Kolarz z gitarą

W Internecie można zobaczyć jak wicemistrz świata i olimpijczyk Witold Plutecki gra na gitarze skomponowaną przez siebie „Easter Bossa in B min”


Witold Plutecki w pamięci sympatyków kolarstwa zapisał się przede wszystkim występem w mistrzostwach świata w holenderskim Valkenburgu, gdzie 22 sierpnia 1979 roku razem ze Stefanem Ciekańskim, Janem Jankiewiczem i Czesławem Langiem wywalczył srebrny medal w drużynowej jeździe na czas.

– To był na pewno jeden z najbardziej pamiętnych dni mojej kariery – mówi gliwiczanin urodzony 8 października 1956 roku. – W naszej reprezentacji oprócz czwórki startującej w drużynówce byli jeszcze, zgłoszeni do wyścigu ze startu wspólnego: Jan Krawczyk, Janusz Pożak, Krzysztof Sujka, Zbigniew Szczepkowski i Ryszard Szurkowski, który mimo schyłku kariery był wtedy aktualnym mistrzem Polski.

Medalowe nadzieje

Wszyscy kibice czekali na ten najbardziej prestiżowy występ, ale my im to oczekiwanie umililiśmy. 3 dni przed rywalizacją indywidualną pojechaliśmy swoje 98,5 kilometra bardzo dobrze. Wprawdzie z NRD przegraliśmy o 2 minuty i 4 sekundy, ale udało się nam wywalczyć 9-sekundową przewagę nad Norwegami oraz 18-sekundową nad drużyną ZSRR. Na tej fali radości Jan Jankiewicz, który jako jedyny z naszej czwórki pojechał w wyścigu ze startu wspólnego, również sięgnął po srebro. Na finiszu przegrał walkę o tęczową koszulkę. Ryszard Szurkowski dotarł do mety jako ósmy tuż za Janem Krawczykiem w grupce, mającej 25 sekund straty do mistrza i wicemistrza świata.

Nic więc dziwnego, że rok później na Igrzyska Olimpijskie w Moskwie jechaliśmy też z medalowymi nadziejami. Czwarte miejsce przyjęliśmy jako porażkę. To co się wtedy wydarzyło można było nazwać kumulacją pecha. Nie dość, że Jan Jankiewicz na dwa-trzy dni przed startem dowiedział się, że zmarł mu ojciec to jeszcze w dniu startu obudził się z 40-stopniową gorączką. Na samej trasie dopadł nas jeszcze defekt. Do podium, które na pewno było w naszym zasięgu zabrakło nam minutę i 20 sekund. To niepowodzenie spowodowało jednak, że jadący w wyścigu ze startu wspólnego Czesiek Lang niesiony sportową złością sięgnął po srebro. Siergiej Suchoruczenko odjechał co prawda na solo i był nie do dogonienia. Z kolei Czesiek w sprinterskiej próbie pokonał Jurija Barinova, z którym odjechali reszcie stawki.

Stworzony do jazdy w drużynie

Także na krajowych szosach Witold Plutecki specjalizował się w rywalizacji zespołowej. Już jako junior udowodnił, że jest stworzony do jazdy drużynowej. Na Ogólnopolskiej Spartakiadzie Młodzieży w 1973 roku w barwach Kolejarza Gliwice sięgnął po srebro w wyścigu drużynowym. W tej konkurencji był także mistrzem Polski w 1978 roku i wicemistrzem w 1979 roku w barwach Legii Warszawa oraz w latach 1983 i 1984 jako zawodnik Gwardii Katowice.

– Trochę się tych medali uzbierało – dodaje Witold Plutecki, olimpijczyk z Moskwy. – Były także indywidualne dobre występy, bo w 1978 roku, czyli wtedy kiedy byłem mistrzem w drużynówce, zostałem też wicemistrzem Polski w jeździe indywidualnej na czas, przegrywając tylko z Tadkiem Mytnikiem. Drugie miejsce na etapie w Giro del Bergamasco w 1979 roku też było osiągnięciem. Ale to już dla dzisiejszych kibiców kolarstwa „prehistoria”. Wracam do niej tylko gdy przyjeżdżam do Polski, żeby przez miesiąc pomieszkać w podbędzińskich Toporowicach z synem oraz poodwiedzać kolegów z peletonu. Na co dzień mieszkam bowiem z córką w Anglii, a dokładniej w Grantham.

Tam „rezyduję” przez 10 miesięcy. Po miesiącu u syna mam jeszcze trzeci adres w Bułgarii gdzie spędzam wakacyjny miesiąc korzystając ze słońca i plaży. Nic więc dziwnego, że ten polski okres mija mi bardzo szybko i zwykle brakuje czasu. Na szczęście Heniu Krawczyk i Bogdan Szczygieł utrzymują kontakty ze stara Gwardią. Miałem okazję zobaczyć znajomych i na kolarskich opowieściach miło płynął nam czas. Powiem jednak szczerze, że te dziesięć kolarskich medali z mistrzostw Polski leżą gdzieś głęboko w szufladzie. Nie wyciągam ich, żeby popatrzeć na blask przemijającej chwały. Życie po karierze potoczyło się swoim torem. Byłem biznesmenem prowadząc różne interesy: rowerowy, fizjoterapeutyczny i nawet spożywczy, a teraz jestem emerytem.

Muzyczna pobudka

W tej wyliczance Witolda Pluteckiego nie może zabraknąć miejsca na… gitarę. Nie bez powodów blisko pół wieku temu mówiło się, że jest on najlepszym kolarzem wśród gitarzystów i najlepszym gitarzystą wśród kolarzy.

– Muzyka towarzyszy mi od najmłodszych lat – wyjaśnia Witold Plutecki. – Chodziłem do podstawowej szkoły muzycznej w Gliwicach do klasy gitarowo-skrzypcowej. Później było już raczej granie dla siebie i komponowanie do szuflady. Wprawdzie kolarstwo sprawiło, że muzyka zeszła na drugi plan, ale na zgrupowaniach kolarskich trener kadry Andrzej Ruciński powiedział, że codziennie rano mam grać na pobudkę. Wtedy właśnie redaktor Maciej Biega napisał o mnie „najlepszy gitarzysta wśród kolarzy i najlepszy kolarz wśród gitarzystów”.

Najbardziej lubię grać bluesa i próbuję jazzu. Mówię „próbuję”, bo to gatunek, który wymaga wyjątkowego talentu i dużo pracy. Na Internecie można posłuchać mojej kompozycji „Easter Bossa in B min”. Teraz więc muzyka znowu wróciła na pierwsze miejsce, a rower zszedł do piwnicy. Podziwiam na przykład Henia Krawczyka, który pochwalił mi się koszulką mistrza Polski wywalczoną rok temu w rywalizacji mastersów powyżej 65 lat i dodał, że ścigają się nawet 80-latkowie. Mnie to już „nie grozi”. Powiem szczerze, że nie jestem nawet kibicem, bo sporadycznie tylko śledzę wyniki zawodów. Mistrzostwa świata ostatni raz obserwowałem uważnie oglądając transmisje telewizyjne w 2017 roku gdy kolarze ścigali się w Bergen. Natomiast gdy w 2019 roku miałem ich „pod nosem”, bo gospodarzem zawodów było angielskie Horrogate, nie pojechałem, żeby zobaczyć jak ścigają się najlepsi kolarze świata.

Woli peleton wspomnień

Pamiętam, że Polacy w tych mistrzostwach nie osiągnęli sukcesów. Wiem też, że Rafał Majka to brązowy medalista igrzysk olimpijskich z 2016 roku oraz najlepszy góral Tour de France i zwycięzca etapów „Wielkiej Pętli”, a Michał Kwiatkowski w 2014 roku zdobył tęczową koszulkę. Na temat współczesnego polskiego kolarstwa za dużo jednak nie poopowiadam. Wolę już raczej wracać do tamtych lat. Razem ze mną w peletonie jechali dwaj najwięksi polscy zawodnicy Ryszard Szurkowski i Stanisław Szozda. Pierwszy, choć nominalnie amator, ale skoncentrowany na tym co robi jak prawdziwy profesjonalista. Drugi natomiast uśmiechnięty, wesoły, skory do dowcipów. Obaj już niestety nie żyją.

Trzecim zawodnikiem w mojej klasyfikacji najlepszych kolarzy, z którymi się ścigałem jest natomiast Czesiek Lang. Cieszę się, że po zakończeniu swojej bogatej w sukcesy kariery, w której został pierwszym polskim zawodowcem, zabrał się za organizację Tour de Pologne. Zrobił z niego wyścig na światowym poziomie. Mam do niego telefon, ale ostatni raz widziałem się z nim kilkanaście lat temu. W tej wyliczance wielkich zawodników nie mogę też nie wymienić Zygmunta Hanusika, z którym związanych jest wiele anegdot wyssanych z kolarskiego bidonu.

Pamiętam na przykład jak podczas Małopolskiego Wyścigu Górskiego przed startem w Krakowie, już pod koniec kariery popularnego „Zygi” – bo tak do niego wszyscy mówiliśmy – jeden z ówczesnych młodych kolarzy kłaniał się mu z szacunkiem mówiąc „Panie Zygmuncie”. Oczywiście starzy wyjadacze od razu to podchwycili. Znając trasę, która zaczynał się podjazdem i górską premią, zapowiedzieli temu młodzieńcowi, że nie powinien wyprzedzać Hanusika. Dodali nawet, że „Zyga” powiedział: „Jak z nim przegrom to kończa karierę”. Już nie pamiętam czy przegrał, ale karierę faktycznie wkrótce zakończył.

Sport dla każdego

Małopolski Wyścig Górski nieprzerwanie jedzie dalej i w tym roku odbyła się już jego 61. edycja. Po 22 latach przerwy na drogi Śląska i Zagłębia wróciło Kryterium Asów.

– Na szczęście dla kolarstwa są jeszcze tacy ludzie jak Bogdan Szczygieł. Chcę im się poświęcać czas i pieniądze na organizację zawodów kolarskich – twierdzi Witold Plutecki.

– Gdy jeździłem w barwach Gwardii Katowice był to dla nas najważniejszy wyścig sezonu. Co prawda ja w tej specyficznej formie ścigania nie czułem się zbyt dobrze i nie osiągałem sukcesów. Jednak dla kibiców jest to fajna forma zawodów. W Anglii też się odbywają. W małych miasteczkach mieszkańcy raz w roku zamykają samochody w garażach i żyją taką imprezą. Gromadzą wszystkich miłośników kolarstwa z całej okolicy. Zwykle są to bowiem imprezy masowe, a kolarstwo jest właśnie sportem dla każdego.


Na zdjęciu: Świetna niegdyś ekipa Gwardii Katowice, od lewej: Zdzisław Krudysz, Witold Plutecki, Adam Borkowski i Bogdan Szczygieł.

Fot. arc


Pamiętajcie – jesteśmy dla Was w kioskach, marketach, na stacjach benzynowych, ale możecie też wykupić nas w formie elektronicznej. Szukajcie na www.ekiosk.pl i http://egazety.pl.