Rozterki i słabości Lewego

Czy ktoś w ogóle chce Lewego?
Czy zatem – powszechnie krytykowane – zachowanie Roberta wobec trenera Juppa Heynckesa, kolegów i w ogóle Bayernu było przemyślane i miało drugie dno? Bo że do niczego nie było liderowi naszej drużyny narodowej potrzebne – to więcej niż pewne. W kilka sekund zburzył przecież w kwestiach wizerunkowych to, co z mozołem budował przez wszystkie ostatnie lata. (…) Może być to dowód, że Robert w tym momencie nie ma dokąd się przeprowadzić, a wojna, którą rozpętał na linii Lewandowski – Bayern, jest kompletnie bezsensowna. Może, ale oczywiście nie musi… Za kulisami słychać bowiem, że nawet jeśli Real odpuści(ł) definitywnie temat transferu Polaka, to w kolejce czekają PSG – podobno faktyczny cel nowego agenta RL9 Piniego Zahaviego – oraz Manchester United. A w jednym i drugim przypadku nasz rodak mógłby liczyć na podwyższę. Dotąd wydawało się jednak, że najskuteczniejszemu napastnikowi w historii reprezentacji Polski chodzi o coś więcej niż tylko pieniądze…

Kosztowna kość niezgody
Inna sprawa, że bardzo prawdopodobna jest teza, iż rozwód Lewego z poprzednimi doradcami – Cezarym Kucharskim i Maikem Barthelem – nastąpił właśnie z powodów finansowych. I to już w lutym 2017 roku, a nie, jak powszechnie się sądzi, dwanaście miesięcy później. Kością niezgody miała być prowizja jaką agenci zainkasowali od Bayernu za przedłużenie kontraktu Lewandowskiego – najwyższego w historii Bundesligi i polskiego sportu. Zawodnik wolał podobno, aby część tej puli znalazła się w jego umowie, ale nie miał podobno nic przeciw temu – skoro wyszło jak wyszło – żeby menedżerowie podzielili się z nim swoją dolą. I na tym tle doszło do tak poważnej różnicy zdań (wycenianej kuluarowo na 2 miliony euro), że trwająca od wielu lat i bardzo wcześniej owocna współpraca de facto ustała. Robert poszedł własną drogą, to znaczy wybrał nowych doradców, również w biznesie. Zainwestował w deweloperkę w Warszawie, a także w szeroko pojęty biznes turystyczny na Mazurach, i żywotnie interesował się postępami prac; satysfakcji ze stopy zwrotu jeszcze ocenił, nie miał dotąd takiej możliwości. Działalność pozapiłkarska nie przyniosła jeszcze bowiem naszej największe gwieździe znaczących przychodów. Co być może także mogło doprowadzić do pewnego rozdrażnienia u Roberta. Choć trudno akurat w pozasportowej aktywności upatrywać przyczyn gorszej ostatnio dyspozycji Lewego. Zawsze był przecież wzorem profesjonalizmu, jeśli idzie o przygotowanie – również mentalne – do występów na największych nawet arenach; umiał we właściwym momencie i w odpowiedni sposób odciąć się od świata zewnętrznego. I na pewno nie zapomniał, jak należy to robić.

Klucz do transferu z Monachium
Jeśli czegokolwiek Robert zapomniał – to w pierwszej kolejności sposobu na skuteczność w starciach z hiszpańskimi drużynami. W barwach Borussii trafiał przecież nie tylko w spotkaniach z Realem – Królewskich skarcił przecież także w fazie grupowej Champions League w pamiętnej dla siebie edycji 2012-13 – również w ćwierćfinale z Malagą. A już w Bayernie wpisał się na listę strzelców w spotkaniu z Barceloną w 2015 roku. Później jednak coś się zacięło, i to na tyle, że za każdym razem, kiedy Bawarczycy odpadali z Ligi Mistrzów z Lewandowskim w składzie – przeciwnikiem był zespół z Primera Division. W pokonanym polu została co prawda w tym roku Sevilla, ale zamiast bramkowych zdobyczy RL9 doczekał się lima pod okiem po starciach z defensorami z Andaluzji. Może to zresztą rodzaj klątwy za to, że w 2014 – mimo usilnego nakłaniania ze strony galaktycznego klubu – polski napastnik ostatecznie nie skorzystał z oferty madrytczyków? A chciał, i to nawet bardzo! Zastanawiał się – mimo że był już wówczas po słowie z Bayernem – ba, wahał się do ostatniego momentu. Co jest w pełni zrozumiałe, jeśli się zważy, że od szkraba kibicował Realowi i przeprowadzka na Santiago Bernabeu byłaby spełnieniem jego dziecięcych marzeń. Decydująca okazała się wtedy konsekwentna postawa Kucharskiego, który złożoną monachijczykom jedynie ustnie obietnicę traktował śmiertelnie poważnie. Co podobno do dziś w klubie z Saebener Strasse nie tylko nie zostało zapomniane polskiemu agentowi, ale jest nadal doceniane. A skoro dotąd nikt z Bayernu nie chciał rozmawiać z Zahavim, to może Lewy po prostu źle ocenił sytuację i nie dostrzegł, kto tak naprawdę może być posiadaczem klucza do jego transferu z Monachium?

Dwie strony księżyca
Zupełnie osobna kwestia jest taka, że Bayern jest wielkim klubem w skali globalnej i Robert zaprzepaścił wielką szasnę, żeby zostać jedną z największych – nawet jako drugi po Gerdzie Muellerze najlepszy strzelec w historii klubu – legend w Bawarii. Był na prostej ku temu drodze i pracował konsekwentnie na intratną posadę w Monachium po zakończeniu kariery. Czemu zrezygnował z tak wielkich splendorów – w tym momencie wie chyba tylko on…
Na koniec jednak – spojrzenie z jasnej strony księżyca. Z uwagi na interes reprezentacji Polski to pewnie nawet lepiej, że Robert nie wystąpi w finale Ligi Mistrzów, będzie miał przed mundialem więcej czasu na odpoczynek. A druga optymistyczna wiadomość jest taka, że aż do fazy półfinałowej mundialu biało-czerwoni nie mogą wpaść na… Hiszpanię.

Pełny tekst o sytuacji Roberta Lewadnowskiego, którego obszerne fragmenty zamieściliśmy powyżej, ukazał się w dodatku „Sport na MUNDIAL”, z datą 10 maja. Kolejne wydanie naszej specjalnej wkładki o finałach MŚ w Rosji – już w najbliższy czwartek.

Nie przegapcie w kioskach i salonach prasowych!