Widzew – Legia jak dwadzieścia lat temu

Nie tylko to świadczy o faktycznej randze tego wydarzenia, które będzie przecież czymś więcej niż spotkaniem czołowej drużyny ekstraklasy z II-ligowcem zaledwie w 1/16 finału.

Oba zespoły spotkają się w Łodzi po niemal sześcioletniej przerwie. 10 listopada 2013 roku Legia wygrała z Widzewem 1:0 po golu Tomasza Jodłowca. W wiosennym rewanżu padł wynik 5:1 dla Legii, która zdobyła wówczas mistrzostwo Polski, a Widzew został zdegradowany i od tej pory jest od ekstraklasy daleko. Jednak przecież nie zawsze tak było – mecze Widzewa z Legią to jeden z polskich „klasyków”, a szczególnie utkwiła w pamięci kibiców i przeszła nawet do legendy rywalizacja tych drużyn w 1996 i 1997 roku, gdy Widzew zdobywał mistrzostwo Polski po dramatycznych meczach w Warszawie. „Franek Smuda czyni cuda” – tymi właśnie meczami do historii polskiej piłki i Widzewa przeszedł ten trener.


Nie sposób oprzeć się dzisiaj refleksji, że zwycięstwa w Warszawie były początkiem końca pewnej epoki. Trzy lata później – w kwietniu roku 2000 – Widzew wygrał z Legią po raz ostatni. Potem była między innymi klęska 0:6 w ostatnim meczu sezonu 2003/04, gdy wiadomo było, że klub jest już bankrutem i licencji na następny sezon i tak nie dostanie. O skali upokorzenia Widzewa w tym meczu świadczy fakt, że trzy bramki dla Legii zdobył ełkaesiak Marek Saganowski, jednego gola strzelił… bramkarz Artur Boruc, a kibiców z Łodzi nie wpuszczono w ogóle na stadion przy Łazienkowskiej. Marnym pocieszeniem jest fakt, że w kwietniu 2018 roku Widzew wygrał jeszcze w III lidze z rezerwami Legii 3:2, a przy tej okazji ustanowiony został rekord frekwencji na widzewskim stadionie – 17 987 widzów. Powinni pamiętać to spotkanie Michał Karbownik i Mariusz Praszelik, którzy grali wtedy w rezerwach Legii, a dzisiaj zagrają chyba w pierwszym zespole.

Trudny już do pobicia rekord frekwencji może dzisiaj paść! Stadion jest za mały, biletów w wolnej sprzedaży w zasadzie nie ma, bo większość kupili posiadacze ligowych karnetów, a z Legii meldują, że do klubu wpłynęło 9 tysięcy zamówień. Przyjechać może jednak tylko 900 osób (5 procent pojemności stadionu, określanej na 18 tysięcy), resztę trybun zajmą kibice Widzewa. Uff, będzie gorąco… Nie trzeba dodawać, że policja gromadzi „siły i środki”.

W Legii niektórzy piłkarze mają już pucharów „na pęczki” – na przykład Inaki Astiz sześć razy zdobywał Puchar Polski. Jednak i Widzew ma też w składzie triumfatora tych rozgrywek: Łukasz Turzyniecki nie zdołał zadebiutować w Legii w lidze, ale grał w sezonie 2017/18 w ćwierćfinałowych meczach o Puchar Polski, będąc zmiennikiem… właśnie Astiza. Tej jesieni Turzyniecki w Widzewie gra mało, ale akurat w ostatnim meczu ze Stalą Stalowa Wola wystąpił i zanosi się na to, że i przeciwko Legii zagra.

Któż może jednak wiedzieć, jaki skład szykuje Widzew? W niedzielę, dzień po meczu w II lidze, rezerwy Widzewa grały ze Stalą Głowno w łódzkiej okręgówce. Wystąpili w tym meczu zawodnicy z pierwszego zespołu: Wolański, Zieleniecki, Mandiangu, Radwański, Ameyaw, Wolsztyński i Pięczek. To zawodnicy „drugiego szeregu”, zwykle rezerwowi, ale kilku z nich grało dzień wcześniej w Boguchwale, a „joker” Rafał Wolsztyński zdobył nawet bramkę. Właśnie tacy zawodnicy – jak wskazuje praktyka – grają w meczach pucharowych, czyżby więc Marcin Kaczmarek chciał zafundować swoim piłkarzom trzy mecze w pięć dni? Wydaje się więc, że przeciwko Legii Widzew zagra jednak w najsilniejszym obecnie składzie, a rezerwowi czekać będą na ławce na swoją szansę. Co innego Legia – kilka tygodni temu, oszczędzając siły na Glasgow Rangers, trener Aleksandar Vuković wystawił wręcz III-ligowy skład na mecz ekstraklasy z ŁKS. Legia wygrała 3:2, a mecz był popisem niedocenianego wcześniej Jarosława Niezgody. Tak może być i tym razem. Astiz, Remy, Stolarski, Veszović, Karbownik, Praszelik, Rosołek, pewnie Cierzniak w bramce zamiast zaprzyjaźnionego z Turzynieckim Majeckiego – ci zawodnicy znajdą się zapewne w wyjściowej jedenastce. Stwarza się szansa dla… Odry Opole, która też w środę zmierzy się w Ząbkach z osłabioną w ten sposób Legią II.

Zapomnijmy jednak na chwilę o prestiżowej otoczce meczu. Na boisku faworyta wskazać nietrudno, ale… jeżeli przyjąć jedną z definicji określenia „derby” jako rywalizację zespołów z sąsiednich metropolii, to taki mecz może mieć nieoczekiwany przebieg. Bo derby rządzą się swoimi prawami – mówi wyświechtana, ale prawdziwa maksyma.