Steblecki wreszcie poszedł w górę

– To dla mnie dużo lepsza runda niż ta jesienna, kiedy grałem mniej. Trudno nazwać to moje pierwsze półrocze w Tychach okresem adaptacyjnym, ale teraz złapałem większy luz. Dobrze zrobił mi odpowiednio przepracowany okres przygotowawczy. Czuję się dobrze piłkarsko i fizycznie. Już w sparingach widziałem, że daję jakość, a trener na mnie stawia, co popychało do przodu – tłumaczy Sebastian Steblecki, który wreszcie znalazł się na wznoszącej. Od pewnego czasu jego piłkarska droga przypominała pikowanie.

Coś było nie tak…

Po 1,5 rocznej przygodzie z holenderską Eredivisie (13 występów i 2 gole w klubie SC Cambuur-Leeuwarden), w 2016 roku środkowy pomocnik wrócił do Polski. W Górniku Zabrze przeżył gorycz degradacji. Potem zaliczył dobry sezon w Cracovii (2016/17), ale już jesień 2017 była dla niego zupełnie nieudana. Nie odnalazł się też w I-ligowej Chojniczance, z której ostatniego lata przeniósł się do Tychów. W poprzedniej rundzie częściej był jednak rezerwowym niż zawodnikiem pierwszego składu.

– To było zastanawiające. Grałem za granicą, w solidnej lidze, rozegrałem swoje w ekstraklasie, mam duże doświadczenie. Było więc poczucie: „Kurde, coś jest nie tak!?”. Przecież dawałem sobie radę na wyższym poziomie i to nie było tak dawno. A to przecież jak jazda na rowerze, pewnych rzeczy po prostu się nie zapomina. Forma to składowa wielu czynników. Podczas swojego ostatniego półrocza w Cracovii praktycznie nie grałem.

Potem w Chojnicach brakowało liczb, co wpłynęło na mój początek w Tychach. Letni okres przygotowawczy miałem szarpany. Dojechałem do drużyny dopiero na obóz, mając wcześniej przez dwa tygodnie zaprzątniętą głowę, bo po odejściu z Chojnic brakowało konkretnych propozycji. Udało się sfinalizować przejście do GKS-u. Początkowo występowałem regularnie, lecz nie było fajerwerków, a jesień dogrywałem z ławki. Najważniejsza była właściwie przepracowana zima. Co prawda wiosnę zaczęliśmy od porażki i słabej gry ze Stomilem, gdzie dostałem w 65 minucie zmianę, ale miejsce w podstawowym składzie utrzymałem i z tego się cieszę. Najważniejsze, że w czterech ostatnich meczach nie przegraliśmy, idziemy do przodu – podkreśla Steblecki.

Śledzi hokejowy finał

Jego ojciec, Roman, był przed laty znakomitym hokeistą. Syn śledzi oczywiście rywalizację o mistrzostwo Polski między Tychami a Cracovią. – To dla mnie wymarzony finał. Na którymś meczu po prostu muszę się pojawić! Grają dwa kluby będące istotną częścią mojego życia. W Cracovii spędziłem bardzo długi czas, teraz jestem w Tychach i z tego się cieszę, bo żyje tu fajna społeczność. W telewizji rzecz jasna oglądam hokej; również dlatego, że tacie zdarza się komentować mecze w TVP. Patrzę i słucham taty, pilnując, czy nie plącze mu się język – śmieje się „Stebel”.

Na zdjęciu: Sebastian Steblecki śledzi obecnie nie tylko Fortuna 1 Ligę, ale też zmagania hokejowe.