, wyglądał fatalnie. Do tego stopnia, że każda z dotychczasowych wypraw do „bratanków” kończyła się naszymi porażkami. Drużynie Jerzego Engela udało się odwrócić złą passę, choć nikt po bezbramkowym remisie zachwycony nie był.

Znowu, trzeci raz u nowego selekcjonera, a w piątym kolejnym meczu, nasz zespół nie strzelił gola. Dwóch stuprocentowych sytuacji nie wykorzystał Radosław Gilewicz. Pomylił się również, w dogodnej okazji, Piotr Reiss, co jedynie potęguje fakt, że ze strzelaniem bramek mieliśmy ogromne problemy.

Fatalna skuteczność

Nie inaczej było w ostatnim wiosennym meczu kadry Jerzego Engela w 2000 roku. W Poznaniu, na stadionie Lecha, podejmowaliśmy Finlandię. Selekcjoner rozgrywał zatem swój pierwszy mecz w nowej roli przed polską publicznością i wiele wskazywało na to, że tym razem powinno się udać. Strzelić gola i wygrać spotkanie. Do niczego takiego jednak nie doszło.

„Biało-czerwoni” znów mieli sporą przewagę. Ale kolejny raz skuteczność pozostawiała ogrom do życzenia. Kolejne sytuacje marnowali Karwan, Paweł Kryszałowicz i Krzynówek i znowu mecz reprezentacji zakończył się remisem 0:0. Jerzy Engel, jako selekcjoner, czwarty raz z rzędu nie miał okazji ucieszyć się z bramki naszego zespołu, a w sumie nasza drużyna pozostawała bez trafienia od… 623 minut, czyli od ponad 10 godzin!

Ostatniego gola, w towarzyskim meczu z Hiszpanią, rozegranym w Warszawie, strzelił w sierpniu 1999 roku Tomasz Hajto.

Jak zatem doskonale widać zespół Jerzego Engela rodził się w ogromnych bólach, a w związku z brakiem skuteczności napastników niemal niczym na zbawienie czekaliśmy na… paszport dla Emmanuela Olisadebe. Nie wszyscy jednak byli tym pomysłem zachwyceni.

Na początku maja, przed meczem w Lubinie, oficjalnie wówczas 22-letni napastnik rodem z Nigerii został przez część publiczności obrzucony bananami. Miało to miejsce przez starciem Polonii Warszawa, w której „Oli” wówczas występował, z Zagłębiem.

Nastąpił przełom

Ostatecznie polskie obywatelstwo piłkarz otrzymał 17 lipca, a więc już latem. Wcześniej nasz zespół narodowy rozegrał, w czerwcu, piąty mecz pod wodzą Jerzego Engela. I choć udało się strzelić w końcu bramkę – Paweł Kryszałowicz trafił dokładnie po 661 minutach milczenia drużyny narodowej – to tamto spotkanie skończyło się porażką 1:3.

Podstaw do optymizmu nie było praktycznie żadnych. A kiedy kibice myśleli o tym, co ma rozpocząć się jesienią, przyszłość zespołu widzieli raczej w ciemnych barwach. Choć grupa eliminacji azjatyckiego mundialu wyglądała stosunkowo korzystnie, najmocniejszymi naszymi rywalami mieli być Ukraińcy i Norwegowie, to jednak mało było takich, kto wierzyłby, że „biało-czerwoni” będą w stanie powalczyć. Tymczasem Olisadebe, już w debiucie przeciwko Rumunii, jeszcze w grze towarzyskiej w sierpniu, strzelił gola.

A potem nastąpił przełom. To były czasy Wizji Sport i w przedmeczowym studio jeden z ekspertów, Jan Tomaszewski, przyznał, że może uda nam się z Ukrainą zremisować. Tymczasem na kijowskim Stadionie Olimpijskim zobaczyliśmy jakże zupełnie różny zespół od tego, który na wiosnę tamtego roku męczył się niemiłosiernie.

Dwa gole Olisadebe, trafienie Radosława Kałużnego, a do tego niewykorzystany jeszcze przez Andrzeja Juskowiaka rzut karny. Wygraliśmy 3:1, a Engel i jego drużyna zaczęli pisać nowy rozdział w historii polskiego futbolu. Który zakończył się awansem, po 16 latach przerwy, na mistrzostwa świata.

 

26 stycznia 2000

Hiszpania – Polska 3:0 (1:0)

1:0 – Raul (16), 2:0 – Urzaiz (54), 3:0 – Urzaiz (58).

POLSKA: Majdan – M. Zając (61. Kaliszan), Zieliński, Michalski, Mi. Żewłakow – Iwan, Majak, Czerwiec (86. Baszczyński), Krzynówek (67. Kaczorowski) – Gilewicz (76. Bizacki), Kryszałowicz (54. Żurawski).

23 lutego 2000

Francja – Polska 1:0 (0:0)

1:0 – Zidane (88).

POLSKA: Dudek – Kłos, Bąk, Wałdoch, Mi. Żewłakow (66. Hajto) – Karwan, Świerczewski, Iwan (74. Wieszczycki), Krzynówek (90. Kiełbowicz) – Ma. Żewłakow (58. Kryszałowicz), Reiss (83. Rząsa).

29 marca 2000

Węgry – Polska 0:0

POLSKA: Dudek – Kłos, Bąk (63. Zieliński), Wałdoch, Mi. Żewłakow – Karwan, Świerczewski (46. Iwan), Zdebel (60. Rząsa), Krzynówek (79. Kałużny) – Reiss (60. Bizacki), Gilewicz.

26 kwietnia 2000

Polska – Finlandia 0:0

POLSKA: Matysek – Kłos, Kukiełka, Wałdoch, Mi. Żewłakow – Karwan (80. Kaczorowski), Świeczewski, Michalski (46. Krzynówek), Iwan – Ma. Żewłakow (46. Gilewicz), Kryszałowicz (72. Żurawski).

 

Na zdjęciu: Dwie dekady temu, na wiosnę 2000 roku, reprezentacja Polski nie strzelała bramek. Ale nie wszyscy, z utęsknieniem, czekali na paszport dla Emmanuela Olisadebe.