Miedź Legnica. Dylematy z obrońcami

Do tej pory w pięciu meczach Miedzi Legnica z Koroną Kielce padły zaledwie trzy bramki!


W bieżących rozgrywkach Miedź Legnica u siebie, a Miedź na wyjeździe, to dwie zupełnie inne drużyny. Na swoim boisku podopieczni trenera Jarosława Skrobacza zdobyli komplet punktów, przy imponującym bilansie bramkowym 7:1, natomiast w gościach byli bardzo wyrozumiali dla rywali i nie zrobili im krzywdy. To nic, że przegrali obie potyczki, nie strzelili na wyjazdach nawet jednego gola!

– Nie da się ukryć, że Miedź na własnym boisku czuje się pewniej – przyznał ambasador legnickiego klubu i zarazem komentator stacji Polsat Sport, Janusz Kudyba.

– W Legnicy publika „nakręca” zespół, co ma potem odzwierciedlenie w wyniku spotkania. Niestety, problemem są wahania formy obrońców. Bożo Musa nigdy nie był szybki i zwrotny, ale w zwycięskim meczu z Resovią we własnym polu karnym wygrał 90 procent pojedynków z rywalami. W meczu z Arką Arkadiusz Kasperkiewicz poszedł „na klepę” i ograł go jak dziecko. Nie wiem, czy trener Skrobacz w najbliższym meczu posadzi go na ławce rezerwowych, czy też da mu szansę rehabilitacji. Ja dałbym mu odpocząć, bo przecież w odwodzie pozostaje Nemanja Mijuszković. Natomiast bałbym się wystawić Wiktora Pleśnierowicza, bo to jeszcze chyba nie ten moment, by wybiegł w podstawowym składzie. Prędzej zdecydowałbym się na wspomnianego wcześniej Mijuszkovicia. Natomiast jedno jest pewne – obrońcy Miedzi muszą grać bliżej siebie, bo grając wysokim pressingiem robią dużo wolnego miejsca przeciwnikowi. Trener Arki Ireneusz Mamrot doskonale to wykorzystał, jego piłkarze wchodzili w powstałe luki, a efekt jest wiadomy – wysoka porażka mojej drużyny. Przed sobotnim meczem trenera Skrobacza czeka ogrom pracy mentalnej.

Korona Kielce wystartowała trochę gorzej od „Miedzianki”, bo w czterech meczach zdobyła 5 punktów.

– Ten dorobek jest mylący, bo drużyna Macieja Bartoszka powinna wygrać w Głogowie – przekonuje Janusz Kudyba.

– Była wprawdzie słabsza od gospodarzy, ale drugi samobójczy gol Kamila Juraszka był prawidłowy i powinien zostać uznany, a wtedy nie byłoby remisu 1:1, tylko wygrana gości. Może Korona nie jest faworytem meczu w Legnicy, lecz temu zespołowi nie sposób odmówić determinacji. Kielczanie na pewno będą walczyć, nie odstawią nogi, a dodatkowo zmobilizuje ich ostatnia porażka na własnym boisku z Górnikiem Łęczna. Poza tym mają w składzie kilku wartościowych, doświadczonych i ogranych zawodników, jak chociażby Jacek Kiełb, Mateusz Cetnarski, Rafał Grzelak. Miedź czeka trudna przeprawa, bo kielczanie nie bronią się kurczowo, stwarzają okazje do zdobycia bramek. Moim zdaniem goście nie stoją na straconej pozycji, na dodatek są zespołem nieobliczalnym.


Czytaj jeszcze: Bezradność, która może irytować

Sobotni pojedynek będzie szóstą konfrontacją obu zespołów w rozgrywkach ligowych. W sezonie 1990/1991 Korona i Miedź walczyły na szczeblu 2. ligi. W Legnicy wygrali gospodarze 1:0, w Kielcach padł bezbramkowy remis. Ponownie obie ekipy „wpadły na siebie” w sezonie 2018/2019, czyli po 27. latach! Były to rozgrywki LOTTO Ekstraklasy. W dwóch meczach rozegranych w Kielcach kibice nie zobaczyli gola, natomiast w Legnicy obie drużyny pogodził remis 1:1. Prowadzenie dla gości zdobył w 54 minucie Maciej Górski, który pięknym strzałem pokonał Antona Kanibołockiego. Wyrównującego gola dla Miedzi zdobył Paweł Zieliński, który zmusił do kapitulacji niemieckiego bramkarza Korony, Matthiasa Hamrola.


Na zdjęciu: Paweł Zieliński (z prawej) jest jedynym piłkarzem z obecnej kadry Miedzi, który strzelił gola Koronie.

Fot. Piotr Matusewicz/PressFocus