Alarm w Zabrzu!

Meczu z Jagiellonią, która po wygranej w Zabrzu 3:1 stała się nowym liderem ekstraklasy, Górnik wcale nie musiał przegrać. Spotkanie ułożyło się przecież dla zespołu Marcina Brosza więcej niż dobrze, bo już po trzech minutach i trafieniu niezawodnego Igora Angulo prowadzili 1:0. W pierwszej połowie rywal z Podlasia był bezradny. Starał się jak mógł szarpiący na skrzydle Arvydas Novikovas, ale wobec dobrej organizacji gry gospodarzy w defensywie i w środku pola, gdzie dobrze spisywał się duet środkowych pomocników Szymon Matuszek – Maciej Ambrosiewicz, Jaga niewiele była w stanie zdziałać.

Błędy taktyczne i piłkarskie

Tak było w I połowie i w pierwszych minutach drugiej części. Potem wyrównujący gol zdobyty przez słoweńskiego napastnika białostocczan Romana Bezjaka sprawił, że wszystko runęło jak przysłowiowy domek z kart. Zaraz po trafieniu snajpera gości do siatki trafił strzałem z dystansu Novikovas. Wprawdzie w końcówce zabrzanie starali się jeszcze odrobić straty, dobrą okazję miał Jesus Jimenez, ale losów meczu nie udało się już odwrócić.

Po spotkaniu zapytaliśmy kapitana zespołu Szymona Matuszka o to, co stało się z drużyną? – Chcieliśmy dalej grać to samo, co było wcześniej i wypełniać te założenia, które gdzieś tam były nakreślone przez trenera, a które dobrze realizowaliśmy. Nie zakładaliśmy, że tak się to później wszystko potoczy. Popełniliśmy błędy taktyczne i piłkarskie, które przeciwnik wykorzystał swoją jakością oraz umiejętnościami – tłumaczy jeden z najbardziej doświadczonych zawodników jedenastki z Zabrza.

Gra u siebie nie pomaga

Kapitana Górnika pytamy, czy pierwszy stracony gol na początku drugiej połowy był takim newralgicznym momentem niedzielnego starcia? – Ciężko powiedzieć. Cała drużyna tutaj zawiniła, trzeba to było wziąć na klatę i zacząć odrabiać wynik. Niestety, tak się nie stało. To rywal poszedł za ciosem i zanotował kolejne trafienie. Jest to przykre, bo po raz kolejny w tym sezonie jesteśmy pokonani u siebie – smuci się Matuszek.

Zabrzanie faktycznie mają się czym martwić, z pięciu rozegranych meczów w tym sezonie u siebie nie wygrali ani jednego, notując przy tym trzy remisy i zaliczając dwie porażki z Lechią i teraz z Jagiellonią. Tylko Wisła Płock nie zwyciężyła w obecnych rozgrywkach przed własną publicznością. Piłkarzom nie pomaga póki co doping fanów, którzy mimo kiepskich wyników, w dużej ilości pojawiają się na stadionie im. Ernesta Pohla. Przedwczoraj przyszło ich prawie 12 tysięcy, co było najlepszym wynikiem na ligowych stadionach w 9 kolejce.

– Kiedy mecz się zaczyna, to każdy jest gdzieś tam pozytywnie nabuzowany. Na początku spotkania z Jagiellonia wróciły te pozytywne aspekty naszej dobrej gry z pierwszego sezonu po awansie do ekstraklasy. Często wygrywaliśmy i to nas napędzało. Teraz niestety jest inaczej – mówi Matuszek.

Wnikliwa analiza

Teraz przed jedenastką z Zabrza, która niebezpiecznie z kolejki na kolejkę przybliża się do dołu ligowej tabeli, derbowe starcie z Piastem w Gliwicach w sobotę. Jak będzie przy Okrzei? – Mamy parę dni, żeby jak najlepiej przygotować się. Każdy musi przeanalizować swoją grę, jak i całej drużyny, wyciągnąć wnioski i przeanalizować wszystko, bo innej drogi nie ma – podkreśla kapitan 14-krotnego mistrza Polski.