Wracamy na stadiony! Oby zgodnie z harmonogramem

Rozmowa z Wojciechem Jagodą, komentatorem i ekspertem stacji Canal+

Ile meczów średnio w sezonie pan komentuje?
Wojciech JAGODA
: – Ostatnio uchodzę za rekordzistę. W poprzednim sezonie było ich 59. Doskoczyłem do komentowania ekstraklasy od sezonu 2013/14, gdy mój nSport łączył się z Canal+. To już zatem 7 pełnych sezonów. Średnio wychodzi między 50 a 60 skomentowanych spotkań, choć bliżej tej drugiej liczby. Mnożąc to razy 7 – mamy około 400 meczów. Łukaszem Surmą (559 występów w ekstraklasie – przyp. red.) jeszcze nie jestem, ale zagrać przez ten czas nikt nie mógł więcej.

Jak odnaleźć w sobie entuzjazm, jadąc na przykładową Pogoń z Płockiem?
Wojciech JAGODA
: – Trochę to trwało, ale mam wrażenie graniczące z pewnością, że jakość spotkań ekstraklasy, przy których pracuję, kompletnie nie ma wpływu na to, w jakim nastroju będę mecz kończył. Nawet po przeciętnym jestem w stanie mieć w sobie pozytywną energię – bo coś udało się zrobić dobrze, zauważyć jakąś rzecz, której nie mogli dostrzec widzowie. Albo coś przewidzieć. Codziennie rano budzę się z uśmiechem, wiedząc, że za kilka dni kolejne mecze ekstraklasy.

Czy praca komentatora w pandemii różni się od tego, co było wcześniej?
Wojciech JAGODA
: – Bardzo, bo od 27. do 37. kolejki wszystkie mecze komentowaliśmy z „generała Sikorskiego”, czyli z dziupli. Mogliśmy opierać się tylko i wyłącznie na tym, co mają też przed oczami widzowie, czyli monitorach z przekazem TV. Z punktu widzenia komentatora nie ma różnicy, bo ma tworzyć atmosferę, znać mnóstwo szczegółów.

Co prawda na stadionie można się jeszcze czegoś dowiedzieć bezpośrednio przed meczem, ale w dziupli jest w stanie wprowadzić się w taki sam nastrój, co na stadionie. Inaczej jest z ekspertem, który z założenia powinien unikać opowiadania o tym, co ludzie widzą – no bo to widzą. Raczej musi szukać tego, czego nie widać; czegoś bardziej złożonego. Na stadionie znaleźć to o wiele łatwiej. Gdy drużyna broni, można na przykład kątem oka spokojnie spojrzeć, jak zachowuje się napastnik; czy bierze udział w grze obronnej, czy został z niej zwolniony przez trenera i już kumuluje energię na kontratak.

Z poziomu dziupli to raczej niemożliwe. Z jednej strony jest trudniej o znalezienie czegoś, co czasem potrafi dać większą satysfakcję niż krzyknięcie 10 razy „gol!”, a z drugiej strony mniej nas rozprasza. Na stadionie skaczesz wzrokiem – murawa, monitor, murawa, monitor… Łatwo coś po drodze przeoczyć, w dziupli tego nie przeoczysz. Trudniej zrobić coś ekstra, ale łatwiej zrobić mecz bez wpadki.

Czy w nowym sezonie coś się dla was zmienia?
Wojciech JAGODA
: – Wracamy na stadiony! Już od pierwszego meczu, 1. kolejki. Mam nadzieję, że bez żadnych perturbacji, zgodnie z harmonogramem, aż do połowy maja 2021 skomentujemy wszystko z trybun.

Trudno się nie cieszyć. Co prawda będziemy rzadziej w domach, rodziny może nieco ucierpią, ale będzie możliwość zatęsknienia i spełniania się w pracy; szukania na stadionie czegoś bardziej taktycznego, ukrytego i zastanowienia się nad tym, dlaczego tak postąpił dany trener. Fantastycznie będzie móc znów zasiąść na stadionie.

To coś, na co czekaliśmy. Oczywiście, zostaliśmy objęci programem izolacji wdrożonym przed wznowieniem poprzedniego sezonu. To, co wcześniej dotyczyło piłkarzy, osób funkcyjnych, służb telewizyjnych z LiveParku czy naszych kolegów reporterów, teraz dotyczy również komentatorów. Jesteśmy w reżimie sanitarnym od pierwszego sierpnia, pod kontrolą, z obowiązkiem wysyłania wieczornych opisów naszego stanu zdrowia.

Niepokoi się pan o ten sezon?
Wojciech JAGODA
: – Ja akurat mam już wystarczająco dużo lat, by nawet bez narzucanych ograniczeń dbać o siebie. Mój tryb życia narzuca mi nie PZPN czy Ekstraklasa SA, ale zdrowy rozsądek. Staram się nie bać, a pomagać sobie procedurami. Mam nadzieję, że wszyscy pracujący przy ekstraklasie myślą w dokładnie taki sam sposób i z naszej strony uda się nie spowodować żadnych problemów.

Nie mamy wpływu na to, co robią inni. Ostatnie tygodnie pokazują, że pojawiają się zakażenia wśród piłkarzy. I pewnie będą się pojawiały. Jeśli jednak będą realizowane procedury, to pojedyncze przypadki nie przeszkodzą nam w spokojnym dograniu sezonu.


Sezonu, w którym odbędzie się tylko 30 kolejek. Trudno będzie się przestawić na brak ESA 37?
Wojciech JAGODA
: – Dla mnie to sytuacja wyjątkowa podwójnie. Pracę przy ekstraklasie rozpocząłem w 2013 roku, to był pierwszy sezon liczący 37 kolejek. Dzielono jeszcze wtedy punkty, czego ostatnio już nie było. Sam się zastanawiam, jak będzie teraz… Jest nutka niepewności, że może być trochę nudniej, ale nie mamy na to wpływu.

Sezon jest krótszy, rozpoczyna się dopiero pod koniec sierpnia, bo przed nami przełożone na przyszły rok Euro. Nie można tego było zrobić inaczej, to była jedyna rozsądna możliwość, dlatego grajmy – i tyle. Istnieje ryzyko, że będzie mniej ciekawie, ale przecież poprzedni sezon toczył się w formule ESA 37 i już na wiele kolejek przed końcem wiedzieliśmy, kto spadnie i kto będzie mistrzem. Czy to było mniej ciekawe? Dla mnie… absolutnie nie!

Sezon bez emocji w końcówce nadal pasjonował dzięki młodzieży. Ona w ostatnich kolejkach była niesamowita. Rządziła – zarówno ta, którą znaliśmy wcześniej, jak i ta dopiero pojawiająca się, której nazwisk musieliśmy się uczyć. Serducho biło mocniej, gdy 17-, 18-, 19-latkowie strzelali kolejne gole. Sezon 2020/21, z racji faktu, że spada tylko jeden zespół, może być trochę bardziej ubogi w emocje, ale może dać nam to, o co od lat apelował Michał Probierz. „Dajcie nam spokojniejsze końcówki sezonu, będziemy mogli częściej grać młodzieżą” – mówił, a teraz regulamin powie w jego stronę: „Sprawdzam!”.

Zobaczymy, czy po tych apelach Cracovia będzie finiszowała z pięcioma młodymi, czy może tylko jednym regulaminowym.

Awans którego z beniaminków ucieszył pana najbardziej?
Wojciech JAGODA
: – Mam już prawo być sentymentalny, dlatego odpowiem, że Podbeskidzia, którego mecze komentowałem w ekstraklasie. Nie pracowałem przy Warcie czy Stali, bo grały na niższych poziomach. W Bielsku-Białej powstawał stadion, nie nudziłem się ani na spotkaniach domowych, ani wyjazdowych – bez względu na to, kto prowadził zespół. Komentowałem ostatni występ ekstraklasowy, 3:4 z Wisłą Kraków.

Zapamiętałem bardzo smutny sztab szkoleniowy Roberta Podolińskiego i zdroworozsądkowo reagujących kibiców, którzy nie pluli na piłkarzy i wierzyli, że wrócą do elity za rok, a nie za cztery lata. Zapamiętałem też kilku piłkarzy, którzy nie wyglądali na ludzi spadających z ligi. Pięć minut po meczu uśmiechnięci, wykąpani, wyżelowani, rozgadani. Jakby nic się nie stało… Miałem wrażenie, że to ja jestem bardziej smutny niż niektórzy z nich.

Mam nadzieję, że Krzysztofowi Brede udało się skompletować taki skład, który nawet gdy nie wygrywa, daje z siebie 100 procent, a po przegranej reaguje tak, jak powinien reagować ktoś, kto źle wykonał robotę. Smutkiem, złością na samego siebie.

Po którym piłkarzu wracającym do ekstraklasy obiecuje pan sobie najwięcej?
Wojciech JAGODA
: – Oczywiście niezauważony nie może pozostać powrót Artura Boruca. 40-letni Arek Malarz pokazał, że bramkarze w tym wieku mogą sobie radzić, dlatego o Artura jestem spokojny. Ktoś powie: „Ale on ostatnio mało grywał!”. Gdyby występował w polu – OK, zgodziłbym się. Ale doświadczony bramkarz jest w stanie utrzymywać wysoką formę nawet tylko trenując, pod warunkiem, że ma dobrego trenera bramkarzy, a z tym Legia nie ma problemu, skoro jest Krzysztof Dowhań. Dante Stipica, rewelacja bramkarska poprzedniego sezonu, przyszedł do Pogoni po sezonie w Bułgarii, w ciągu którego rozegrał jeden czy dwa mecze.

Nagle okazało się, że kompletnie nie przeszkadza mu to robić furorę w ekstraklasie. Zaintrygowany czekam na powrót Boruca, ale jestem spokojny, że sobie poradzi. Znak zapytania stawiam przy Bartoszu Kapustce. Pamiętam, jak dobrym, wszechstronnym pomocnikiem był w Cracovii, ale to był sezon 2015/16. Dawno temu. Teraz to zupełnie inny człowiek, po przejściach, po ciężkiej kontuzji. Może być różnie, ale trzymam kciuki, by się udało.

Jest jakaś drużyna, na której mecze szczególnie pan czeka?
Wojciech JAGODA
: – W sezonie 2019/20 był to Raków. Zawsze gdy w grafiku widziałem mecz Rakowa, a w rubryce „ekspert” wpisane własne nazwisko, ogromnie się cieszyłem. Zawsze się coś działo – najczęściej dlatego, że Raków dobrze grał w piłkę. Parł do przodu, starał się wykorzystywać każdą sekundę, siadał na przeciwnikach wysoko. Po wyrównaniu na 2:2 z Legią niejedna drużyna by się cofnęła, a on szukał kolejnych sytuacji, bo chciał wygrać. Tak było w większości spotkań przeciwko drużynom z czołówki.

Jeśli Rakowowi uda się utrzymać podobną koncentrację w spotkaniach ze słabszymi, to nie zdziwię się, jeśli będzie walczył o wyższe cele. Ten zespół ma twarz Marka Papszuna, który nie jest po to, by zawodnikom było w klubie przyjemnie, a by ich rozwijać. Nie stara się być wobec nich miły, robić fajnych treningów. Pracuje tak, jak należy. Wszyscy młodzieżowcy w swojej karierze powinni choć jeden sezon popracować z trenerem Papszunem. Na pewno po takiej twardej szkole staliby się lepszymi piłkarzami. I lepszymi facetami.


Na zdjęciu: Wojciech Jagoda (na małym zdjęciu) nie jest przekonany, czy powrót Bartosza Kapustki (z prawej) na polskie boiska zakończy się powodzeniem.

Fot. legia.net