Scenariusze awansu. A może z… pierwszego miejsca?!

Skoro remisuje się z Hiszpanią na jej terenie, to nie sposób nie wierzyć, że można pokonać Szwedów. Ci jednak sporo argumentów mają po swojej stronie.


Jakub Moder, pomocnik reprezentacji Polski, był jedynym zawodnikiem, który nie wziął udziału w pierwszym po powrocie z Sewilli treningu reprezentacji Polski w Gdańsku. – Kuba doznał lekkiego urazu kolana. Miał już badanie USG, które nic nie wykazało. Pojawiła się jednak opuchlizna i zawodnik będzie miał jeszcze rezonans magnetyczny. Wtedy dowiemy się na pewno, czy nie stało się nic niepokojącego – powiedział wczoraj Jakub Kwiatkowski, rzecznik PZPN-u, który podkreślił, że normalnie trenował Jan Bednarek.

Przypomnijmy, że środkowy obrońca urazu doznał w końcówce meczu z Hiszpanią i nie dograł do końca spotkania. Pojawiły się informacje, że stoperowi Southamptonu odnowił się uraz mięśnia pośladkowego, z powodu którego opuścił kilka treningów przed meczem ze Słowacją. Ale skoro 25-latek brał udział we wczorajszych zajęciach, to można założyć, że na mecz ze Szwecją powinien być do dyspozycji Paulo Sousy. Warto jeszcze dodać, że Łukasz Fabiański – który znalazł się w kadrze meczowej na starcie w Sewilli – nadal pracuje indywidualnie.

Zmęczenie bez znaczenia?

„Biało-czerwoni” powrócili z Andaluzji – bez kwestii – silniejsi pod względem mentalnym. Skoro remisuje się z Hiszpanią na jej terenie, to trudno nie wierzyć w to, że można pokonać Szwecję i odwrócić losy tego turnieju, który dokładnie tydzień temu, czyli we wtorek po meczu ze Słowacją, wydawał się dla nas przegrany.

– Nawet, kiedy przegrywaliśmy, wierzyliśmy, że możemy wywieźć ten punkt. I to się udało – oto słowa [Roberta Lewandowskiego], jakby na potwierdzenie wcześniejszego stwierdzenia. – Ten turniej dopiero teraz się dla nas zaczyna – Kamil Glik, czyli jeden z bohaterów z La Cartujy, postawił sprawę w ten sposób, a my chcielibyśmy, by stadion w Sewilli stał się naszym „Wembley XXI wieku”. Przecież 48 lat temu też wszystko zaczęło się od… remisu na terenie przeciwnika, który miał nas zmiażdżyć, choć jeszcze nie podczas samego turnieju.

Wiara wśród piłkarzy to jedno, ale wszyscy zdajemy sobie sprawę, że przeciwko Szwedom w Sankt Petersburgu będzie piekielnie trudno. Bo nie wygraliśmy z nimi od 30 lat, czyli nam nie leżą. Bo na pewno nie byli tak zmęczeni po meczu ze Słowacją, jak my po starciu z Hiszpanami, a na dodatek odpoczywali przed kolejnym spotkaniem – uwaga – 30 godzin dłużej od nas! I wreszcie, bo po poprzednim starciu nie musieli ruszać się z Sankt Petersburga, a my przemierzyliśmy całą Europę w dwie strony.

Jakub Wawrzyniak, były reprezentant Polski, po sobotnim spotkaniu powiedział, że wszystko to… nie ma znaczenia, bo mówimy o profesjonalnych piłkarzach i sztabie szkoleniowym, który przeprowadzi odpowiedni proces regeneracji. I tego się trzymajmy. A jakby na dowód przypomnijmy, że na Euro 2016 przed meczem 1/8 finału ze Szwajcarią rywal odpoczywał od nas – uwaga – 45 godzin dłużej! Szwajcarię wyeliminować się jednak – i to po dogrywce i karnych – udało.

Szwedzi nie lubią piłki

Od razu dodajmy jeszcze jeden czynnik, który w meczu tym nie musi sprzyjać, ale nie tylko nam. W momencie rozpoczęcia spotkania na Stadionie Kriestowskim temperatura powietrza ma wynosić… 30 stopni Celsjusza, czyli – o dziwo – będzie dużo cieplej, aniżeli było w Sewilli. Szwedom jednak taka pogoda, z wiadomych względów, niekoniecznie musi pasować. A co im pasuje? To, że rywal… ma piłkę przy nodze.

Według oficjalnych statystyk UEFA, „Trzy Korony” w dwóch meczach znajdowali się w posiadaniu futbolówki przez 34 procent czasu gry i zajmują pod tym względem ostatnie miejsce w klasyfikacji wszystkich uczestników turnieju. O ile taki scenariusz z Hiszpanią był do przewidzenia – sami go przerabialiśmy – o tyle przeciwko Słowakom posiadanie piłki ukształtowało się na poziomie 57:43 na korzyść zespołu, który przegrał.
Co z tego wynikło?

To, że Szwedzi są jednym z zaledwie trzech zespołów na turnieju – obok Włochów i Anglików – który nie stracił gola. Wbić im bramkę jest szalenie trudno, a na dodatek w meczu przeciwko nam nie muszą atakować. Remis ich urządza w pełni, choć i w przypadku porażki pewnie też awansują do 1/8 finału. Chcieliby jednak zakończyć fazę grupową bez porażki. Albo, co więcej, na pewnym pierwszym miejscu w grupie.

Do tego potrzebują zwycięstwa z nami i nie muszą oglądać się na drugi mecz. Z jednej strony mają komfort, a z drugiej mogą ugrać bardzo wiele. Coś, czego sami przed turniejem się pewnie nie spodziewali. Dlatego, jeżeli nasz zespół pokona jutro Szwecję i awansuje do 1/8 finału, to dokona rzeczy wielkiej, po tak fatalnym początku turnieju. A kto wie, czy nie większej niż remis w Sewilli z Hiszpanią.


Możliwe scenariusze

Reprezentacja Polski musi pokonać Szwecję w ostatnim meczu fazy grupowej Euro 2020, by awansować do 1/8 finału. Co dalej?


Słowacja zremisuje z Hiszpanią
Po meczu ze Słowacją takie założenia zabrzmiałoby niczym absurd, ale obecnie istnieje taka możliwość. Polska wyjdzie z grupy z pierwszego miejsca, jeżeli wygra różnicą dwóch bramek, a w meczu Hiszpania – Słowacja padnie remis. Możliwe jest zwycięstwo jedną bramką, ale przy założeniu, że Polacy strzelą Szwedom o dwa gole więcej, aniżeli Słowacy w starciu z Hiszpanami. Jeśli w tym meczu padnie np. wynik 1:1, to Szwedów musimy pokonać 3:2.

Słowacja wygra z Hiszpanią
Wtedy Słowacy na pewno zajmą pierwsze miejsce w grupie, a Polska drugie, bo będziemy mieć lepszy bezpośredni bilans ze Szwedami.

Słowacja przegra z Hiszpanią
Na logikę ten scenariusz wydaje się najbardziej prawdopodobny. Wtedy Hiszpania wygrywa grupę z pięcioma punktami, a my zajmujemy drugie miejsce, bo – jak wyżej – mamy lepszy bilans bezpośredni ze Szwecją.


Fot. Piotr Matusewicz/PressFocus