Truskawka na torcie: Lewandowski prowokuje, a Schalke jest jak religia

Kapitan reprezentacji Polski nie podał ręki trenerowi, co oczywiście nikomu w Niemczech nie mogło się spodobać. Jupp Heynckes to spokojny człowiek, więc na konferencji prasowej stwierdził tylko, że decyzje o zmianach zawsze podejmuje szef, a nie poszczególni zawodnicy. No i każdy piłkarz w Bayernie jest traktowany sprawiedliwie, bo wszyscy dokładają się do potęgi i rezultatów klubu. A skoro Wagner bezproblemowo zaaklimatyzował się w Monachium i był istotnym elementem w jego układance, to z pewnością zasłużył na kwadrans na boisku w mecz z FC Koeln.
Nawet jednak tak wyważona wypowiedź nie zmieni faktu, że Robert w ostentacyjny sposób okazał frustrację i po raz pierwszy posunął się do tak ewidentnej prowokacji do transferu. Heynckes zdaje sobie doskonale sprawę, że „Lewy” chciałby być najlepszy nie tylko w Bundeslidze, a te minuty, których nasz rodak nie rozegrał wiosną – zaważą na jego miejscu w wyścigu na przykład po „Złoty But”. Co w przypadku odpadnięcia Bayernu – który w półfinałowym dwumeczu był zespołem lepszym od Realu Madryt, ale został skrzywdzony przez sędziów – z Ligi Mistrzów, mogłoby być indywidualnym celem Lewandowskiego.
Swoją drogą, a jestem zadeklarowanym fanem „Królewskich”, ale skoro w tym roku po raz trzeci z rzędu awansowali do finału Ligi Mistrzów, choć właściwie przeczołgali się przez ćwierćfinał i półfinał, to trudno zakładać, że po ewentualnej przeprowadzce do Madrytu Robertowi byłoby łatwiej o wygranie Champions League. Każda passa kiedyś przecież się kończy, a już tegoroczny Real trudno w ogóle porównywać do tego z poprzedniego sezonu.
Najbardziej w Bundeslidze ucieszyło mnie oczywiście wicemistrzostwo dla Schalke, w którym miałem niewątpliwą przyjemność odnosić sukcesy. Nikt o tym w Gelsenkirchen nie zapomniał, na przyszły weekend zostałem zaproszony przez klub w gronie 130 byłych zawodników, którzy wraz z sympatykami będą fetować powrót na podium i do Ligi Mistrzów. W ten sposób buduje się historię wielkich klubów, a przecież Schalke to nawet coś więcej. Jeśli zapytać ludzi w Gelsenkirchen, czy są kibicami to obruszą się i powiedzą, że S04 to dla nich po prostu religia.
Moja radość jest podwójna, będę miał przecież okazję skomentować występy swojego klubu w Champions League. Głos ze wzruszenia mi nie zadrży, ale miłe wspomnienia z czasów kariery na pewno znów powrócą, kiedy zjawię się na Veltins-Arenie w roli telewizyjnego sprawozdawcy.