Z drugiej strony. VARiatkowo

Trochę zaskakuje mnie więc czwartkowa dyskusja środowiska piłkarskiego (i dziennikarskiego) i wielka burza wokół decyzji PZPN – powodowanej możliwością obVARowania jedynie połowy meczów – o rezygnacji ze stosowania VAR-u w 30. serii spotkań ekstraklasy.

„Wścibskie oko kamery” – bo czymże innym jest VAR – to wciąż tylko bezduszna technologia właśnie; narzędzie dostarczające obrazu z różnych perspektyw. Ostateczna decyzja i tak pozostaje w rękach człowieka. Biegającego z gwizdkiem po boisku czy siedzącego akurat na fotelu przed monitorem – nieważne. Ważne, że decydent ów podlega ciągle tym samym ograniczeniom, a werdykty i tak podejmuje z uwzględnieniem bagażu własnej wiedzy, doświadczeń i przeżyć. Nikt mnie nie przekona, że kolejne decyzje, ferowane na podstawie zapisu wideo, zawsze są absolutnie właściwe, nie budzące kontrowersji i zamykające usta wszystkim obserwatorom. W sensie formalnym oczywiście są nieodwracalne; można autorowi gola odebrać radość ze zdobytej bramki, „1” na tablicy wyników zamienić znów na „0”.

Poczucia krzywdy u jednej z boiskowych stron (i jej kibiców) bynajmniej jednak nie likwidują. Dopóki reguły gry w piłkę nożną pozostawiają pole do interpretacji – vide choćby sprawa zagrania ręką i rzutu karnego w minioną niedzielę w meczu Wisła – Lech – dopóty VAR pozostanie jedynie dodatkiem do futbolu, a nie jego sednem. Dodatkiem, owszem, użytecznym, ale przecież nie decydującym w przekroju całego sezonu o tytule mistrzowskim czy o degradacji. Tak naprawdę dziś technologia najbardziej potrzebna jest… samym arbitrom, i to wyłącznie ich samopoczucie poprawia. Stanowi dla nich „wentyl bezpieczeństwa”, w myśl zasady: „nawet jeśli coś spieprzę, VAR to za mnie naprawi”. Piłkarzom obecność VAR-owskiego osprzętu (lub jego brak) różnicy nie robi: z czystej statystyki wynika, że suma werdyktów dla nich korzystnych i niekorzystnych, podejmowanych przed ekranem, i tak będzie oscylować wokół zera. „Bobo” Kaczmarek na półtora dekady przed wprowadzeniem „sztucznego oka” tę zasadę wyraził prosto i dosadnie: „Raz jesteś rzeźnikiem, raz baranem”…

Wszystko zaczyna się i kończy na ludziach – powtórzmy na koniec. Tym razem w nieco innym kontekście. Jakoś trudno bowiem uciec od wrażenia, że czwartkowy – lakoniczny – komunikat PZPN (a to właśnie centrala piłkarska, a nie „Ekstraklasa” SA jest dysponentem VARobusów) jest też wyrazem bardzo ludzkich emocji. Zbigniew Boniek u progu tygodnia „testował” w mediach społecznościowych pomysł podzielenia owej 30. kolejki na dwa dni. Pozwoliłoby to na wysłanie arbitrom VAR-owskiej pomocy na każdy z ośmiu stadionów. Zważywszy na moment złożenia owej propozycji, decyzja środowiska ligowego mogła być jednak tylko jedna: negatywna. Nadąsany właściciel jedynych w całej piaskownicy grabek, wiaderka i łopatki zabrał więc po prostu z niej swoje zabawki…