Widowiskowa Skra, czyli charakter i hart ducha

Cztery mecze i 16 bramek oraz emocje do ostatnich sekund – tak teraz grają podopieczni Jakuba Dziółki.


Miesiąc w piłce nożnej to czasem… epoka. Potwierdza to postawa Skry. Częstochowianie, których pięć spotkań w rundzie jesiennej kończyło się bezbramkowym wynikiem, a osiem razy w ich ubiegłorocznych meczach na boiskach I ligi o końcowym wyniku decydował jeden gol, zupełnie zmienili oblicze. Ostatni raz rezultat 0:0 podopieczni Jakuba Dziółki odnotowali 11 marca w Nowym Sączu. Od tego czasu w czterech potyczkach z udziałem „skrzaków” kibice zobaczyli 16 bramek, a emocji było tyle, że jeszcze długo po ostatnim gwizdku kibice żywiołowo dyskutowali o tym, czego byli świadkami. Przedłużenie tej serii, bo tak już chyba można mówić po kolejnym spektaklu, było Widowisko (przez duże „W”) na stadionie Widzewa.

– Cieszę się, że było co oglądać i jeszcze bardziej z tego, że wywalczyliśmy remis 2:2, strzelając gola w ostatniej akcji meczu – mówi trener częstochowian.

– W poprzednich dwóch spotkaniach akurat w ostatnich sekundach traciliśmy gole i Arka, wykorzystując karnego, wygrała z nami w Gdyni 3:2, a w Bełchatowie, do 79 minuty prowadziliśmy 2:0 i Chrobry Głogów doprowadził ostatecznie do remisu. Drugi raz z rzędu zanotowaliśmy więc taki sam wynik, ale bełchatowskie 2:2 podszyte było niezadowoleniem, za to łódzkie 2:2 to dla nas zwycięski remis.

Jakub Dziółka zadowolony był także z postawy swoich zawodników.

– Urodziłem się w 1980 roku, więc nie oglądałem na żywo tych legendarnych meczów Widzewa w europejskich pucharach z Manchesterem City, Manchesterem United, Liverpoolem czy Juventusem Turyn w półfinale Pucharu Europy Mistrzów Krajowych sprzed 39 lat, ale wiem, że wtedy narodził się termin „widzewski charakter” – dodaje szkoleniowiec Skry.

– Widziałem go też na wideo patrząc na fragmenty dostępne w internecie. I mogę śmiało powiedzieć, że moja drużyna w niedzielę, na stadionie, który pamięta tamte czasy, pokazała charakter i hart ducha. Przecież nie muszę mówić o co walczy Widzew, zajmujący 2. miejsce w tabeli, a gdzie my w niej jesteśmy. Nie spuściliśmy jednak głów nawet po wypatrzonym przez VAR rzucie karnym i straconej z niego bramce na 1:2 w 82 minucie. Daliśmy się ponieść emocjom płynącym z trybun, które dopingowały rywali. Z tego czerpaliśmy energię i to nas napędziło. Zaryzykowaliśmy, bo stoper Adam Mesjasz przeszedł na końcowe minuty do ataku, a przy ostatniej akcji i rzucie rożnym ten pęd do zdobycia bramki był tak wielki, że trzech naszych obrońców oddawało strzały, aż wreszcie Mariusz Holik wpakował piłkę do siatki i zapanowała wielka radość – kończy Jakub Dziółka.

W ten sposób częstochowianie zakończyli trudny tydzień z trzema meczami i mieli wczoraj wolne, żeby ochłonąć z emocji oraz odpocząć. Na razie zbierają pochwały za grę, ale ciągle w tym roku są jeszcze bez zwycięstwa więc zdają sobie sprawę, że ich kibice liczą na przełamanie w Wielką Sobotę w Bełchatowie, gdzie podejmować będą Górnika Polkowice.


Fot. Krzysztof Porebski / PressFocus