Anglia. Trudności Polaków

Nie milkną echa zachowania bramkarza Chelsea, Kepy Arrizabalagi, w finale Pucharu Ligi Angielskiej, który w niedziele rozegrany został na Wembley. Przypomnijmy, że baskijski golkiper w końcówce dogrywki starcia z Manchesterem City odmówił zejścia z boiska. Trener Maurizio Sarri planował wpuścić przed karnymi Willy’ego Caballero. Argentyńczyk stał już przy linii gotowy do wejścia na plac gry. Emocji było co niemiara. Szkoleniowiec „The Blues” wściekał się, rzucał czym popadło, ale finalnie Arrizabalaga został na boisku. Samowola nie przyniosła zamierzonego skutku. Wprawdzie najdroższy bramkarz świata obronił jeden rzut karny, ale jego koledzy pomylili się dwukrotnie i Puchar Ligi Angielskiej pojechał do Manchesteru.

Kepa źle zrozumiany

Po wszystkim eksperci byli niemal zgodni. – To powinien być jego ostatni mecz w barwach Chelsea – grzmiał Chris Sutton, były napastnik m.in. Chelsea. Kiedy emocje nieco opadły główni bohaterowie całego zajścia skomentowali zamieszanie. – Dowiedziałem się o jego skurczach i nie chciałem ryzykować. Kiedy lekarz wrócił na ławkę zorientowałem się w sytuacji. Kepa mógł grać, ale wyraził to w nieodpowiedni sposób. Cóż, byłem naprawdę wściekły. Na pewno porozmawiam z zawodnikiem – powiedział Maurizio Sarri, a Arrizabalaga wydał oświadczenie. – Zostałem źle zrozumiany. Nigdy nie chciałem postępować wbrew trenerowi. Szkoleniowiec myślał, że nie jestem w stanie grać, ale lekarze przekazali mu wiadomość, że mogę bronić dalej – napisał golkiper Chelsea. Po takich wyjaśnieniach nie ma wątpliwości, że Kepa Arrizabalaga pozostanie graczem „The Blues”, choć pewien niesmak po całym zajściu na pewno pozostał.

Jutro Chelsea czeka kolejne ważne wyzwanie. Na Stamford Bridge przyjeżdża Tottenham, który doznał niespodziewanej porażki. W sobotę „Koguty” uległy na wyjeździe Burnley. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Do gry po kontuzji wrócił bowiem Harry Kane i od razu strzelił bramkę. Przypomnijmy, że kapitan reprezentacji Anglii pauzował ponad miesiąc i wyleczył się szybciej niż przypuszczano. – Tak, cieszymy się, że Harry znów jest z nami. W ostatnim meczu nie wykorzystaliśmy jednak wielkiej szansy. Mistrzostwo Anglii nam ucieka – powiedział po przegranym meczu Mauricio Pochettino, opiekun „Spurs”, który po końcowym gwizdku wdał się w emocjonalną wymianę zdań z sędzią Mikiem Deanem. Musiały paść mocne słowa, bo później Argentyńczyk przyznał, że liczy się z konsekwencjami w postaci kary.

Fatalne bilanse bramkarzy

Liverpool stracił punkty na Old Trafford i na 11 kolejek przed końcem sytuacja w czołówce jest czytelna. „The Redsa” mają „oczko” przewagi nad Manchesterem City i jest to ich jedyny kapitał. Bo zespół Juergena Kloppa legitymuje się sporo gorszym, konkretnie o 10 goli, bilansem bramek. Innymi słowy przy równej ilości punktów z Manchesterem City mistrzem Anglii zostaną właśnie „Obywatele”. Jutro ekipa Pepa Guardioli podejmie West Ham i Łukasz Fabiański musi mieć się na baczności. Przypomnijmy, że „Obywatele” nie należą do ulubionych rywali naszego reprezentanta. Mało tego. Jedyny raz polski bramkarz zszedł z boiska zwycięsko po meczu z „Obywatelami” – uwaga – ponad osiem lat temu, kiedy bronił jeszcze barw Arsenalu.

Łącznie 34-letni golkiper rywalizował przeciwko „The Citizens” 13 razy. Poza zwycięstwem jego zespoły odnotowały dwa remisy i przegrały aż 10 meczów. Polak wpuścił 30 bramek, choć za każdym razem, kiedy nie przegrywał udało mu się zachować czyste konto. Nie zmienia to jednak faktu, że Łukasz Fabiański żadnemu innemu rywalowi nie dał pokonać się tak często, jak właśnie Manchesterowi City. Fatalny bilans przeciwko Arsenalowi ma natomiast Artur Boruc, który na Emirates Stadium wystąpi również jutro. Jego zespoły nie wygrały żadnego z ośmiu meczów przeciwko „Kanonierom”, Polak wpuścił w tych spotkaniach 17 goli i ani raz nie zachował czystego konta. Wszystko wskazuje zatem na to, że naszych golkiperów czekają bardzo ciężkie przeprawy.

 

Na zdjęciu: Zamieszanie z niedzieli wyjaśnione. Kepa Arrizabalaga (z prawej) miał skurcze, które… minęły i dlatego pozostał na boisku.