Z drugiej strony. Republika bananowa czy jakoś tak…

Decyzja o areszcie jest następstwem zażalenia prokuratury na wcześniejsze postanowienie Sądu Rejonowego, który uznał, że wystarczą inne środki zapobiegawcze, a nie areszt, bo nie zachodzi obawa matactwa. W tych nowych okolicznościach Marzena S.-C. wyszła z sali sądowej już w towarzystwie policjantów.

Przyjmijmy optymistycznie, że to nie epilog sprawy, lecz raczej dopiero jej początek. Że w przewodzie sądowym wyjdzie wszystko, co wyjść powinno, pokazując stopień deprawacji ludzi, którzy jakoby Wiśle Kraków służyli, a w rzeczywistości w najbardziej bezczelny sposób ją doili. Na domiar złego usiłowano to umaić patriotyzmem klubowym, miłością do barw i ich ochroną, nie zabrakło też rzecz jasna patriotyzmu bogoojczyźnianego, co w zasadzie można traktować jako szczyt bezczelności.

To, co działo się w klubie z Reymonta, opisał w swojej książce zatytułowanej „Wisła w ogniu. Jak bandyci ukradli Wisłę Kraków” dziennikarz TVN Szymon Jadczak. Ukazała się raptem przed kilkoma dniami, zatem jeszcze nie czytałem, ale z opisów wynika, że działy się tam rzeczy dziwne i straszne, o których można powiedzieć, że były nieustającym aktem robienia w konia kibiców prawdziwych, tych, co za Wisłę daliby się pokroić. I oczywiście piłkarzy, i działaczy (co niektórych), i trenerów… Klub ten był po prostu dojną krową, nie liczyło się nic poza kasą, jaka można było wyciągnąć. Narkotyki i inne, teoretycznie bardziej legalne geszefty – robione również z kibolstwem spod znaku… Cracovii – to była codzienność. Policjanci i inni odpowiedzialni za bezpieczeństwo i porządek też w to w byli umoczeni. Co zdaje się wskazywać, że Polska to raj dla mafiozów, republika bananowa czy jakoś tak; ostatnio – jak słychać – coś w tym zwrocie frazeologicznym się zmieniło, acz… też Krakowa dotyczy.

Jakie więc znaczenie mógł mieć poziom sportowy Wisły, jej dzisiaj i jutrzejszy? Otóż nie miał żadnego, można co najwyżej na intuicję przyjąć, że obecność w najwyższej klasie rozgrywkowej i towarzyszący temu większy szum stanowiły lepsze alibi do kamuflowania przestępczych działań.

Aresztowanie byłej pani prezes, ukazanie się książki i wychodzenie na jaw coraz to bardziej śmierdzących spraw nałożyło się na pięć z rzędu porażek Wisły w ekstraklasie, z finałem (?) w postaci klęski 0:7 w Warszawie w minioną niedzielę. Przyjmijmy, że duże znaczenie miały w tym osłabienia, kontuzje, odejścia zawodników, a także trenera Radosława Sobolewskiego; że nie sposób drużynę w takich okolicznościach poskładać, być może przede wszystkim psychicznie. Jednak też trudno definitywnie odrzucić tezę, że otoczka, w jakiej od dłuższego czasu funkcjonował klub z Reymonta, świadomość tego, co się działo na trybunach i w gabinetach, z kim tam się miało do czynienia, wreszcie – że wiele biedy było spowodowanej takimi właśnie działaniami, nie odgrywały (i nie odgrywają) żadnej roli.

Entuzjazm z początku tego roku, towarzyszący ratowaniu klubu z Reymonta przez rzesze wyciągających zaskórniaki kibiców i przez m.in. Jakuba Błaszczykowskiego, najwyraźniej wystygł i nie wiadomo, czy da się go wzniecić ponownie. I to jest ten największy ból Wisły…