Truskawka na torcie: Wyrafinowana ścieżka Diego Simeone

Gdyby francuski pomocnik był w stanie wystąpić dłużej niż przez dwa kwadranse, mecz mógłby się potoczyć nieco inaczej, ale wcale nie musiałby. Atletico Madryt podczas trenerskiej kadencji Diego Simeone jest bowiem marką niepodrabialną, a co jeszcze ważniejsze – skuteczną. Gra mega stabilnie w defensywie i traci niewiarygodnie mało bramek. To naprawdę zaskakujące, że można wypracować tak szczelną obronę. Hiszpański zespół bez wątpienia pod względem zaawansowania w destrukcji plasuje się wśród czterech najlepszych zespołów w Europie. Nie jest to na pewno ładne, ale przynosi zamierzone efekty. A o to w końcu w futbolu chodzi.

OK., trudno nawet porównywać styl Atletico – w którym obrońcy nie stronią od lagi do napastników, a nawet często takie wyprowadzenie ataku stosują – do sposobu rozgrywania akcji przez Barcelonę, ale patrząc na wyniki Katalończyków w Europie w ostatnich latach, to nie koniecznie oni muszą mieć rację. Futbol ofensywny jest oczywiście przyjemniejszy dla kibiców, stąd Barca ma tylu fanów, ale okres zwycięstw drużyn nastawionych przede wszystkim na atak jakiś czas temu się skończył. Zresztą w futbolu od dawna różne drogi prowadziły do celu, za którego realizację rozliczani są trenerzy i piłkarze. Simeone był zawodnikiem bardzo dobrym, topowym, ale specjalizował się w destrukcji. W sumie nic więc dziwnego, że ścieżki do sukcesu prowadzonego przez siebie zespołu szukał przede wszystkim w wyrafinowanej obronie. A skoro znalazł – chwała mu za to. Zwłaszcza że potrafił też wypromować takiego artystę światowych boisk jak Antoine Griezmann, który w odpowiednim momencie potrafi ruszyć i zaczarować nie tylko widzów – na stadionach i przed telewizorami – ale przede wszystkim przeciwników.

W Polsce gra toczy się o nieco inne stawki, ale niewątpliwie z największą presją w weekend będą musieli zmierzyć się piłkarze Piasta. Przy całym szacunku dla trenera Waldemara Fornalika, jego zawodnicy nie będą faworytami potyczki z Bruk-Betem. Zwielokrotniony stres nigdy nie ułatwiał rywalizacji, a od kilku spotkań widać, że gliwiczan mocno paraliżuje. Wyniku oczywiście nie przesądzam, ale większy komfort przed pierwszym gwizdkiem w meczu o być albo nie być będzie z całą pewnością po stronie zespołu z Niecieczy, któremu wystarczy remis.

Szkoda, że taki zgrzyt i w zasadzie pat pojawił się w dyskusji dotyczącej miejsca nagrodzeniu najlepszych zespołów sezonu. Tak wiele mówi się na każdym kroku, że Lotto Ekstraklasa goni Europę, tymczasem decyzje podjęte w kwestii uhonorowania medalistów mistrzostw Polski mocno oddalają nas od zachodnich standardów. Zamiast dostarczyć główne trofeum oraz medale, na przykład helikopterem, na stadion w Poznaniu bądź w Białymstoku i możliwie najszybciej udekorować zwycięzców, szukamy świetlicowych metod, które w poważnych piłkarsko krajach nie zostałyby zaakceptowane. Nie tak to miało wyglądać…