Z drugiej strony. Defetyzmu odrobinę mniej

Mniej więcej 48 godzin przed meczem z Włochami na stan polskiej piłki na antenie TVN24 skarżył się… Zbigniew Boniek. Odnosił się wprawdzie głównie do polskich klubów, i do ich fatalnych występów w europejskich pucharach, ale w tle była oczywiście reprezentacja. W wypowiedziach prezesa, zwykle przecież bardzo pewnego w swoich sądach, pojawiła się delikatna nuta bezradności, przejawiająca się w stwierdzeniach typu, że kluby to takie państwa w państwie, zarządzane rozmaicie, lecz często mało kompetentnie. Nie omieszkał przy tym podkreślić, że w szkoleniu młodzieży jest postęp, dokonujący się za sprawą m.in. programu opracowanego przez PZPN. Poza tym jednak sytuacja jest jaka jest, co oczywiście nie może pozostawać bez wpływu na siłę i potencjał drużyny narodowej.

Mniej więcej na 24 godziny przed meczem z Włochami z reprezentacją tego kraju do lat 20 zmierzyła się w Łodzi nasza drużyna do lat 20, dowodzona przez Jacka Magierę, i doznała koszmarnego lania 0:3, co jakby samo w sobie stanowiło potwierdzenie smutnych diagnoz Bońka. I… zaprzeczenie diagnoz Roberto Manciniego – od niedawna selekcjonera pierwszej reprezentacji Italii – skarżącego się, że kluby Serie A (i nie tylko) blokują dostęp do gry w lidze młodym rodzimym zawodnikom, którzy muszą ustępować miejsca cudzoziemskiemu zalewowi.

Mniej więcej godzinę przed meczem w Bolonii swój mecz zakończyła drużyna U-21, dowodzona przez Czesława Michniewicza, która schodziła z boiska w Lubinie jak niepyszna po szczęśliwym remisie 1:1 w eliminacjach MME z Wyspami Owczymi, psując sobie w ten sposób sytuację w grupie, a konkretnie tracąc na rzecz Danii przodownictwo. Dawid Kownacki, kapitan tej drużyny, powiedział wprost: – Tak nie przystoi grać reprezentantom Polski. Zbigniew Boniek takiej wypowiedzi musiał tylko przytaknąć, zapewne jeszcze bardziej pogrążając się w defetyzmie.

No a kilkadziesiąt minut później nasi zaczęli mecz w Bolonii. Pierwszy po rosyjskich koszmarach. Pierwszy w Lidze Narodów. Pierwszy pod wodzą nowego selekcjonera, Jerzego Brzęczka. Pierwszy w takim składzie, z debiutantami oraz zawodnikami, którzy wcześniej zaledwie liznęli kadrę. I co? I powiedzieć, że wstydu nie było, to powiedzieć mało. Była to gra, na którą długimi fragmentami patrzyło się z przyjemnością. Dobrze zorganizowana, pewna w obronie, ze sporą liczbą szans bramkowych, wreszcie – z remisem, który przed spotkaniem bralibyśmy w ciemno i z wdzięcznością.