Od przedszkola do Opola. Ruch na krótkiej smyczy

Komentarz „Sportu” po sesji chorzowskiej rady miasta, na której przez dwie godziny dyskutowano o klubie, przyznając mu 1,8 miliona złotych dotacji na 2022 rok.


Gdy rozmawia się z Sewerynem Siemianowskim, prezesem Ruchu, trudno, by w któreś ze zdań nie wplótł jakieś wesołej frazy oddającej jego naturalną pogodę ducha. Czwartkowa sesja chorzowskiej rady miasta i znalezienie się w krzyżowym ogniu pytań, poprzedzających przyznanie klubowi 1,8 miliona złotych dotacji, musiała nieść dla niego ładunek stresu. W pewnym momencie wyluzował się jednak na tyle, by odpowiedź jednemu z radnych, który poruszył jednocześnie wiele wątków, zacząć od słów: – No, to takie od przedszkola do Opola…

**
Trudno było wtedy się nie uśmiechnąć, ale tak generalnie, to siedząc na balkonie nad salą obrad i słuchając dyskusji o klubie, częściej można było poczuć zażenowanie. Waldemar Kołodziej, przewodniczący rady miasta, zaczął od udzielenia prezesowi wielosekundowej reprymendy za jego
nieobecność na grudniowej sesji. Strofował go niczym nauczyciel uczniaka.

Przewodniczący Kołodziej nie tylko otworzył dwugodzinną dyskusję, ale próbował zaaranżować też jej puentę, prosząc Siemianowskiego niemalże wprost, by ten powiedział, że gdyby nie miasto, to Ruch by nie istniał. Prezes wybrnął z tego z klasą: „Nie ma Ruchu bez miasta i nie ma miasta bez Ruchu” – odparł, przypominając coś oczywistego, o czym jednak niektórzy jakby nie chcieli pamiętać. Nie wymagam, by pani witająca osoby wchodzące do Urzędu Miasta miała na masce „eRkę” zamiast błyskawicy. Ale czymże byłby Chorzów bez Ruchu, z czego byłby znany, z czym kojarzony?

**
Dlatego podejrzewam, że zdumieni muszą być fani piłki z innych części Polski, słysząc tu o kolejnych przebojach na linii miasto – klub. Szymon Michałek, dyżurny krytyk chorzowskich włodarzy i gospodarz sektora rodzinnego na Cichej, już w listopadzie na łamach „Sportu” przewidywał scenariusz, który faktycznie wszedł w życie: że w pierwotnej wersji budżetu na 2022 rok środki dla „Niebieskich” się nie znajdą, ale ostatecznie zostaną przegłosowane, a decydenci wypną pierś i będą powtarzać, jakie to miasto dobre, jakie szczodre.

Tyle że jak w takich realiach można sensownie prowadzić biznes? Skoro tak często największy udziałowiec gra z tobą w kotka i myszkę? Jak tu czynić jakieś długofalowe plany, strategie budżetowe? Kto wie – może gdyby inne były realia, przejrzystsze, pewniejsze dla Ruchu, to jeszcze przed zakończeniem rundy jesiennej zakontraktowałby na promocyjnych warunkach dobrego środkowego pomocnika (a była taka możliwość), wiedząc, że prawdopodobnie ktoś skorzysta z klauzuli i wykupi Tomasza Neugebauera, a po sezonie wygaśnie umowa Michała Mokrzyckiego? Prezydent Andrzej Kotala pewnie powiedziałby, że w jaki sposób klub może mieć pewne realia, skoro nie ma ich nikt, a rząd raz za razem samorządowy ład burzy polskim ładem. Burzy albo okrada – bo i takie zdanie padło z jego ust na sesji.

**
Na marginesie – władający Chorzowem klub Koalicji Obywatelskiej musiałby ustalić jedną wersję. Bo w grudniu zawiesza głosowanie nad dotacją dla Ruchu z powodu nieobecności prezesa Siemianowskiego, tłumacząc: „Liczyliśmy, że zapoznamy się z sytuacją finansową klubu, poznamy niuanse”. Miesiąc później zaś Andrzej Kotala mówi: „Chyba pierwszy raz od 10 lat wiemy, co się w Ruchu dzieje. Przewodniczący rady nadzorczej Marcin Mańka na bieżąco informuje mnie o sytuacji finansowej, organizacyjnej”. No to jak to jest?

Prezydent nie byłby też sobą, gdyby nie sprawdził czujności słuchaczy. Narzeka, że dziś miasto przeznacza na Ruch 4 miliony złotych – bo do dotacji dolicza także koszt utrzymania obiektów i pieniądze z Alby, w której samorząd ma udziały – i wspomina, jak dekadę temu prezes Katarzyna Sobstyl prosiła go tylko o milion, czyli znacznie mniej niż obecnie. No i na ekstraklasę, a nie drugą ligę  Ale chwila – wtedy obiekty utrzymywały się za darmo?

Przy okazji – zgadzam się z radnym Tomaszem Piecuchem z PiS-u, który rzucił pomysł, by wydzierżawić klubowi obiekty i by utrzymywał je sam. Stawiam dolary przeciw orzechom, że w skali roku czyniłby to mniejszym kosztem niż obecne 1,1 mln zł. Ruch nauczył się żyć oszczędnie. Prezes Siemianowski na sesji dawał do zrozumienia, że mimo dotacji, w budżecie zostanie 700-tysięczna dziura, którą trzeba zasypać m.in. redukcją zatrudnienia. Uszczuplony został na przełomie roku dział komunikacji i marketingu.

**
Radny Piecuch denerwował się, że o tym, iż „Niebiescy” wnioskowali o 2,5 mln zł – właśnie o 700 tys. więcej niż przyznane 1,8 mln zł – dowiedział się po fakcie. To też pewien symbol. Przy radzie miasta działa przecież komisja kultury i sportu. Czy Ruch to faktycznie na tyle nieistotny podmiot dla Chorzowa, by nie zaprosić jego przedstawicieli z odpowiednim wyprzedzeniem na taką komisję – dajmy na to w październiku, listopadzie? Nie wysłuchać potrzeb? Nie zastanowić się wspólnie, jak wzajemnie sobie pomóc? Rozmawiać za zamkniętymi drzwiami, a nie urządzać pokazówki?

Zamiast tego jest trzymanie klubu na krótkiej smyczy. Z jednej strony radni czy prezydent Kotala chwalą pracowników spółki, a Seweryn Siemianowski słyszy, że jest najlepszym prezesem od lat. Z drugiej strony miasto na każdym kroku daje odczuć, kto pan, a kto cham, który tylko przyszedł po pieniądze. Nawet w tak prozaiczny sposób, jak nie wpuszczając klubowego operatora kamery na salę obrad (wiadomo, pandemia!) i kierując go na balkon. Chyba po to, by kadrując mógł sobie slalomować między żyrandolami.

Dotacja została przegłosowana, ale gdyby trzeba było znów dokręcić śrubę, to miasto nie będzie miało z tym problemu. Termin wykupu akcji za te niecałe dwie bańki nie został publicznie sprecyzowany. Przecież w grudniu nadal będzie 2022 rok…

**
Bez odpowiedzi można zostawić dziś pytanie, czy ta relacja ma szansę przestać być toksyczna. Zastanowić się nad tym muszą nie tylko najważniejsi w mieście, ale i na trybunach. W to, że wybory 2023 gruntownie przetasują samorządowe chorzowskie karty, wierzę równie mocno, co w rychłe powstanie nowego stadionu przy Cichej. Może kiedyś trzeba będzie przekalkulować, czy opłaca się bezustannie kąsać tę rękę, która mimo wszystko nadal karmi najmocniej. Może nie tak, jak by się chciało, ale na tyle, by nie zdechnąć z głodu.

Zacznijcie wszyscy, w tak niedużym mieście, szanować się wewnątrz, bo nikt was nie będzie szanował na zewnątrz. Dość już przedszkola. Może teraz pora do Opola – czyli pierwszej ligi?


Fot. Łukasz Sobala/PressFocus