W pełnym składzie gotowi na mecz

 

„Górnicy” długo czekają na wygraną w ekstraklasie, bo od 25 sierpnia, kiedy to na swoim stadionie rozbili Koronę 3:0. Od tego czasu, a rozegrano już pięć kolejek, zdobyli ledwie trzy punkty. Nic więc dziwnego, że w tabeli są ledwie na pozycji numer 11. W zabrzańskim klubie nikogo to nie satysfakcjonuje.

Idealny czas na kontuzję

– Zdajemy sobie sprawę z tego, jak ważne spotkanie czeka nas w niedzielę. Mimo pozycji naszego przeciwnika w tabeli, z szacunkiem podchodzimy do tego meczu. Gramy u siebie, więc to my powinniśmy kontrolować to, co dzieje się na boisku. Wiemy, gdzie rywal ma swoje atuty. Będziemy chcieli zneutralizować nie tylko poszczególnych zawodników, ale całą grę ŁKS. Myślę, że czeka nas ciekawe i otwarte spotkanie – mówił na przedmeczowej konferencji prasowej Marcin Brosz, trener Górnika.

Sztab szkoleniowy zabrzan nie może narzekać, bo do dyspozycji ma wszystkich graczy. – Ze zgrupowania wrócili już Erik Janża i Boris Sekulić, a także młodzieżowcy, Daniel Ściślak oraz Przemek Wiśniewski. Czekamy jeszcze na powrót z Afryki Alasane Manneha. Ma się pojawić w piątek. W jego przypadku liczyliśmy się z tym, że powrót może trwać dłużej – mówi trener Brosz.

Po urazach do drużyny wraca też dwójka obrońców: Paweł Bochniewicz i Adrian Gryszkiewicz. O ile ten drugi w tym sezonie nie gra, to akurat powrót „Bochena” jest istotny. Do meczu z Lechem w 10 kolejce grał bowiem, jak inni obrońcy, we wszystkich grach od pierwszej do ostatniej minuty.

– Z Lechem rozerwałem torebkę stawową i naderwałem wiązadła. Na szczęście nie było to na tyle poważne, żeby czekała mnie dłuższa przerwa, a już mogę grać i jestem do dyspozycji trenera. Bardzo się z tego cieszę, że tak to się wszystko potoczyło i mieliśmy do czynienia z reprezentacyjną przerwą, bo dzięki temu wyleczyłem się i odpokutowałem żółte kartki, z Cracovią i tak nie mogłem grać. Tak, że był to „idealny” moment, żeby złapać tą kontuzję – mówi Bochniewicz, którego w starciu z „Pasami” na środku defensywy zastąpił – z powodzeniem – Michał Koj. W wyjściowym składzie zabrzan na spotkanie z łodzianami z pewnością na boisko wybiegnie jednak „Bochen”.

Co ze środkiem pomocy?

Więcej kłopotów trenerzy będą mieli ze środkiem pomocy. Z Cracovią zabrzanie zagrali na dwóch defensywnych pomocników i ten manewr się sprawdził, bo dobrze grał i Szymon Matuszek i Mateusz Matras. Dodatkowo ten pierwszy zdobył efektownego gola po uderzeniu głową.

– Zdajemy sobie sprawę, że to newralgiczne miejsce. W przerwie na reprezentacyjną przerwę ćwiczyliśmy pewne schematy. Nie było akurat z nami grających na tej pozycji Ściślaka i Manneha. Na pewno będziemy chcieli postawić na optymalny skład, a w zależności od boiskowych wydarzeń będziemy reagowali. Dobra gra środkowych pomocników, to więcej piłek dla zawodników grających na bokach czy Igora z przodu. Dzięki temu można wykorzystać to, co mamy najlepsze – zaznacza trener Brosz.

W meczu z ŁKS, to „górnicy” są faworytem. Ewentualne trzy punkty mocno pomogłyby w wywindowaniu się w górę tabeli…

– Nie lubię wygrywać meczów przed ich rozpoczęciem, bo jest to zgubne. Patrząc na to, że ŁKS jest na ostatnim miejscu w tabeli, a wcześniej przegrali osiem meczów z rzędu, to owszem, może jesteśmy faworytem, ale trzeba pamiętać, że nasza liga jest taka, że często to nie faworyt wygrywa spotkania, ale ten teoretycznie słabszy. Legia jedzie na Płock i przegrywa. Wpadki zdarzają się też innym, nie jest u nas jak przykładowo w Niemczech. U nas każdy wygrywa z każdym, co widać po tabeli. My na przykład jesteśmy o dwie wygrane od podium, ale też o dwie porażki od dołu. Chcemy wygrać z ŁKS i w stu procentach wyjdziemy zmotywowani, żeby tak było, ale jak mówię, nie można w ciemno zakładać, że już mamy na swoim koncie trzy punkty – mówi Bochniewicz.