Trener z wyboru

Stefano Lavarini potrzebował zaledwie kilku miesięcy, by stworzyć z polskich siatkarek drużynę zdolną pokonać USA, mistrza olimpijskiego, i walczyć jak równy z równym z mistrzem świata Serbią.


W ostatnich latach polska kobieca siatkówka pogrążona była w kryzysie. O nawiązaniu do sukcesu „Złotek” Andrzeja Niemczyka (mistrzostwo Europy w 2003 i 2005) kibice mogli tylko pomarzyć. Ostatni medal w mistrzostwach Europy – brązowy – biało-czerwone wywalczyły w 2009 roku. W mistrzostwach świata po raz ostatni wystąpiły z kolei rok później. A gdy karierę zakończyły m.in.: Małgorzata Glinka Mogentale, Aleksandra Jagieło, Dorota Świeniewicz, Katarzyna Skowrońska czy Izabela Bełcik nastąpiła posucha.

Zmiana pokoleniowa szła bowiem wyjątkowo topornie. Kolejne odmłodzenia kadry serwowane przez Jacka Nawrockiego nie zdawały egzaminu. Tylko raz w 2019 roku nasza drużyna otarła się o podium mistrzostw Europy, ale ostatecznie zakończyła turniej na czwartej pozycji.

Wtedy też nastąpiło tąpnięcie. Mimo dobrego wyniku, siatkarki wystosowały list otwarty, w którym domagały się zmiany trenera. Władze PZPS nie zdecydowały się jednak na zwolnienie go, a konflikt wyciszono. Nawrocki stanowisko ostatecznie stracił, bo zapragnął prowadzić Grupę Azoty Chemik Police, a kontrakt zabraniał mu łączenia stanowisk w klubie i kadrze.

Wybór Włocha

W styczniu 2022 roku Polski Związek Piłki Siatkowej ogłosił, że nowym trenerem kadry został [Stefano Lavarini]. Włoch miał zacnych konkurentów. Do konkursu zgłosiło się ponad 20 kandydatów, a wśród nich takie tuzy, jak Daniele Santarelli, który prowadząc Imoco Volley Conegliano pobił rekord 74 wygranych meczów z rzędu, czy Stephane Antiga, mistrz świata z 2014 roku z naszą męską reprezentacją.

– Rozmowy z kandydatami odbyły się w ciągu dwóch dni. Z Lavarinim i Santarellim kontaktowaliśmy się online, nie mogli przyjechać. Wybór, którego dokonaliśmy, jest jak najbardziej prawidłowy. Argumentów było kilka, ważnym elementem było wprowadzenie czegoś nowego, co spowoduje, że dziewczyny będą chciały grać w reprezentacji – tak uzasadniała wybór Lavariniego Aleksandra Jagieło, przewodnicząca komisji ds. wyboru nowego selekcjonera kadry siatkarek i prezes BKS Bostik Bielsko-Biała.

– Lavarini w trakcie dotychczasowej kariery pracował też z młodzieżą. Wiemy, że nasza drużyna narodowa kobiet jest odmłodzona, mamy perspektywiczne zawodniczki. Dlatego taki argument też był ważny w kontekście jego wyboru – dodała.

Lavarini został drugim zagranicznym selekcjoner w historii naszej kadry pań. Pierwszym był również Włoch Marco Bonitta, który pracował z nią w latach 2007-08.

Na przekór trudnościom

Lavarini do pierwszego wielkiego sprawdzianu, mistrzostw świata, miał tylko kilka miesięcy, a problemów do rozwiązania mnóstwo. Brakowało przede wszystkim liderek. Magdalena Stysiak była kontuzjowana, Malwina Smarzek postanowiła odpocząć po wyczerpującym fizycznie i psychicznie sezonie, a Joanna Wołosz nie była przekonana do powrotu do kadry. Nie grała w niej bowiem od dwóch lat.

Rozgrywająca po rozmowie ze szkoleniowcem ostatecznie zdecydowała się znów założyć biało-czerwony strój. Na mistrzostwa zdążyła się wykurować Stysiak, za to już w trakcie przygotowań kontuzji nabawiły się Martyna Czyrniańska i Martyna Łukasik, które miały być ważnymi punktami zespołu.

Lavarini mimo tych problemów szlifował formę w Szczyrku ze swoimi podopiecznymi. I przygotował zespół, który w mundialu zadziwił siatkarski świat, a polscy kibice na powrót pokochali naszą drużynę, bo też ta grała wspaniale. Nie w każdym meczu prezentowała wysoki poziom, ale siatkarki zawsze zostawiały serce na parkiecie. A mecz z Amerykankami, wygrany 3:0, i przegrany ćwierćfinał z Serbkami (2:3) na zawsze przejdą do historii polskiej siatkówki. Wymownym komentarzem do tego ostatniego starcia były zdjęcia płaczących Polek.

– Kiedy widzę płaczące dziewczyny, zestawiam to sobie z obrazkiem płaczącego zespołu po zeszłorocznych mistrzostwach Europy. Kilka razy im to pokazywałem po trudnych momentach i mówiłem, że płacz przed kamerami nie jest najważniejszy, ważne jest to, jak walczyły o siebie. Nie chciałem widzieć nikogo płaczącego po tym meczu i sam próbuję pozostać bez płaczu. Popłynęły im łzy, ale rozumiem to i widzę, że to inne łzy niż w przeszłości. Po takim turnieju akceptuję ten widok – tłumaczył Stefano Lavarini.

– Wynik pokazuje, jak blisko byliśmy poziomu, który wszyscy chcemy widzieć. Jestem w pełni usatysfakcjonowany tym jak graliśmy. Tym, co teraz, bo jeśli ktoś zacznie mówić już o przyszłości, że to oznacza…. Powiem krótko: to nie oznacza jeszcze niczego. Pokazuje, że możemy, że musimy dużo pracować i rosnąć pomiędzy najsilniejszymi zespołami na świecie. Mieliśmy szansę i to działało na dziś. Ale jutro jest kolejny dzień i znów trzeba swoje udowodnić. Myślimy o miłych uczuciach z tych trzech tygodni: pasji, miłości do sportu, pewności siebie, którą zbudowaliśmy. Teraz tak jest i trzeba być dumnym z tego, co udało się osiągnąć, ale w przyszłym roku zaczynamy od nowa. Musimy wierzyć, że to, co zrobiliśmy tym turniejem da nam jeszcze więcej przytomności i uświadomi, jak ważna jest praca, czy wiara – dodał włoski trener.

Za słaby na sportowca

Kim jest człowiek, który przywrócił do życia polską kobiecą siatkówkę? Lavarini trenerem był od zawsze, choć akurat sam w siatkówkę nigdy nie grał. Wolał piłkę nożną. Grał w ASD Cireggio, niewielkim klubie z rodzinnej miejscowości, Omegny. Kariery nie zrobił. Postawił więc na tenis, ale do niego nie miał talentu. – Byłem słaby we wszystkim, za co się tylko zabrałem.

Nie było dyscypliny sportu, w której czymkolwiek bym się wyróżnił. Jak zacząłem grać w piłkę nożną, to szybko wylądowałem na ławce rezerwowych. Jak zabrałem się za karate, to ciągle wracałem do domu z wielką śliwką na oku. Zrozumiałem, że kariera zawodnicza jest nie dla mnie – mówił w rozmowie z Super Expresem.

– Natomiast zawsze pociągała mnie praca trenera. Imponowało mi jak wybitni sportowcy zdobywają złoto olimpijskie i stwierdziłem, że jedyną możliwość, by kiedyś brać w czymś podobnym udział, stworzy mi zawód szkoleniowca.

Jak trafił do siatkówki? W Omegnie wszyscy interesowali się siatkówką. Jego szkolną koleżanką była Eleonora LoBianco, późniejsza wybitna zawodniczka, a sąsiadką kolejna gwiazda włoskiej siatkówki, Paola Cardullo. Gdy więc trener młodzieży miejscowej drużyny zaproponował mu rolę pomocnika, zgodził się. Miał wtedy zaledwie kilkanaście lat. Lavarini już jako szesnastolatek siedział na ławce trenerskiej w trakcie meczów.

Zaczynał jako asystent w Omegnie, pnąc się w hierarchii w kolejnych latach. Pracował m.in. w La Spezia, Chieri, Clubie Italia, czyli odpowiedniku naszych Szkół Mistrzostwa Sportowego.

– Zbudowałem swoją karierę z niczego i poświęciłem jej wiele – wspominał. W końcu przyszły poważne wyzwania, jakim była praca w Foppapedreti Bergamo. Początkowo jako asystent. W 2016 roku już jako pierwszy trener zdobył z klubem Puchar Włoch. Jego podopieczną była wtedy reprezentantka Polski, Milena Sadurek.

W 2017 roku Lavarini opuścił Włochy. Wyjechał do Brazylii, trenować Minas Tenis Clube. Był to bardzo udany pobyt. Dwukrotnie wygrywał klubowe mistrzostwo Ameryki Południowej i zdobył srebro Klubowych Mistrzostw Świata. Brazylijska przygoda trwała trzy lata. Wrócił do Włoch, gdzie najpierw pracował w Unet E-Work Busto Arsizio, a następnie w Igor Gorgonzola Novara, w której przez rok trenował Malwinę Smarzek.

Koreańska droga

Lavarini od 2019 roku pracę w klubie łączył z prowadzeniem reprezentacji Korei Południowej. Doprowadził ją do czwartego miejsca w ubiegłorocznych igrzyskach olimpijskich w Tokio. Była to ogromna sensacja, bo do faworytów nie należała, to był typowy średniak. Wydawało się, że szczytem marzeń będzie dojście do ćwierćfinału. Włoch po objęciu Koreanek mocno przebudował zespół, ale Kim Yeon-koung, największa gwiazda i liderka reprezentacji pozostała.

– Są wielcy zawodnicy i wielcy liderzy. Kim łączy w sobie to wszystko. Jest jedną z najlepszych przyjmujących na świecie, ale jest też naprawdę charyzmatyczną liderką. Wszystkie zawodniczki w nią wierzą, a ona wierzy w to, co mogą osiągnąć i zabiera je w miejsca, do których nie spodziewały się dotrzeć. Budujemy coś, w czym każdy członek zespołu jest elementem układanki i łączymy wszystkie te elementy, aby stworzyć kompletny obraz. Pod przywództwem Yeon-koung budujemy zespół, w którym każdy jest ważnym komponentem naszego sukcesu – mówił Włoch.

Pod batutą Lavariniego Koreanki z turnieju na turniej spisywały się coraz lepiej i nauczyły się wygrywać z silniejszymi fizycznie zespołami z Europy i obu Ameryk.

Teraz Stefano Lavarini dokonuje tego z polską reprezentacją.


Na zdjęciu: Stefano Lavarini wie jak prowadzić zespół i dotrzeć do zawodniczek.

Fot. Adam Starszyński/PressFocus