Tarasiewicz: Panie sędzio tak nie wolno gwizdać!

 

Zacznijmy od końca. Za co dostał pan czerwoną kartkę po ostatnim gwizdku sędziego?

Ryszard TARASIEWICZ: – Czerwona kartka dla mnie to efekt tego, że powiedziałem sędziemu, że niesłusznie podyktował karnego, a po drugie uważałem, że w początkowej fazie ostatniej kontry Olimpii powinien odgwizdać faul dla nas.

Powiedziałem: Panie sędzio tak nie wolno gwizdać. Położyłem mu rękę na ramieniu, a on uważał, że to jest naruszenie nietykalności. Nie, nie, nie. Naprawdę jak zostanę kiedyś wyrzucony słusznie to jestem w stanie uderzyć się w piersi i przyznać, że zasłużyłem na kartkę.

Ani w Nowym Sączu, ani w meczu z Olimpią Grudziądz nie zasłużyłem na karę. Tym bardziej, że w meczu z Sandecją arbiter dał mi drugą żółtą kartkę nie wiedząc nawet z jakiego powodu.

Dlaczego przegraliście 2:3?

Ryszard TARASIEWICZ: – Trzeba to powiedzieć szczerze. Nie można w ten sposób tracić bramek przy pomocy sędziego. Taka jest prawda. Nie ma żadnego usprawiedliwienia. Prowadziliśmy 2:0 i strzeliliśmy trzeciego gola. Kristo główkował celnie, bo piłka odbiła się od wewnętrznej części poprzeczki i spadł metr za linią bramkową.

Nie wiem gdzie był sędzia boczny, ale trudno było tego nie zauważyć. To nie są detale. Po to się prowokuje przeciwnika do błędów, żeby tracił bramki. Owszem mieliśmy też wcześniej sytuacje do strzelenia goli. Nie gola, ale goli. Sześć albo siedem razy dochodziliśmy do sytuacji, w której po dośrodkowaniach nasi zawodnicy uderzali głową z szóstego metra i to powinno dać efekt bramkowy, ale przecież żaden zespół nie wykorzystuje wszystkich wypracowanych okazji.

Żaden zespół nie jest też w stanie grać bezbłędnie w obronie. Czy można było lepiej bronić? My w meczu z Olimpią broniliśmy dobrze. Graliśmy dobrze. Mieliśmy więcej okazji bramkowych i… no nie ma o czym dyskutować. Po uznanej bramce byłoby 3:0 dla nas i karnego też nie powinno być. Dwóch zawodników Olimpii zderzyło się w naszym polu karnym i jeden z nich upadł. Jak tu więc mówić o błędzie naszych zawodników? Za dużo był kontrowersji, które nie powinny mieć miejsca na tym poziomie.

Czy miał pan pretensje do Marcina Kowalczyka o błąd, który w 87 minucie gry dał rywalowi nadzieję?

Ryszard TARASIEWICZ: – Patrzymy na sytuacje na boisku przez pryzmat końcowego wyniku, ale ja nie będę rozpatrywał tego co się stało w kontekście błędów zawodników. Jako drużyna dobrze odpieraliśmy ataki przeciwnika.

Przydarzyła się nam jedna pomyłka. Jakby sędzia uznał nam prawidłowo zdobytą bramkę to ten gol rywali z 87 minuty byłyby trafieniem na 3:1. Gdyby nie karny podyktowany bez podstaw, to w doliczonym czasie gry byłoby 2:1 i nie musielibyśmy atakować. Gdyby… Ale z czystym sumieniem mówię, że powinniśmy prowadzić 3:0, bo strzeliliśmy trzeciego gola. W 90 minucie nie było podstaw do podyktowania karnego, z którego rywale wyrównali.

To są najważniejsze fakty i nie ma nad nimi dyskusji. Mówiłem to już kilka razy, ale jeszcze raz powtórzę, że my nie jesteśmy zespołem – i nie sądzę, żeby w naszej lidze, a nawet w ekstraklasie, ktoś mógł tak o sobie powiedzieć – o dwie czy trzy klasy lepszym od rywala.

O każdego gola musimy walczyć i mocno się angażować. Dlatego sędziów trzeba rozliczać, bo oni też muszą brać odpowiedzialność za zachowania, które są frustrujące dla zawodników i trenerów oraz obciążają klub.

Kto po drugiej straconej bramce dał sygnał do szturmu, zakończonego zabójczą kontrą?

Ryszard TARASIEWICZ: – Dokładnie to w takim momencie nie da się zapanować nad reakcją zawodników. Mój głos dociera do piłkarzy z opóźnieniem. Oczywiście, można było zostawić czwórkę z tyłu, ale to był moment odbioru piłki, czyli sytuacja gdy nie ma rywala blisko siebie, a w dodatku jest wolna strefa. Skracaliśmy więc pole gry, raz że do bronienia, a dwa chcieliśmy zainicjować kolejną akcję. Nie byliśmy jednak w niedowadze w obronie.

Wracamy jednak do tego co się stało na boisku ze względu na to jaki był wynik i dorabiamy ideologię do faktów, których nie powinno być. Chcieliśmy wygrać, ale mamy to wszystko synchronizowane i nie idziemy na hurra. Nigdy nie zostawiamy w defensywie, nawet jak jest końcówka meczu, krycia jeden na jeden.

W tym przypadku też tak było i to co nieraz powtarzam nie było w naszej grze partyzantki. Nie można więc mieć pretensji do moich piłkarzy.

 

Na zdjęciu: Trener Ryszard Tarasiewicz zostaje przez sędziego Mateusza Złotnickiego ukarany czerwoną kartką.

 

Zobacz jeszcze: relację z meczu GKS-u Tychy z Olimpią Grudziądz

 

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ