„Trzynastka”, która daje nadzieję

Biało-czerwoni wracają do kraju z podniesioną głową, choć jedna bramka więcej w ostatnim meczu sprawiłaby, że zakończyliby turniej aż o cztery pozycje wyżej.


Gdyby Patryk Walczak w ostatniej sekundzie meczu z Niemcami zdobył gola, polska reprezentacja zajęłaby w mistrzostwach świata miejsce 9. Remis sprawił, że ustąpiła w tabeli grupy 1 drużynie Alfreda Gislasona i została sklasyfikowana na pozycji 13., najlepszej z ekip, które rundę główną zakończyły na 4. miejscu w grupach.

Biało-czerwoni rozegrali w Egipcie 6 spotkań, znów dostarczając kibicom pozytywnych emocji pamiętanych sprzed dekady. Osiągnęli najlepszy wynik od sześciu lat, gdy w Katarze Polacy stawali na podium MŚ 2015 (rok później był jeszcze półfinał olimpijski w Rio de Janeiro). Dwa lata później we Francji kadra już bez „starych gwiazd” zajęła 17. miejsce, a do MŚ 2019 się nie zakwalifikowała. W tegorocznej edycji po raz pierwszy wystąpiły 32 reprezentacje (poprzednio 24).

– Szkoda, że na koniec nie pokonaliśmy Niemców, bo to byłby fajny akcent na zakończenie turnieju, ale przed wyjazdem reprezentacji mało kto oczekiwał tak dobrej gry i wyniku – mówi były reprezentacyjny rozgrywający Rafał Kuptel. – Pokonaliśmy m.in. Tunezję i Brazylię, przegraliśmy jedną bramką z Hiszpanią, Węgrom też nie ulegliśmy z kretesem. Po tąpnięciu, jakie kadra przeżyła kilka lat temu, znów widać w drużynie potencjał – dodaje szkoleniowiec Gwardii Opole.

Wzrośnie pewność siebie

Rafał Kuptel zauważa, że Polakom wciąż brakuje doświadczenia, które pomaga wygrywać takie mecze, jak ten z Niemcami czy Hiszpanią.

– Każdy z zawodników, którzy decydują o losach spotkania, powinien mieć na koncie minimum 50-60 meczów międzypaństwowych. W naszej reprezentacji takich graczy jest niewielu; dla jednych to była dopiero druga tak duża impreza, dla innych nawet pierwsza. Zespołu nie buduje się z dnia na dzień, ale widać, że ukształtował się jego kręgosłup, posiada serce. Jestem przekonany, że po takim turnieju pewność siebie tych młodych zawodników znacznie wzrośnie. Znamienny jest tu przykład Szymona Sićki, który jeszcze dwa lata temu grał ogony w Bundeslidze, a potem w Górniku, teraz odgrywa coraz większą rolę w drużynie z Kielc i jest podporą reprezentacji – przekonuje Kuptel.

Morawski numer 1

Na najwyższą notę w polskiej drużynie w jego ocenie zasłużył bezsprzecznie Adam Morawski. – Na mistrzostwa jechał de facto jako bramkarz numer 2-3, ale dostał szansę i ją wykorzystał. Zamurował nam bramkę w meczach z Brazylią i Niemcami. Pomagała mu też postawa całego zespołu w obronie, za co duże brawa. Innymi wiodącymi postaciami w drużynie byli Sićko, Arkadiusz Moryto i Maciej Gębala, który harował w obronie i ataku, robił grę dla rozgrywających i skrzydłowych – analizuje 45-letni szkoleniowiec.

W ataku polskiej drużyny widać dysproporcję między prawą a lewą stroną rozegrania. Po tej drugiej Szymon Sićki i Tomasz Gębala zdobyli łącznie 40 bramek, po prawej Rafał Przybylski i Maciej Majdziński – 16.

– Selekcja wciąż powinna trwać na każdej pozycji. Poprzeczka pójdzie w górę, ale to naturalne. Bardzo szkoda Majdzińskiego, bo to ciekawy zawodnik, mam nadzieję, że szybko wróci do zdrowia. Nie możemy jeszcze równać do najlepszych, ale jestem optymistą, ta drużyna ma przyszłość, a za dwa lata na następnych MŚ w Polsce i Szwecji powinna już walczyć o czołowe pozycje – przekonuje Rafał Kuptel.


Czarny scenariusz Majdzińskiego?

Meczu z Niemcami nie dokończył na parkiecie Maciej Majdziński, który w pozornie niegroźnej sytuacji złapał się za kolano i od razu udał się do szatni. Dokładne badania 24-letni rozgrywający niemieckiego Bergischer przejdzie w Polsce, ale istnieje obawa, że zerwał więzadła krzyżowe; byłaby to już trzecia tego typu kontuzja utalentowanego „mańkuta”.

– To jest coś, co mnie strasznie boli. Mam nadzieję, że najczarniejszy scenariusz się nie spełni, ale niestety wygląda na to, że tak będzie – powiedział selekcjoner Patryk Rombel w pomeczowym wywiadzie.


Na zdjęciu: Adam Morawski miał najwyższy numer w polskim zespole, zakończył turniej jako jego bezapelacyjny numer 1.

Fot. Rafał Rusek/PressFocus