Trzy godziny o kasie

Przytaczaliśmy wczoraj na naszych łamach gorącą dyskusję, jaka miała miejsce pomiędzy radnymi oraz przedstawicielem Urzędu Miasta Katowice, dotyczącą miejsca GieKSy w sportowej strategii miasta, a także – a może przede wszystkim, bo w takim kierunku się potoczyła rozmowa – celów na rozpoczynający się już jutro kolejny sezon pierwszoligowy. Zainteresowanych odsyłamy do środowego numeru „Sportu” i na nasz portal „sportdziennik.pl”. Dziś – jeszcze parę „odprysków” z tejże dyskusji.

Ofery nieatrakcyjne dla sporej grupy zawodników
Niezależnie od każdej innej formy działalności (szeroko prezentował je prezes Marcin Janicki – dop. red.), GKS zawsze będzie oceniany przede wszystkim przez pryzmat wyniku sportowego. A zwłaszcza – wyniku piłkarzy – „oczywistą oczywistość” przypominał radny Andrzej Zydorowicz, były komentator i dziennikarz TVP. Jak już sygnalizowaliśmy, w trakcie ponadtrzygodzinnego posiedzenia słowa „awans do ekstraklasy” się pojawiały, ale… niekoniecznie w kategorycznym tonie. Dyrektor sportowy, Tadeusz Bartnik, przypominał o miejscu klubu raczej w środku ligowej hierarchii – przynajmniej w kwestiach ekonomicznych. – Nasze oferty, o ile nie przebijają finansowo warunków ekstraklasowych, na ten moment nie są atrakcyjne dla sporej grupy zawodników, których chcieliśmy zakontraktować – zaznaczał.

Nie można kupić awansu, można kupić jakość
Ciekawie w tym kontekście jawił się głos radnego Dariusza Łyczki, współtwórcy kolejnych awansów siatkarzy TKKF Czarni Sosnowiec (ostatecznie sekcja „wchłonięta” została przez GKS) aż do PlusLigi. – Nie można kupić awansu, ale można kupić jakość sportową. Grając w pierwszej lidze, mieliśmy najwyższy budżet w całej stawce, co pozwoliło nam najpierw wygrać rozgrywki, a potem skutecznie aplikować o udział w PlusLidze. – Trzeba więc sobie zadać pytanie, czy tego awansu piłkarzy – jako miasto, czyli właściciel klubu – chcemy, czy nie. Fajnie, że są dziś w GieKSie gracze młodzi, zdolni , głodni sukcesu- może rzeczywiście powiodą drużynę do niego. Ale ciągle będziemy tylko na etapie „gdybania” – mówił.

Pieniądze nie są najważniejsze, ale… trzeba je mieć
A potem – odwołując się do przeszłości – stawiał konkretną tezę. – Jestem radnym od 2006 roku. Przez kilka lat zastanawialiśmy się, jak oddłużyć GKS. Nie chcieliśmy pierwotnie słuchać radnego Marka Szczerbowskiego, który mówił parokrotnie: „Spłaćmy całość od razu”. Ile w tym okresie straciliśmy na obsługę odsetek od zadłużenia? Ile straciliśmy czasu na wpuszczanie dziwnych inwestorów, którzy jeszcze owo zadłużenie zwiększyli? Podobnie zaczyna wyglądać sprawa z awansem piłkarzy. Może więc trzeba zbudować taką koalicję wokół GKS-u, by nie było więcej dyskusji o podnoszeniu kapitału, dokładaniu pieniędzy? Na razie zaś rok w rok brniemy w zaułek, który nie pozwala załatwić tej sprawy! Pieniądze bowiem nie są w życiu najważniejsze, ale… trzeba je mieć, by żyć – kończył.

Warto – naszym zdaniem – owe głosy radnych i urzędników zreferować, jak to uczyniliśmy w dwóch odcinkach. Kwestia GKS-u – zwłaszcza w kontekście wyników ligowych – może być bowiem niespodziewanie wielce ważącą kartą podczas jesiennych wyborów samorządowych…