Twarde lądowanie Widzewa

W Głogowie drużyna Enkeleida Dobiego dostała kolejną surową lekcję i rysują się przed nią nieciekawe perspektywy.


Powrót na zaplecze ekstraklasy jest dla piłkarzy łódzkiego Widzewa wyjątkowo bolesny. Sympatycy tej drużyny dotkliwą porażkę z Radomiakiem (1:4) uznali za wypadek przy pracy, ale po meczu w Głogowie jest jasne jak słońce, że niskie loty widzewiaków nie są dziełem przypadku. Na papierze skład łodzian wygląda przyzwoicie, ale jak wiadomo, same nazwiska na grają. Złośliwi powiedzieliby, że beniaminek ma w tej chwili w składzie tylko wkłady do koszulek.

W porównaniu do poprzedniego meczu z Koroną trener Chrobrego Ivan Djurdjević dokonał korekt w składzie. Obrona pozostała bez zmian, ale na bokach pomocy zagrali Patryk Bryła i Maksymilian Banaszewski, zastępując Marcela Ziemanna oraz Damiana Piotrowskiego. Na środku II linii wystąpili Robert Mandrysz i Jaka Kolenc oraz debiutujący w drużynie gospodarzy Tomasz Cywka.

W Widzewie też nie obeszło się bez retuszy. W porównaniu do spotkania z Radomiakiem trener Enkeleid Dobi dokonał w wyjściowym składzie dwóch zmian. Kontuzjowanego Petara Mikulicia zastąpił na lewej obronie Patryk Stępiński, a w miejsce Mereville’a Fundambu pojawił się Mateusz Michalski, dla którego było to setny mecz w barwach Widzewa.

Pierwszego gola gospodarzom sprezentował bramkarz Wojciech Pawłowski. W 7. minucie na uderzenie z dystansu zdecydował się Jaka Kolenc, piłka odbiła się przed bramkarzem łodzian i po jego rękach wpadła do siatki. To pierwszy gol Słoweńca w drugim meczu w barwach Chrobrego. Tuż przed przerwą gospodarze mieli doskonałą okazję do podwyższenia prowadzenia, lecz Maksymilian Banaszewski z najbliższej odległości trafił w Pawłowskiego.

W 53 minucie Stępiński źle przyjął futbolówkę, przejął ją Banaszewski i uderzeniem z dystansu umieścił pod poprzeczką bramki gości. Bramkarz Widzewa uchronił swoją drużynę przed stratą kolejnego gola w 65 minucie, broniąc strzał Damiana Kowalczyka oraz dobitkę Kolenca. Po raz trzeci golkiper gości skapitulował w doliczonym czasie gry po akcji dwóch rezerwowych Chrobrego – Damian Piotrowski obsłużył Mikołaja Lebedyńskiego, a ten ustalił wynik meczu.

Trener Widzewa Enkeleid Dobi próbował robić dobrą minę do złej gry i usprawiedliwić swoich piłkarzy. – Przegraliśmy ten mecz niezasłużenie jeśli chodzi o rozmiar wyniku – powiedział albański szkoleniowiec. – Nie odpowiada on przebiegowi tego spotkania. Drużyna robiła wszystko, żeby strzelić chociaż jedną bramkę. Brakowało nam tego, co było po stronie Chrobrego: konsekwencji i skuteczności. Wszyscy jesteśmy tym zdezorientowani.


Czytaj jeszcze: Pechowi obrońcy

Pod koniec meczu miałem wrażenie, że możemy grać cały dzień i noc, a piłka i tak nie wpadnie do bramki rywali. Mieliśmy fajne fragmenty gry, ale były też takie, gdzie nie funkcjonowaliśmy tak, jak na treningach i w sparingu. Gdzieś to zgubiliśmy. W dwóch meczach strzeliliśmy tylko jedną bramkę, więc mogę tylko przeprosić kibiców Widzewa, bo wiem, jak są wymagający i że oczekują od drużyny o wiele więcej.

Nie można zarzucić zespołowi braku walki, zabrakło tylko skuteczności i konsekwencji w grze defensywnej i ofensywnej. W piłce jest tak, że jak upadasz, to się podnosisz i myślę, że tak będzie z drużyną w meczu derbowym z ŁKS-em.

Zadowolenia nie ukrywał trener Chrobrego, Ivan Djurdjević. – Potrzebowaliśmy takiego meczu, żeby przełamać się mentalnie – powiedział. – Zespół od początku wyszedł bardzo skoncentrowany, a szybko strzelona bramka bardzo dużo nam dała. Wiedzieliśmy, że Widzew będzie nerwowy, bo pod presją po pierwszym przegranym meczu zrobi wszystko, żeby wygrać. Druga połowa toczyła się pod nasze dyktando. Bramka na 2:0 uspokoiła nastoje. Widzew był nerwowy, ale miał swoje okazje. To na pewno groźna drużyna. Wszystkie zmiany były bardzo dobre. Zawsze mówimy, że rezerwowi są ważniejsi od tych, co grają, bo muszą zakończyć dobrze wykonywaną robotę. To zwycięstwo bardzo mocno nas podbuduje, lecz to dopiero początek.


Chrobry Głogów – Widzew Łódź 3:0 (1:0)

1:0 – Kolenc, 7 min, 2:0 – Banaszewski, 53 min, 3:0 – Lebedyński, 90+1 min.

CHROBRY: Bieszczad – Ilków-Gołąb, Praznovsky, Juraszek, Ratajczak – Bryła (82. Piotrowski), Kolenc (71. Ziemann), R. Mandrysz (89. Michalec), Cywka, Banaszewski – Kowalczyk (71. Lebedyński). Trener Ivan DJURDJEVIĆ.

WIDZEW: Pawłowski – Kosakiewicz, Rudol (66. Nowak), Tanżyna, Stępiński – Ameyaw (69. Czubak), Możdżeń (57. Mucha), Poczobut, Ojamaa (66. D. Kun) – Robak, Michalski (57. Fundambu). Trener Enkeleid DOBI.

Sędziował DominikSulikowski (Gdańsk). Żółte kartki: Juraszek, Ratajczak, Kolenc – Możdżeń, Stępiński, Poczobut.

Piłkarz meczu Maksymilian BANASZEWSKI.


Na zdjęciu: Piłkarze Widzewa (od lewej Patryk Mucha i Daniel Tanżyna) nie mają powodów do optymizmu.

Fot. Adam Starszyński/PressFocus