Skro, czapka z głowy!

Sensacja w Gdyni. Pełniący rolę gospodarza częstochowski beniaminek dzięki mądrej obronie i skutecznej grze w przodzie rzucił na łopatki aspirującą do awansu Arkę.


Awansując na zaplecze ekstraklasy Skra napisała przepiękną historię, ale nie odłożyła długopisu i robi wszystko, by dorzucić jeszcze kolejny rozdział. Drużyna zbudowana za pieniądze nieporównywalnie mniejsze od rywali, niechciana w Częstochowie, niedysponująca spełniającym wymogi stadionem i trenująca na co dzień w Blachowni, zawstydza dużo możniejszych rywali. Punktowała na 5 z 8 wyjazdów, tylko na dwóch pierwszych straciła więcej niż 1 gola, wracała z tarczą z Rzeszowa i Głogowa, a dzisiaj mogła cieszyć się z drugiego z rzędu zwycięstwa.

Długo cierpieli

Choć odniosła je w Gdyni, to wystąpiła tam w… roli gospodarza, bo tak dogadała się z Arką. Mierzący w ekstraklasę miejscowi, którzy kilka dni wcześniej rozbili GieKSę, przez większość meczu mieli optyczną przewagę, przez 70 procent czasu posiadali piłkę, ale oddali mniej celnych strzałów. Beniaminek przeciwstawił im się mądrą, konsekwentą defensywą oraz skuteczną grą z przodu, wykorzystując przy tym stałe fragmenty oraz kontry.

– Długo „cierpieliśmy” w drugiej połowie, by ostatecznie, w siedmiogodzinnej drodze powrotnej świętować kolejne 3 punkty, tym razem zdobyte na „stadionie Skry” w Gdyni – cieszył się na Twitterze [Piotr Wierzbicki], wiceprezes klubu z Częstochowy.

Burza gwizdów

Była taka scenka po upływie pierwszego kwadransa: piłka po nieudanej akcji Arki znalazła się przy Mateuszu Kosie. Bramkarz Skry nie kwapił się jednak, by ją łapać i wznawiać grę – poczekał, aż dotruchta do niego Maciej Rosołek. Gdyński napastnik z niedowierzaniem aż rozłożył ręce… To obrazowało nastawienie częstochowskiej drużyny do tego meczu, respekt dla przeciwnika. Dlatego trudno było spodziewać się, jak poukłada się dalsza część I połowy. Skra otrząsnęła się z dużej przewagi Arki, notowała sporo przechwytów, wyprowadzała szybkie ataki. Prowadzenie objęła za sprawą Szymona Szymańskiego, który głową wykończył dośrodkowanie Marcina Stromeckiego z rzutu rożnego. Częstochowianie grali na tyle umiejętnie, że jeszcze przed przerwą mogli podwyższyć. Nie dziwiło, że schodzących do szatni gdynian po 45 minutach pożegnała burza gwizdów.

Piękne wspomnienia

W II połowie dominacja Arki nie podlegała dyskusji, tyle że nie przekładała się na stuprocentowe okazje. Bez zarzutu spisywał się Kos, dlatego Andrzej Bledzewski, trener bramkarzy Skry pochodzący z… Gdyni, mógł czuć satysfakcję. Nawet gdy nie był zmuszony do interwencji, to pomagało trochę szczęścia – jak wtedy, gdy po zagraniu Christiana Alemana piłka odbiła się od Krzysztofa Napory i słupka.

Jak wykorzystywać okazje, pokazała Skra, bo zamieniła na gola tę pierwszą, którą wypracowała po przerwie. Sprawny kontratak wykończył wprowadzony z ławki Kamil Wojtyra, obsłużony przez Piotra Noconia. I choć gdynianie byli jeszcze w stanie złapać kontakt za sprawą dośrodkowania Huberta Adamczyka i strzału Karola Czubaka, to więcej bramek już nie padło. Sensacja stała się faktem. Teraz przed Skrą wyjazdy na Widzew i – pucharowy – na Lecha. Stadionu dziś nie ma, ale za to jakie podróże i wspomnienia…


Skra Częstochowa – Arka Gdynia 2:1 (1:0)

1:0 – Szymański, 20 min, 2:0 – K. Wojtyra, 77 min, 2:1 – Czubak, 82 min

SKRA: Kos – Brusiło Krzyżak, Mesjasz, Winiarczyk – Stromecki, Szymański – Napora, Nocoń, Kwietniewski (61. Niedbała) – Mas (71. K. Wojtyra). Trener Jakub DZIÓŁKA.

ARKA: Krzepisz – Hiszpański (65. Marcus), Marcjanik, Dobrotka, Kasperkiewicz – Deja, Adamczyk – Żebrowski (46. Stępień), Aleman, Kobacki – Rosołek (65. Czubak). Trener Dariusz MARZEC.

Sędziował Paweł Pskit (Łódź). Widzów 3181.
Żółte kartki: Kasperkiewicz – Napora

Mecz w Gdyni, Skra gospodarzem.


Na zdjęciu: Skra (na zdjęciu Łukasz Winiarczyk) mimo przeciwności punktuje w I lidze tak dobrze, że to się ledwo mieści w głowie!
Fot. Krzysztof Dzierżawa/Pressfocus