W Łodzi jastrzębianie niewiele mieli do powiedzenia

Jedziemy na wyjazd!” – skrzykiwali się w piątkowe popołudnie kibice Widzewa, po czym wsiadali w „dziesiątkę”, by przejechać trzy przystanki, dzielące centrum osiedla od stadionu.


Do dokumentacji wpisać więc trzeba pierwsze w tym sezonie „wyjazdowe” zwycięstwo drużyny z Łodzi, a seria trzech meczów po kolei na własnym stadionie (do Łodzi przyjedzie teraz jeszcze Zagłębie) to znakomita okazja do przełamania złej passy z pierwszej fazy sezonu – zwłaszcza że rywale do ligowej czołówki się nie zaliczają.

Tak jak GKS Jastrzębie, który poniósł w Łodzi szóstą (wliczając Puchar Polski) kolejną porażkę. Górnicy niewiele mieli do powiedzenia, a wynik 0:1 jest dla nich honorowy, bo zwłaszcza w pierwszej połowie mogli stracić więcej goli. Mecz rozstrzygnął się właśnie pod koniec pierwszej części gry. Chociaż Widzew miał przewagę od początku i szanse bramkowe mieli Fundambu (dwukrotnie) i Możdżeń, to po 30 minucie przewaga łodzian nasiliła się jeszcze bardziej.

Widzew nie przypomina teraz zespołu, który ze spuszczonymi głowami i smętnymi obliczami piłkarzy kończył poprzedni sezon i zaczynał ten. Gra agresywnie, ale i finezyjnie, siłowo, ale także technicznie. Seriami szybkich podań kilka razy udało się więc wymanewrować obronę rywali, ale bramkarz Grzegorz Drazik bronił strzały widzewskich napastników. Wreszcie w 37 minucie łańcuszek Fundambu – Michalski – Kosakiewicz – Możdżeń dał Widzewowi gola, który rozstrzygnął o wyniku.

Druga połowa nie była już tak efektowna. Emocje mógł zgasić Krystian Nowak, zdobywając bramkę w 46 minucie, ale akcja była za szybka dla pani asystentki, która uznała, że strzelec był „spalony”. To był gruby błąd, w erze VAR-u nie do pomyślenia! Nie było jednak nerwowej końcówki dla Widzewa, bo rywalom z Jastrzębia sił i umiejętności brakowało w końcowych minutach jeszcze bardziej. GKS zerwał się po przerwie tylko raz, gdy debiutujący w zespole Jakub Apolinarski strzelił po kontrze minimalnie niecelne.

Nietypowe zdarzenie, a dokładnie zderzenie, miało miejsce w 74 minucie. W walce o piłkę z rywalami wpadli na siebie z dużym impetem Merveille Fundambu i Marcin Robak. Obaj byli zamroczeni i zostali zmienieni, co dodatkowo „zgasiło” grę, bo byli to najbardziej ofensywni gracze Widzewa.

W miejsce Robaka kapitanem został Mateusz Możdżeń, ale i on zszedł wkrótce z boiska, a opaskę przejął Daniel Tanżyna. To dopiero gratka dla zbieraczy dokumentacyjnych ciekawostek: drużyna miała trzech kapitanów, co akurat już się wcześniej zdarzało, ale tym razem do takiej sytuacji doszło w dwóch kolejnych meczach, bo i w spotkaniu ze Stomilem kapitanowie kolejno opuszczali pokład przed ostatnim gwizdkiem.


GKS 1962 Jastrzębie – Widzew Łódź 0:1 (0:1)

1:0 – Możdżeń (37 min., podanie Kosakiewicza)

GKS Jastrzębie: Drazik – Kulawiak, Rutkowski, Bondarenko, Zalewski – Skórecki (84. Łaski), Zejdler (90+3. Karmański), Mróz (54. Jadach), Feruga, Farid Ali (54. Apolinarski) – Rumin. Trener Pawł Ściebura

Widzew: Mleczko – Kosakiewicz, Nowak, Tanżyna, Becht – (Michalski 90+2. Rudol), Mucha, Fundambu (78. Mąka), Możdżeń (83. Poczobut), Kun (83. Ameyaw)– Robak (78. Czubak). Trener Enkeleid Dobi

Sędziował Sylwester Rasmus (Toruń). Widzów ok. 9 tysięcy. Żółte kartki: Skórecki, Apolinarski, Kulawiak, Karmański.

Piłkarz meczu Mateusz Michalski.

Fot. Adam Staszyński/PressFocus