Tomasz Adamek: Marzy mi się jeszcze duża walka

 

Spodziewałeś się zwycięstwa przed czasem?
TOMASZ ADAMEK: Nie jestem od pisania scenariuszy. Piszą je tam na górze, a ja mam w sobie dużo pokory i boskie wyroki przyjmuję. Ale jestem też pewny siebie i prawdą jest, że nikogo się nie boję. Jeśli już, to Pana Boga i trochę swojej żony. Wiedziałem, że Joey Abell jest bardzo silnym i niebezpiecznym rywalem; i że muszę być bardzo skoncentrowany. Jak taki siłacz trafi, to możesz nie podnieść się z podłogi. Wiedziałem jednak też, że ma słabe punkty, nie lubi ciosów na korpus i często tam właśnie celowałem. Prawdę mówiąc, nie wykluczałem tego, że mogę go znokautować, ale nie nokaut był moim celem, tylko zwycięstwo i dobra walka. A nokaut, jak to w boksie, przychodzi sam.

Jak w drugiej rundzie Abell poleciał na deski po Twoim prawym krzyżowym, przypomniały się stare, dobre pojedynki, gdy inni padali po takich ciosach. Chociażby Jonathan Banks, jeszcze w wadze junior ciężkiej i Travis Walker…
TOMASZ ADAMEK: Można jeszcze dołożyć Steve’a Cunninghama w naszej pierwszej walce, Thomasa Ulricha, gdy broniłem pasa WBC w wadze półciężkiej. Wciąż potwierdza się to, co mówię: jak Adamek jest szybki, to pokona każdego.

W pojedynku z Abellem byłeś szybki, to fakt. A przecież byłeś najcięższy w karierze, wniosłeś do ringu 105 kg.
TOMASZ ADAMEK: W piątek, na oficjalnym ważeniu, miałem 102,75 kg. Najważniejsze, by się z określoną wagą dobrze czuć. A ja czułem się rewelacyjnie, w czym wielka zasługa dr. Jakuba Chyckiego, który od pierwszego obozu w Osadzie Śnieżka, a teraz też w Szklarskiej Porębie, dba o moją dietę i przygotowanie fizyczne. Cały czas jestem monitorowany, badany i okazuje się, jak mówi Kuba, że mam wydolność na poziomie piłkarza Bundesligi.

Miałeś trudne momenty w walce z Abellem?
TOMASZ ADAMEK: Kilka razy, jak trafił gdzieś w czubek głowy, poczułem jakby prąd mnie przeszył. Kopie jak koń, choć jest mańkutem, to chyba groźniejsze są jego ciosy bite prawą ręką. Byłem jednak czujny, schodziłem nisko, balansowałem, uciekałem na bezpieczną odległość, a on tracił siły. Po tym prawym prostym na korpus w szóstej rundzie, kiedy osunął się na matę, wiedziałem, że koniec jest bliski.

Co teraz, emerytura, czy kolejna walka?
TOMASZ ADAMEK: Na razie wracam do żony i córek, które czekają w New Jersey. A później zobaczymy. Na emeryturę chyba za wcześnie. Adamek jest jak wino, im starszy tym lepszy, więc marzy mi się jeszcze jedna, naprawdę duża walka.

O mistrzostwo świata? Nie żartujesz ?
TOMASZ ADAMEK: A dlaczego nie? Czuję, że mógłbym powalczyć z każdym, ale zobaczymy, co z tego wyniknie, co wymyśli Mateusz Borek, jakie zdanie w tej kwestii mieć będzie Gus Curren, mój trener, z którym znakomicie mi się pracuje. Najważniejsze, że zdrowie i chęć do pracy jest, więc wszystko jeszcze jest możliwe.