Tanżyna: Szansa na spełnienie marzeń

Maciej GRYGIERCZYK: Gdyby ktoś powiedział w grudniu, że ani nie wyląduje pan w ekstraklasie, ani nie przedłuży umowy w Tychach, a przeniesie się do drugiej ligi, to pewnie trudno byłoby uwierzyć?

Daniel TANŻYNA: – Trudno się nie zgodzić. Życie lubi zaskakiwać. Podpisałem umowę w drugiej lidze, ale nie byle gdzie, a w wielkim klubie, mającym bogatą historię, tradycje i perspektywy.

Kiedy otrzymał pan pierwszy sygnał z Widzewa?

Daniel TANŻYNA: – Kilkanaście dni temu. Wybierałem się akurat do przyjaciół do Gdyni i odebrałem telefon, czy… mogę wysiąść z pociągu w Łodzi, bo włodarze i trenerzy Widzewa chcą się ze mną spotkać. Oczywiście skorzystałem. Rozmowa była bardzo konkretna. Przedstawiono mi fajną wizję, ciekawy projekt. Padło krótkie pytanie – czy chcę w nim uczestniczyć. Przespałem się z tym przez następny weekend, a potem pozostało dograć szczegóły. Mimo, że to druga liga, od razu wziąłem to bardzo na poważnie. Na mecze chodzi po 17 tysięcy ludzi, grać dla takiej publiki to jest coś. Idę do Widzewa, by pomóc najpierw w awansie do pierwszej ligi, a potem – do ekstraklasy. Tam jest miejsce tego klubu.

Podpisał pan kontrakt ważny od 1 lipca. Jest w ogóle sens pytać, czy chciałby pan przenieść się do Łodzi już teraz?

Daniel TANŻYNA: – Kluby dogadują się. Prawdopodobnie będzie tak, że dojdą do porozumienia i wiosnę spędzę w Widzewie.

Tej zimy cieszył się pan zainteresowaniem innych, prawda?

Daniel TANŻYNA: – Dosyć dużym. Rozmawiałem z klubem z ekstraklasy i trzema pierwszoligowcami. Sprawy biegły swoim torem, aż nagle jak królik z kapelusza wyskoczył Widzew. Bardzo spodobała mi się wielka determinacja klubu. Włodarze byli bardzo konkretni i zaangażowani w to, żeby mieć mnie u siebie jak najszybciej.

Naprawdę Widzew złożył ciekawszą propozycję niż klub ekstraklasowy?!

Daniel TANŻYNA: – Skoro z niej skorzystałem… Ekstraklasa to moje marzenie. Mam 29 lat. Podpisując kontrakt w Łodzi zdaję sobie sprawę, że moją jedyną drogą na najwyższy szczebel jest teraz Widzew. To mnie napędza do ciężkiej pracy. Nie zadebiutowałem w ekstraklasie i mam nadzieję, że będzie mi to dane w Widzewie.

Czy dużo zabrakło, aby przedłużył pan kontrakt w Tychach?

Daniel TANŻYNA: – GKS przedstawił swoją ofertę. Widocznie czegoś zabrakło. Podjąłem decyzję, że najbliższe lata spędzę w Łodzi. Z GKS-em chcę rozstać w eleganckiej atmosferze. Przeżyłem tu wiele fajnych chwil, wygranych derbów. Z Tychami kojarzyć mi się będą pozytywne emocje. Mam nadzieję, że dałem kibicom trochę radości. Dobrze mi się żyło w tym mieście. Teraz przyszła pora na nowe wyzwania.

„Nie byliśmy w stanie spełnić oczekiwań finansowych Daniela” – takie słowa Krzysztofa Bizackiego zacytowała oficjalna strona GKS-u…

Daniel TANŻYNA: – Nie do końca tak było. Pieniądze nie były kwestią nadrzędną. Bo tak naprawdę, co mi po nich? W życiu chodzi o to, żeby coś… przeżyć, mieć jakieś wspomnienia. Chcę być fair w stosunku do GKS-u. Podejmując decyzję, bardzo szybko zadzwoniłem do działaczy, by dowiedzieli się pierwsi.

Przyznam się szczerze, że wyobrażałem sobie w Tychach awans. Po wiośnie pod wodzą trenera Tarasiewicza miałem bardzo rozbudzony apetyt. W żadnym klubie nie miałem takiej rundy. Otarliśmy się o awans. Latem otrzymałem oferty z ekstraklasy, ale klub je odrzucił.

Miałem nadzieję, że zrobimy dobry wynik, będziemy walczyć o ekstraklasę. Życie potoczyło się jednak tak, że jesteśmy w środku stawki. Można powiedzieć, że zostawię GKS w bezpiecznym miejscu. Tak naprawdę nie grozi teraz ani awans, ani spadek. Opuszczam Tychy ze spokojną głową, ale i niedosytem.

Dwa awanse do pierwszej ligi – z Rozwojem i Tychami – już pan zrobił.

Daniel TANŻYNA: – Hasła „do trzech razy sztuka” nie użyję, bo po prostu chcę, by ta sztuka powiodła się po raz trzeci. Czasem trzeba zrobić jeden krok w tył, by wykonać dwa do przodu. Tak traktuję przeprowadzkę do Widzewa. Gdy w 2015 roku po awansie odszedłem z Rozwoju, miałem oferty z trzech pierwszoligowych klubów. Przekalkulowałem jednak wszystko i uznałem, że wolę iść do drugoligowego GKS-u Tychy, bo na Śląsku, bo nowy stadion. Uznałem, że może zarobię mniejsze pieniądze, ale mam szansę zrobić coś fajnego.

Przez pryzmat czasu mogę powiedzieć, że była to dobra decyzja. Wygrane derby z Ruchem, Górnikiem czy Gieksą będę pamiętał do końca życia. Gdy ukazała się wieść o moich testach medycznych w Widzewie, pojawiło się wiele pozytywnych komentarzy, co mnie buduje. Jeden z kibiców napisał mi: „Nie zmieniaj się, bądź taki cały czas”.

Wierzę, że wypracowałem sobie tu markę i zostawiam po sobie dobre wrażenie; że moje nazwisko w Tychach będzie kojarzyło się z dobrą grą i oddawaniem co mecz na boisku serducha. Długo nie zapomnę też historii związanej z meczem ze Stomilem Olsztyn.

To znaczy?

Daniel TANŻYNA: – Miałem zapadniętą kość jarzmową. W środę byłem u doktora. Zapytał mnie, kiedy mam mecz. Powiedziałem, że w sobotę o 17. Odparł: „Ja tu będę na ciebie czekał od 17 do 19”. Nie pomyślałby, że mogę zagrać! Zapewniłem trenera Szatałowa, że na sobotę jestem do dyspozycji. – Ty Dixon jesteś niemożliwy – odparł.

Bliscy też pytali mnie, czy chcę sobie zrobić krzywdę, ale decyzja była już podjęta. Musiałem zagrać, pomóc. Ubrałem maskę, strzeliłem gola. Potem w szatni było wesoło, śmialiśmy się, że jestem „tyski Zorro”. Gdy na spokojnie usiadłem, to uznałem, że rzeczywiście nie było to mądre, ale taki mam charakter. Tego się nie zmieni. Najważniejsze, że skończyło się happy endem.

Pan podobno nie odpuszcza sobie nawet na urlopie.

Daniel TANŻYNA: – Gdybym powiedział sam o sobie, że jestem tytanem pracy, to może byłaby to przesada. Wychodzę jednak z założenia, że człowiek uczy się całe życie i jeśli w coś wierzysz, to niezależnie od wieku jesteś w stanie się rozwinąć. W grudniu zawsze nadrabiam zaległości, odwiedzam znajomych, więc głowa się resetuje.

Równolegle jednak indywidualnie dużo pracuję. Gdy odpowiednio spożytkujesz zimę, to potem przez cały rok dobrze się czujesz. O, a tak odnośnie odwiedzania znajomych – jednym z tych, do których trzeba podjechać jest Daniel Mąka. Zaprzyjaźniliśmy się w 2011 roku w Polonii Bytom. Od tego czasu utrzymujemy kontakt. Teraz spotkamy się w Widzewie. Zadzwoniłem oczywiście, by zaczerpnąć opinii. Powiedział tylko: „Nawet się nie zastanawiaj, przyjeżdżaj!”.

Do Łodzi przychodzi pan jako czołowy zawodnik I-ligowej drużyny. Oczekiwania będą duże?

Daniel TANŻYNA: – Widzew to klub, gdzie zawsze jest presja. Już podpisując kontrakt czułem, jak wiele osób się tym interesuje. Oczekiwania? Będę takim samym „Dixonem”, jak w Tychach. Ciężko pracującym, pozytywnie podchodzącym do życia. Mam nadzieję, że charakterem, ambicją, postawą na boisku, zaskarbię sobie sympatię kibiców.

Ślązakowi trudno będzie opuszczać rodzinne strony?

Daniel TANŻYNA: – Jestem do tego regionu mocno przywiązany, ale przecież spędziłem już trzy lata na Dolnym Śląsku, w Legnicy. Nie mam problemów z aklimatyzacją w nowym miejscu. Jestem otwarty na ludzi. Rodzice trochę ubolewają, że na mecze teraz będą mieli dalej, ale gdy zobaczą stadion, otoczkę, na pewno z chęcią będą wracać.

Łódź od Śląska nie leży daleko. Przyznam się, że staram się nie marnować czasu nawet w aucie. W trasie słucham audiobooków, albo mądrych ludzi, trenerów mentalnych, publikujących swoje filmy na YouTube. Podróże nigdy nie są nudne. Mama śmieje się, że nigdy nie czytałem książek. Teraz jednak nie włączam telewizora, a czytam – żeby się rozwijać. O przygotowaniu motorycznym, o treningu. To wszystko może mi pomóc.

Mam też kilka swoich ulubionych powiedzeń, jak słowa Jana Pawła II: „musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od was nie wymagali”. Kontuzje przez które przechodziłem, stały pod znakiem hasła „nigdy się nie poddawaj”. Pamiętam też, że „pycha kroczy przed upadkiem, a pokora poprzedza chwałę”. To trzy dewizy, które zawsze będę miał przy serduchu.

Podobno pańskie przenosiny do Widzewa ucieszyły Marka Koniarka, z którym znacie się z Rozwoju.

Daniel TANŻYNA: – Zadzwoniłem do trenera w niedzielę wieczorem jadąc do Łodzi. Rozmowa – jak zawsze – była wesoła, bo to bardzo fajny człowiek. Pogadaliśmy sobie, trener śmiał się, bym tam o nim w klubie wspomniał. Odparłem, że przecież jest w Łodzi żywym pomnikiem i wszystkie drzwi ma otwarte. Do Widzewa przychodzi też Rafał Wolsztyński, więc będzie z kim w szatni „pogodać”.

Na zdjęciu: Nie udało się z Tychami, może wyjdzie w Łodzi? Daniel Tanżyna chce z Widzewem wywalczyć dwa awanse!