Szampany wróciły do Tychów. Niespodziewane zwycięstwo GKS-u Katowice

Miało być święto, szampan miał lać się strumieniami, bo tyszanie mieli dziś fetować mistrzostwo. A tymczasem rywalizacja wraca do Tychów. Hokeiści Tauronu KH GKS-u Katowice tym razem pokazali skuteczność i odprawili faworytów z kwitkiem. – Jedziemy dalej walczyć – krzyczeli jeden przez drugiego katowiczanie. Szampany powędrowały do Tychów, bo święto należało odłożyć. Kto skazywał katowiczan na przegraną, ten musi teraz być niezwykle ostrożny w wypowiedziach, bo ta rywalizacja wcale nie musi się skończyć w czwartek.

Przed spotkaniem wielu „fachowców” spekulowało, że tyszanie zamierzają świętować w czwartek na własnym lodowisku. Z tyskiego obozu jednak nadchodziły wyraźne sygnały, że nie ma takiej opcji, bo wiemy jak w przeszłości kończyły się takie historie. Weźmy choćby poprzedni sezon, kiedy to tyszanie po meczu w Krakowie prowadzili w finale z „Pasami” 3-1 i mieli spotkanie we własnej hali. Skończyło się 3-4, bo przegrali trzy mecze z rzędu, w tym dwa u siebie. To była bolesna lekcja i tyszanie ją doskonale pamiętają.

Jednak wysoka stawka meczu wyraźnie wpłynęła deprymująco na gości, którzy zaczęli bojaźliwie. I dość szybko zostali skarceni. Marek Strzyżowski wygrał wznowienie i krążek trafił do Dawida Majocha. Ten niewiele się namyślając strzelił i „guma” znalazła się w siatce. John Murray nie miał nic do powiedzenia, ale wówczas nie przypuszczał, że im dalej w las, tym będzie zdecydowanie… trudniej. Katowiczanie uwierzyli w swoje umiejętności i zdecydowanie więcej czasu przebywali w tercji rywala. W 9 min „Satelitą” znów wstrząsnął okrzyk radości. Martin Czakajik strzelał z niebieskiej, zaś niezawodny Tomasz Malasiński przekierował krążek, który trafił ponownie do siatki. Przypadek? Chcielibyśmy więcej takich przypadków w meczach o najwyższą stawkę, chociażby podczas mistrzostw świata w Budapeszcie.

W szeregach tyskich konsternacja, bo chyba w najczarniejszych scenariuszach nie przewidzieli, że po inauguracyjnej tercji będą przegrywali 0:2. A ponadto tyszanie rzadko przebywali pod bramką gospodarzy i Shane Owen nie miał wiele pracy. W tej potyczce inicjatywa należała do gospodarzy i swoją dominację potwierdzili kolejnymi golami. W 26 min Jesse Rohtla wygrał kolejne wznowienie i krążek trafił do Duszana Deveczki, a ten niezwykle precyzyjnym uderzeniem zdobył kolejnego gola. Jeżeli prowadzi się 3:0, to przy tej klasie drużyn nie ma się prawa przegrać meczu. Dobrą grę gospodarze ukoronowali kolejnym trafieniem, Andreja Themara w przewadze. Gospodarze poczuli się pewnie i to ich zgubiło, bo popełnili błędy w ustawieniu i pod koniec tercji Jarosław Rzeszutko zdobył gola, którego można było uniknąć.

Przed ostatnią odsłoną tyszanie mieli cień nadziei, ale nic nie wskazywało by się z tych tarapatów mogli wygrzebać. Kiedy jednak Rzeszutko wykorzystał przewagę i zdobył bramkę, w tyskim boksie oraz na lodzie zapanowało ożywienie. Akcje znów nabrały tempa i kolorytu. Goście częściej przebywali w strefie rywala i próbowali wszelkimi sposobami odrobić straty. Ta sztuka im się nie udała i teraz kolejna okazja do świętowania będzie już na własnym lodzie. I niemal na zakończenie ponownie zostali skarceni podczas gry w osłabieniu, bo znów Deveczka wpisał się na listę strzelców.

– Taki gol jakiego strzeliłem zdarza się raz na milion, bo sytuacja była niezwykle trudna – stwierdził uśmiechnięty Dawid Majoch. – To trafienie dodało nam pewności siebie, w końcu zaczęliśmy trafiać i to jest budujące. Jedziemy do Tychów, by walczyć o kolejne zwycięstwo. I powiem tak: nie stoimy na straconej pozycji.

– Katowiczanie wykorzystali nasze błędy i I tercja zakończyła się 0:2. Wcale nie czujemy się zaskoczeni, że ten mecz się potoczył tak, a nie inaczej, bo przecież to play off. Teraz podejmujemy rywala w Tychach i chcielibyśmy już zakończyć tę rywalizację – stwierdził tyski napastnik, Jarosław Rzeszutko.

Katowiczanie w dwumeczu w Tychach nie mieli szczęścia, bo okazji do zdobycia gola było sporo, a wyjeżdżali z zerowym kontem. We dzisiejszej potyczce mieli tego szczęścia aż nadto, bo wszystkie gole padły w najmniej oczekiwanych momentach.

 

TAURON KH GKS KATOWICE – GKS TYCHY 5:2 (2:0, 2:1, 1:1)

1:0 – Majoch – Strzyżowski (2:23), 2:0 – Malasiński – Czakajik (8:44), 3:0 – Deveczka – Rohtla (25:10), 4:0 – Themar – Wronka – Grof (31:25, w przewadze), 4:1 – Rzeszutko – Jachym (38:13), 4:2 – Rzeszutko – Menciuk – Huovinen (49:37, w przewadze), 5:2 – Deveczka – Rohtla – Vozdecky (56:48, w przewadze).

Sędziowali: Paweł Breske (Jastrzębie Zdrój) i Paweł Meszyński (Warszawa) – Sławomir Szachniewicz i Wojciech Moszczyński (obaj Toruń). Widzów 1300.

TAURON: Owen; Wanacki – Czakajik, Grof – Krawczyk, Deveczka – Martinka; Łopuski – Rohtla – Vozdecky, Themar – Krężołek – Strzyżowski (8), Malasiński (2) – Wronka – Fraszko, Majoch, Dalidowicz. Trener Tom COOLEN.

TYCHY: Murray; Pociecha – Ciura, Górny – Bryk, Kolarz – Jachym, Kotlorz; Witecki – Menciuk – Galat, Kogut – Rzeszutko – Gościński, Szczechura (2) – Cichy (2) – Huovinen (2), Jeziorski – Komorski – Klimenko (2), Bepierszcz (2). Trener Andrej GUSOW.

Kary: Tauron – 10 min, Tychy – 10 min.

Stan rywalizacji 1-3. Następne spotkanie w najbliższy czwartek o godz. 18.00 w Tychach.