Śląsk Wrocław. Pięta achillesowa

W mijającym sezonie wyniki Śląska Wrocław w meczach wyjazdowych były – oględnie mówiąc – przeciętne.


W kończącym się sezonie mecze wyjazdowe były piętą achillesową wrocławskiego Śląska. Podopieczni, najpierw Vitezslava Laviczki, a później Jacka Magiery, na obcych boiskach odnieśli tylko cztery zwycięstwa. Za kadencji czeskiego szkoleniowca wygrali tylko z Wisłą Kraków (3:1) i Podbeskidzie Bielsko-Biała (2:0), gdy stery drużyny przejął „Magic”, wrocławianie rozprawili się z Jagiellonią Białystok (1:0) i Wartą Poznań (3:2).

Odbudowa psychiczna

Bardzo cenna i ważna była wygrana z beniaminkiem z Poznania, który jest prawdziwą rewelacją rozgrywek, a jego trener Piotr Tworek nominowany w kategorii „Najlepszy trener sezonu”. Jednym z najlepszych aktorów niedzielnego spektaklu w Grodzisku Wielkopolskim był pomocnik Śląska, Robert Pich.

– Cieszymy się z tego wyniku, bo naprawdę było ciężko – powiedział niespełna 33-letni Słowak.

– Straciliśmy bramkę po wrzucie z autu, a I połowa nie wyglądała tak, jak byśmy chcieli, choć stworzyliśmy sobie sytuacje do strzelenia bramki. Psychicznie to było ciężkie. W II połowie dobrze wychodziły sytuacje, o których rozmawialiśmy, jakie były założenia na ten mecz. Chcieliśmy zmieniać strony i po tych zmianach właśnie skorzystaliśmy z przestrzeni i strzeliliśmy bramki.

Myślę, że bardzo ważne było to, że cała drużyna walczyła. Do końca walczyliśmy o trzy punkty, które są bardzo ważne dla nas. Jak mówię, nie był to łatwy mecz i dlatego szacunek dla całej drużyny. Jakie słowa padły w szatni w przerwie? Nie chcieliśmy przegrać po takiej bramce z autu, powiedzieliśmy sobie, że zmiany stron muszą być i że sytuacje, które mieliśmy w I połowie, jeszcze przyjdą, jeżeli tak będziemy grać. I one przyszły, a co ważniejsze – wykorzystaliśmy je. Na pewno dużo optymizmu dała nam pierwsza bramka, grało się nam dużo lepiej, każdy poczuł, że możemy wygrać.

Karygodne zachowanie

Powody do zadowolenia (o czym później) miał również lewy obrońca wrocławian Dino Sztiglec.

– Myślę, że w I połowie zagraliśmy naprawdę bardzo dobrze, ale, niestety, straciliśmy gola po wrzucie z autu. Takie rzeczy nie mogą się zdarzać, musimy być bardziej skoncentrowani. W przerwie mieliśmy jednak świadomość, że gramy dobrze i możemy odwrócić losy spotkania. Jesteśmy szczęśliwi, że spotkanie zakończyło się wynikiem 3:2 dla nas. Zawsze mamy konkretny plan na mecz: co, jak i dlaczego na boisku robimy. Dokładnie wiedzieliśmy, co musimy zrobić, aby wygrać z Wartą. Najważniejsze, że wróciliśmy do Wrocławia z kompletem punktów i wciąż mamy szansę na czwarte miejsce w tabeli na mecie, które daje grę w europejskich pucharach.

W ostatnim czasie dużo rozmawiamy o powrocie kibiców na trybuny. Bardzo się cieszymy, że wreszcie przed nimi zagramy i dlatego też jestem przekonany, że z ich wsparciem odniesiemy zwycięstwo w ostatnim meczu tego sezonu ze Stalą Mielec. Musimy iść za ciosem. Narodziny dzieci to najważniejsze momenty w życiu. Moja córka Nina przyszła na świat tydzień temu i są to dla mnie bardzo emocjonujące dni. Dlatego dziękuję chłopakom z drużyny za „kołyskę” po bramce Erika. Dedykuję to zwycięstwo mojej córeczce, to dla mnie niesamowity dzień, zapamiętam go na długo.


Czytaj jeszcze: Hiszpan zbliża do Europy

Scalet „na wylocie”

Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że po zakończeniu bieżącego sezonu ze Śląskiem pożegna się francuski pomocnik, Mathieu Scalet. Piłkarz, który ma również polskie obywatelstwo, przeniesie się do innego klubu ekstraklasy. Nieoficjalnie mówi się, że zainteresowane jego usługami są min. Warta Poznań, Stal Mielec i… Podbeskidzie Bielsko-Biała, o ile utrzyma się w PKO Ekstraklasie.

W tym sezonie 24-letni Scalet zagrał w 14. meczach ekstraklasy, w których strzelił dwa gole – w meczach z Lechem Poznań (3:3) i Wisłą Kraków (1:1). Po raz ostatni pojawił się na murawie 20 kwietnia, w zwycięskim (4:3) meczu wrocławian z Podbeskidziem. Jak widać, urodzony we francuskim Annemasse zawodnik nie ma najwyższych notowań u trenera Magiery.

W Śląsku pozostanie natomiast utalentowany stoper Konrad Poprawa, który nie dał się skusić warszawskiej Legii i pozostanie na „starych śmieciach”. Decyzja wydaje się logiczna, bo na Łazienkowskiej miałby o wiele mniejsze szanse regularnej gry niż w zespole z Wrocławia. Dla 23-letniego zawodnika to silny argument, ważniejszy chyba niż wyższy kontrakt, który na pewno dostałby w zespole mistrza Polski.


Na zdjęciu: Obrońca Śląska Dino Sztiglec (z prawej) cieszy się, że jedną z bramek w meczu z wartą koledzy zadedykowali… jego nowo narodzonej córce.

Fot. Paweł Jaskółka/PressFocus