Upór nagrodzony

Jubileuszowa, 80. „Święta Wojna” dla Zagłębia!


Piłkarze Ruchu nie wygrali w Sosnowcu od niemal 31 lat i na zwycięstwo jeszcze poczekają. Zagłębie po klęsce (0:6) w Rzeszowie ze Stalą podniosło się z kolan i rozegrało najlepszy mecz wiosną, wygrywając zasłużenie z „Niebieskimi” 2:0. Sosnowiczan do zwycięstwa poprowadził Marcin Malinowski, który przejął zespół po zwolnieniu Dariusza Dudka. Były asystent zwolnionego szkoleniowca ma być rozwiązaniem tymczasowym, ale patrząc na postawę zespołu w sobotnim meczu być może warto dać szansę jednemu z byłych ligowców z największym stażem. Popularny „Malina” tchnął w zespół nowego ducha, dokonał kilku ważnych korekt w składzie, a przede wszystkim w porównaniu do poprzednika reagował na wydarzenia na boisku.

Do wyjściowego składu wrócił Filip Borowski, który na prawej stronie zastąpił Dawida Ryndaka, parę środkowych obrońców stworzyli Vedran Dalić oraz Ołeksij Bykow, z kolei w środku pomocy zagrali Sebastian Bonecki oraz Maksymilian Rozwandowicz. Ponadto trener Malinowski „odkurzył” Tymoteusza Klupsia, który na prawej pomocy zluzował Adriana Trocia.

Sosnowiczanie zaczęli z wielkim animuszem i licznie zebrana publiczność na ArcerolMittal Park przecierała oczy ze zdumienia widząc tak walczące Zagłębie. Miejscowi raz po raz zagrażali bramce chorzowian, a to ostatnimi czasy zdarzało się nad wyraz rzadko. W 7. minucie sprytnie piętą uderzał Szymon Sobczak, ale golkiper Ruchu był czujny, podobnie jak przy strzale Deana Guezena chwilę potem. „Niebiescy”, którzy od kilku spotkań mają zadyszkę, w środkowej strefie boiska radzili sobie nieźle, ale z konstruowaniem akcji ofensywnych mieli trudności. Poza celnym uderzeniem Jakuba Piątka w pierwszym kwadransie Ruch nie zagrażał bramce Mateusza Kosa.

Między 24 a 28 minutą sosnowiczanie oddali trzy strzały na bramkę Ruchu, ale piłka jak zaczarowana nie chciała wpaść między słupki strzeżone przez Jakuba Bieleckiego. Najpierw Maksymilian Banaszewski długo nie mógł się zdecydować, którą nogą oddać strzał i ostatecznie jego uderzenie zostało zablokowane, następnie niecelnie główkował Bykow, a potem ładnie „nożycami” złożył się do strzału Klupś, ale Bielecki był na miejscu. Chwilę potem dla Klupsia mecz się zakończył, bo gracz sosnowiczan doznał urazu i musiał opuścić plac gry.

Sosnowiczanie widząc, że wyżej notowany w tabeli rywal nie taki straszny od początku II połowy dążyli do zgarnięcia pełnej puli. Ruch bronił się jednak mądrze i Zagłębie długo nie mogło znaleźć sposobu na pokonanie chorzowian. W 64 minucie próbował Banaszewski, ale jego uderzenie było zbyt lekkie, aby mogło zaskoczyć golkipera chorzowian. Udało się dopiero rezerwowemu, Wojciechowi Szumilasowi, który wszedł do gry w miejsce Guezena. Bo choć Holender z meczu na meczu prezentuje się lepiej, to jednak sił starcza mu na nieco ponad godzinę gry.

Trener Malinowski w przeciwieństwie do poprzednika dostrzegł tę subtelną różnicę i w odpowiednim momencie wymienił gracza z Niderlandów na byłego pomocnika GKS-u Tychy. I to właśnie Szumilas w 78 minucie zdecydował się na uderzenie zza pola karnego, piłka po drodze odbiła się jeszcze od Konrada Kasolika i wpadła do bramki obok bezradnego bramkarza Ruchu. Szumilas jeszcze w 87 minucie zatrudnił Bieleckiego po uderzeniu z rzutu wolnego, a chwilę potem byliśmy świadkami akcji „stadiony świata”. W roli głównej wystąpił kapitalnie dysponowany tego dnia Banaszewski, który dostał piłkę przy linii bocznej i rozpoczął rajd, podczas którego minął w sumie sześciu gracz,y zanim z kilku metrów umieścił piłkę w siatce bezradnego Bieleckiego. Pomocnik sosnowiczan po raz kolejny udowodnił, że jest graczem nietuzinkowym i Zagłębie powinno za wszelką ceną zatrzymać go u siebie.

Ruch poległ, za to na wielkie słowa uznania zasłużyli kibice Ruchu, którzy w kapitalnym stylu dopingowali swój zespół. Okazało się, że można dopingować swoje zespoły bez bluzg i wulgaryzmów. Tu brawa należą się obu stronom. Zagłębie pokazało, że w zespole drzemią możliwości. Czyżby problemem była więc osoba Dariusza Dudka, który od dłuższego czasu bardziej wszedł w rolę celebryty niż trenera?

Zagłębie Sosnowiec – Ruch Chorzów 2:0 (0:0)

1:0 – Szumilas 78 min., 2:0 – Banaszewski, 87 min.

ZAGŁĘBIE: Kos – Borowski, Bykow, Dalić, Ziemann – Klupś (32. Bryła), Rozwandowicz, Bonecki, Guezen (66. Szumilas), Banaszewski – Sobczak. Trener Marcin MALINOWSKI

RUCH: Bielecki – Kasolik, Sadlok, Szywacz – Wójtowicz, Sikora, Sedlak (46. Kobusiński), Moneta (88. Stasiński), Foszmańczyk (57. Janoszka), Piątek (88. Szur) – Szczepan (74. Pląskowski). Trener Jarosław SKROBACZ

Sędziował Tomasz Wajda (Żywiec). Widzów 8327. Żółte kartki: Bryła, Sobczak, Ziemann – Sedlák, Foszmańczyk, Sadlok, Kobusiński.

Piłkarz meczu Maksymilian BANASZEWSKI.


GŁOS TRENERÓW

Jarosław SKROBACZ: – Nie zagraliśmy, tak jak chcieliśmy. Zagłębie było dla nas nie do przejścia, to była inna drużyna niż ta, którą widzieliśmy ostatnio. Byliśmy bezbarwni i bezzębni w ataku. Będzie ciężko zagrać gorzej niż w Sosnowcu.

Marcin MALINOWSKI: – Nikt chyba nie spodziewał się, że po takim laniu ta drużyna będzie tak wyglądała. Chyba najlepiej z tych wszystkich meczów. To zwycięstwo to owoc pracy z trenerem Dudkiem. Nie wiem, dlaczego w poprzednich meczach nie potrafiliśmy uwolnić tego potencjału, który mamy. To nie jest zwycięstwo Marcina Malinowskiego, tylko całej drużyny z trenerem Dudkiem na czele. Bo przez te kilka dni bez niego nie zrobiliśmy rewolucji, pracowaliśmy tak, jak do tej pory. Szacunek dla drużyny, że po laniu w Rzeszowie podniosła się i zagrała dobry mecz.


Na zdjęciu: Maksymilian Rizwandowicz (z lewej) i jego koledzy z drużyny zneutralizowali ofensywne zapędy piłkarzy Ruchu.

Fot. Marcin Bulanda/PressFocus